[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przepędziłem noc w czółnie, a bardzo rano wziąłem się do wioseł i w siedem godzinprzypłynąłem do południowo-zachodniego brzegu Nowej Holandii.To wszystko utwierdziło160 mnie w mniemaniu moim, w którym od dawnego czasu zostaję, że mapy kładą kraj ten przy-najmniej o trzy stopnie dalej ku wschodowi, niżeli jest w rzeczy samej.Przed wielu laty od-kryłem to zdanie zacnemu przyjacielowi mojemu, panu Hermanowi Moll, ale on wolał pójśćza tłumem autorów.Nie postrzegłem mieszkańców z tej strony, gdzie wysiadłem na ląd, a nie mając przy sobiebroni, nie chciałem udawać się w głąb kraju.Zebrałem nieco ślimaków na brzegu, których nieśmiałem gotować, obawiając się, żeby nie postrzegli ognia tamtejsi mieszkańcy.Przez trzydni krylem się w tym miejscu, żywiąc się tylko samymi ostrygami dla oszczędzenia megoszczupłego prowiantu.Szczęściem znalazłem jeden mały strumyk, w którym była woda wy-borna.Czwartego dnia, odważywszy się pójść nieco w głąb kraju, postrzegłem dwudziestu lubtrzydziestu ludzi na jednym wzgórku, nie dalej jak o kroków pięćset.Mężczyzni, kobiety idzieci, zupełnie nadzy, grzali się około wielkiego ognia.Jeden z nich postrzegł mnie i pokazałdrugim.Natenczas pięciu oderwało się od kupy i udało się ku mnie.Natychmiast uciekłem kubrzegowi i dopadłszy czółna zacząłem z całych sił robić wiosłami.Dzicy ludzie gonili mniebrzegiem, a że niedaleko na morze wypłynąłem, wypuścili strzałę, która trafiła mnie w lewekolano i głęboką uczyniła ranę, po której dotychczas jeszcze noszę bliznę.Obawiałem się,żeby strzała nie była napuszczona jadem, przeto odpłynąwszy tak, że mnie dosięgnąć nie mo-gli, starałem się dobrze wyssać ranę, a potem obwinąłem, jak mogłem, moje kolano.Sam nie wiedziałem, co robić.Lękałem się powracać na miejsce, gdzie mnie dzicy ludzienapadli, a będąc przymuszony płynąć na północ, musiałem nieustannie wiosłami robić, gdyżwiatr był z północy i wschodu.Gdy na wszystkie strony rzucałem okiem, szukając miejsca,gdzie bym mógł wylądować, ujrzałem z północy i zachodu żagiel, który co moment rósł wmoich oczach.Biłem się przez niejaki czas z myślami, czy mam się ku niemu udać, czy nie.Na koniec wstręt, który powziąłem do całego narodu Jahusów, skłonił mnie, że przedsię-wziąłem wrócić się na południe do tej samej zatoki, z której wypłynąłem z rana, woląc sięwystawić na wszelkie niebezpieczeństwa pożycia z dzikusami niżeli żyć z Jahusami Europy.Przyciągnąłem czółno moje jak tylko mogłem najbliżej brzegu, a sam skryłem się za małąskałę blisko strumyka, o którym mówiłem.Statek zbliżył się do zatoki na około pół mili i wysłał szalupę z beczkami dla nabrania wo-dy.Miejsce to znane jest żeglarzom z przyczyny strumyka.Nie postrzegłem ich, aż było zapózno szukać innego schronienia.Majtkowie wysiadłszy na ląd zaraz zobaczyli moje czółno izacząwszy je plądrować łatwo poznali, że ten, do którego należało, był niedaleko.Czterech znich, dobrze uzbrojonych, szukało naokoło po wszystkich szparach i dziurach, na koniecznalezli mnie za skałą, leżącego twarzą ku ziemi.Z początku zadziwili się nad moją osobą,nad moimi sukniami ze skórek królików, nad trzewikami z drzewa, nad pończochami z futra.Poznali, żem nie był mieszkańcem kraju, gdzie wszyscy chodzą nadzy.Jeden z nich kazał miwstać i spytał językiem portugalskim, com za jeden.Uczyniłem mu jak najniższy ukłon i od-powiedziałem także językiem portugalskim, który umiałem doskonale:  Jestem nędzny Jahu,wygnany z kraju Houyhnhnmów, i proszę cię, żebyś mnie puścił.Zadziwili się słysząc mnie mówiącego swym językiem i widząc kolor mej twarzy wnieśli,żem Europejczyk, ale nie wiedzieli, co rozumiałem przez słowa Jahu i Houyhnhnm.Nie mo-gli też wstrzymać się od śmiechu z mego głosu, który był podobny do końskiego rżenia.Czułem na ich widok bojazń i nienawiść.Prosiłem ich, aby mi pozwolili odjechać, i zbli-żałem się pomału do czółna.Lecz pochwycili mnie i przymusili, abym powiedział, z któregojestem kraju, skąd płynąłem, i zadali mi wiele innych pytań.Odpowiedziałem, że narodziłemsię w Anglii, skąd wyjechałem lat temu około pięciu, że wtedy pokój panował między ichkrajem i moim, a przeto spodziewam się, że nie postąpią ze mną po nieprzyjacielsku, ponie-waż nie życzę im nic złego; jestem biedny Jahu, który szuka jakiej bezludnej wyspy, gdziemógłby na osobności przepędzić resztę swego nieszczęśliwego życia.161 Gdy do mnie mówili, ogarnęło mnie podziwienie, zdawało mi się, żem na cud patrzył.Takmi się to zdało dziwne, jak gdybym teraz słyszał w Anglii gadającego psa lub krowę, alboJahusa w kraju Houyhnhnmów.Odpowiedzieli mi ze wszelką ludzkością i grzecznością,abym się nie trwożył, zapewniając, że ich kapitan przyjmie mnie na swój statek bez opłaty izawiezie do Lizbony, skąd będę mógł dostać się do Anglii; że natychmiast wyślą spomiędzysiebie dwóch do kapitana dla opowiedzenia mu przypadku i odebrania od niego rozkazu, lecztymczasem zwiążą mnie, jeśli nie dam im słowa, że nie ucieknę.Odpowiedziałem, żeby zemną robili, co im się podoba.Wielką mieli ciekawość dowiedzieć się o moich przypadkach, ale ja niewiele im w tej mie-rze dogodziłem, przeto wszyscy wnieśli, że nieszczęśliwości moje pomieszały mi rozum.Podwóch godzinach szalupa, co płynęła do statku z wodą słodką, powróciła z rozkazem, abymnie natychmiast przywieziono.Rzuciłem się im do nóg, prosząc, żeby mnie puszczono i nieodbierano mi wolności mojej, ale nadaremnie.Zostałem związany, wsadzony do szalupy izaprowadzony na statek do kabiny kapitana.Kapitan nazywał się Pedro de Mendez i był to człowiek bardzo grzeczny i ludzki.Spytałsię mnie naprzód, com za jeden, a potem, co bym chciał jeść i pić.Upewnił mnie, iż będętraktowany jak on sam, i tyle mi naopowiadał grzeczności, że zdumiałem się, widząc tyledobroci u Jahusa.Z tym wszystkim miałem minę ponurą i niekontentą, a odór jego i jego lu-dzi mało mnie w zemdlenie nie wprawił.Na wszystkie jego słowa, pełne ludzkości, odpowia-dałem tylko, że mam co jeść w moim czółnie.Mimo tej odpowiedzi kazał mi dać kurczę ibardzo dobrego wina, potem kazał mi dać łóżko w bardzo wygodnej kajucie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl