[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czterdzieści pięć lat w Paryżu nie było w stanie - jak utrzymywała - zatrzeć w niej prowincjonalnej gąski w nieustannym dążeniu do odzyskania utraconegodomu na wsi.Czy na świecie istnieje bardziej osobiste muzeum? Ten dom jestColette.Slajdy jej oczu wyświetlane są na ścianie nad podestem schodów.Te oczy - nawiedzone od dzieciństwa do starości - błyskają nawas, kiedy wchodzicie albo schodzicie.Do muzeum zwykle przychodzi się patrzeć, tutaj to Colette się wam przygląda.Na podstopni-cach wypisane są złotymi literami tytuły jej książek.Na marmurowej posadzce wyryto w różnych miejscach jej liczne adresy.W swoimczasie musiała być jedną z najczęściej fotografowanych osób - jedna sala jest cała obramowana jej zdjęciami.Podkładki pod ramy sąkolorowe i dzięki temu wnętrze wygląda wesoło.Patrząc na jej wczesne zdjęcie przy fortepianie, z warkoczem sięgającym podłogi, niemal słyszy się muzykę.W alkowie wisi mnóstwo jej fotografii ze zwierzętami.Zawsze miała jakichś ulubieńców - przeważnie brzydkiepsy.Czuję dreszcz, patrząc na jej rękopisy z własnoręcznymi poprawkami i książkę adresową wypełnioną brązowym atramentem.Pojemnik z piórami, pudełko ze szklanym okiem stoją pod zdjęciem,na którym Colette sięga do tego samego pojemnika.Kamienne obramowania drzwi wymalowane są w niebieskie pnącza, co przypomina mi jej ogród w Sai nt - Tropez.Jedne drzwi prowadzą do jej pracowni i sypialni, urządzonej identycznie jak jej apartament w Palais Royal.Projektantom udało się stworzyć wrażenieCelastrus orbiculalus, silne pnącze o ozdobnych żółtych owocach.autentycznego wnętrza.Oglądam biblioteczne schodki, białe porcelanowe psy przerobione na lampy, kobiece foteliki bez poręczy z serwetkami wyszywanymi na kanwie w kwiaty, ściany w purpurowei żółte jak słoneczniki cętki, wąskie łóżko pod ścianą.Kiedy chorowała na artretyzm i musiała leżeć, nie ruszała się z tego pokoju.Pod futrzaną narzutą, ze stolikiem na kółkach nasuwanym na łóżko, pisała, przyjmowała przyjaciół, oglądała swoją kolekcję motyliułożoną nie w sztywnych rzędach, ale przypadkowo, jakby w locie.Kochała przedmioty ze szkła.Zachowały się jej szklane bransoletki i koń, tak samo jak rzadka kolekcja różnokolorowych kartezjań-skich butelek z nurkami.Widzę, jak podnosi jeden ze swoich przycisków z uwięzionym w środku motylem czy kwiatem, kiedyw środku zdania musi sobie coś przemyśleć.Często pisała na niebieskim papierze i nawet osłonę do lampy na biurku miała w tymkolorze.Błękitne światło w oknie apartamentu w Palais Royal stało się sławne.Przechodnie na dole podnosili w nocy głowy i widzieli, że Colette pisze.Tak wiele z niej wciąż żyje w przesiąkniętychjej osobowością pokojach rozświetlonych kolorami Południa.Podobałaby się jej kafejka na dole.Szkoda, że nie może wejść z nami na pate, ser, bagietkę z kieliszkiem wina.Tym, co uczyniłoby to muzeum prawdziwym rajem na ziemi,mógłby być ogród Colette, urządzony na podstawie wspomnień jejmatki, jej własnych ogrodów oraz tego, który sobie wyobrażała, gdyjuż nie miała żadnego.A jeśli nie ogród, to może skłaniający do medytacji spacerowy labirynt? Wędrówkę punktowałyby malowane znaki z cytatami, których moc wyczarowałaby przed oczami duszy tamten realny ogród.Zamiast pochylać się nad grządkami i wąchaćokazale róże, można by przeczytać: Pierwsze drgnienie wiosny jest tak poważną sprawą, że następujący potem akces róży celebruje się z mniejszym zapałem.A jednak róży przysługuje wszystko: splendor, tajemnicze zapachy, mięsiste płatki, które kuszą nozdrza, wargi, zęby.Ale wszystko zostałojuż powiedziane, wszystko rodziło się już co roku, odkąd róża poraz pierwszy tu weszła; pierwszy pączek zwiastuje nieunikniony rozkwit następnych (.).Dojrzalsze niż owoce, bardziej zmysłowe niżpoliczek czy pierś (.)".I jeszcze: Nie pytaj, gdzie zasadzę białą różę, potarganą przez pojedynczy podmuch wiatru, żółtą, która pachnie dobrym cygarem, różową, która ma woń róż, czerwoną, która umiera nieodwołalnie po rozlaniu swych zapachów i której suchy, nic nieważący trup wciążłagodzi powietrze niczym balsam.Nie ukrzyżuję mojej czerwonejróży na ścianie, nie przywiążę jej do brzegu zbiornika z wodą.Będzie rosnąć, jeśli mój dobry los pozwoli, tuż przy otwartej sypialni, która zamiast czterech będzie miała tylko trzy ściany i wystawi się na wschodzące słońce".Nawet nielubiane róże mogą bujnie kwitnąć na drogowskazie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Czterdzieści pięć lat w Paryżu nie było w stanie - jak utrzymywała - zatrzeć w niej prowincjonalnej gąski w nieustannym dążeniu do odzyskania utraconegodomu na wsi.Czy na świecie istnieje bardziej osobiste muzeum? Ten dom jestColette.Slajdy jej oczu wyświetlane są na ścianie nad podestem schodów.Te oczy - nawiedzone od dzieciństwa do starości - błyskają nawas, kiedy wchodzicie albo schodzicie.Do muzeum zwykle przychodzi się patrzeć, tutaj to Colette się wam przygląda.Na podstopni-cach wypisane są złotymi literami tytuły jej książek.Na marmurowej posadzce wyryto w różnych miejscach jej liczne adresy.W swoimczasie musiała być jedną z najczęściej fotografowanych osób - jedna sala jest cała obramowana jej zdjęciami.Podkładki pod ramy sąkolorowe i dzięki temu wnętrze wygląda wesoło.Patrząc na jej wczesne zdjęcie przy fortepianie, z warkoczem sięgającym podłogi, niemal słyszy się muzykę.W alkowie wisi mnóstwo jej fotografii ze zwierzętami.Zawsze miała jakichś ulubieńców - przeważnie brzydkiepsy.Czuję dreszcz, patrząc na jej rękopisy z własnoręcznymi poprawkami i książkę adresową wypełnioną brązowym atramentem.Pojemnik z piórami, pudełko ze szklanym okiem stoją pod zdjęciem,na którym Colette sięga do tego samego pojemnika.Kamienne obramowania drzwi wymalowane są w niebieskie pnącza, co przypomina mi jej ogród w Sai nt - Tropez.Jedne drzwi prowadzą do jej pracowni i sypialni, urządzonej identycznie jak jej apartament w Palais Royal.Projektantom udało się stworzyć wrażenieCelastrus orbiculalus, silne pnącze o ozdobnych żółtych owocach.autentycznego wnętrza.Oglądam biblioteczne schodki, białe porcelanowe psy przerobione na lampy, kobiece foteliki bez poręczy z serwetkami wyszywanymi na kanwie w kwiaty, ściany w purpurowei żółte jak słoneczniki cętki, wąskie łóżko pod ścianą.Kiedy chorowała na artretyzm i musiała leżeć, nie ruszała się z tego pokoju.Pod futrzaną narzutą, ze stolikiem na kółkach nasuwanym na łóżko, pisała, przyjmowała przyjaciół, oglądała swoją kolekcję motyliułożoną nie w sztywnych rzędach, ale przypadkowo, jakby w locie.Kochała przedmioty ze szkła.Zachowały się jej szklane bransoletki i koń, tak samo jak rzadka kolekcja różnokolorowych kartezjań-skich butelek z nurkami.Widzę, jak podnosi jeden ze swoich przycisków z uwięzionym w środku motylem czy kwiatem, kiedyw środku zdania musi sobie coś przemyśleć.Często pisała na niebieskim papierze i nawet osłonę do lampy na biurku miała w tymkolorze.Błękitne światło w oknie apartamentu w Palais Royal stało się sławne.Przechodnie na dole podnosili w nocy głowy i widzieli, że Colette pisze.Tak wiele z niej wciąż żyje w przesiąkniętychjej osobowością pokojach rozświetlonych kolorami Południa.Podobałaby się jej kafejka na dole.Szkoda, że nie może wejść z nami na pate, ser, bagietkę z kieliszkiem wina.Tym, co uczyniłoby to muzeum prawdziwym rajem na ziemi,mógłby być ogród Colette, urządzony na podstawie wspomnień jejmatki, jej własnych ogrodów oraz tego, który sobie wyobrażała, gdyjuż nie miała żadnego.A jeśli nie ogród, to może skłaniający do medytacji spacerowy labirynt? Wędrówkę punktowałyby malowane znaki z cytatami, których moc wyczarowałaby przed oczami duszy tamten realny ogród.Zamiast pochylać się nad grządkami i wąchaćokazale róże, można by przeczytać: Pierwsze drgnienie wiosny jest tak poważną sprawą, że następujący potem akces róży celebruje się z mniejszym zapałem.A jednak róży przysługuje wszystko: splendor, tajemnicze zapachy, mięsiste płatki, które kuszą nozdrza, wargi, zęby.Ale wszystko zostałojuż powiedziane, wszystko rodziło się już co roku, odkąd róża poraz pierwszy tu weszła; pierwszy pączek zwiastuje nieunikniony rozkwit następnych (.).Dojrzalsze niż owoce, bardziej zmysłowe niżpoliczek czy pierś (.)".I jeszcze: Nie pytaj, gdzie zasadzę białą różę, potarganą przez pojedynczy podmuch wiatru, żółtą, która pachnie dobrym cygarem, różową, która ma woń róż, czerwoną, która umiera nieodwołalnie po rozlaniu swych zapachów i której suchy, nic nieważący trup wciążłagodzi powietrze niczym balsam.Nie ukrzyżuję mojej czerwonejróży na ścianie, nie przywiążę jej do brzegu zbiornika z wodą.Będzie rosnąć, jeśli mój dobry los pozwoli, tuż przy otwartej sypialni, która zamiast czterech będzie miała tylko trzy ściany i wystawi się na wschodzące słońce".Nawet nielubiane róże mogą bujnie kwitnąć na drogowskazie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]