[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było tak, jakgdyby zanurzał się w płynny, gorący aksamit.Wolno, bardzo wolno.1 w dół,coraz głębiej i głębiej.aż do zatonięcia.Wszystko w nim domagało się, żeby robić to szybciej.Szybciej i mocniej.Ale nie pozwolił sobie na to.Musiał być delikatny, nakazał to sobie.Nachwilę zatrzymał się tam, gdzie był - głęboko w niej.Najgłębiej.- Corey.- zaczął coś mówić, ale niemal w tej samej chwili zamilkł.Miałwrażenie, że wszystko wokół kołysze się i wiruje.Nie pamiętał już, co chciałjej powiedzieć.A z jej strony usłyszał tylko głębokie Aach." i jej smukłe i wspaniałenogi zaplotły się wokół jego nagich bioder.Boże, gdyby można było takpozostać i umrzeć!.- Corey.?Oddychał szybko i nierówno.I pomyśleć, że sam kiedyś twierdził, iż nieza bardzo potrafi nad sobą panować! Chryste Panie! A teraz mu się to udało.Choć wszystko w nim domagało się, by wbijać się w nią tak mocno i takszybko, jak to tylko możliwe.- Wszystko w porządku? Nie sprawiłem ci bólu? - zapytał nieco ochryple.- Nie.Nie.Teraz z kolei jej głos wydawał się jakiś odległy i zamglony.Tak, jakbyktoś ją niespodziewanie przywołał gdzieś z bardzo daleka.- Rany boskie, jakie to cudowne być tak z tobą.Tak czuć cię całą, czuć, że.- %7łe coś tam A pasuje do czegoś tam B, tak? - Głos Corey był lżejszy odunoszonego wiatrem ptasiego piórka.-Tak.Corey lekko przesunęła się pod nim.Ash czuł, jak jej wilgotna od potu skóraprześlizguje się po jego skórce.- To jest cudowne - powiedziała, jakby wciąż niemogąc złapać tchu.-1 to, jak cię czuję, jest cudowne.- Ash prawie nie poznawałjej głosu, który chwilami brzmiał tak, jakby Corey była w narkotycznym śnie.174- Czy to już? - zapytała i popatrzyła na niego.Ash roześmiał się, rozbawiony, ale i wzruszony.- Skarbie, to dopieropołowa drogi.- Bardzo się cieszę - odpowiedziała.Zaczął poruszać się w niej, w górę i w dół, początkowo bardzo ostrożnie.Czuł, że jej łono ciasno opina jego członek.I dlatego właśnie była cudowna,nieludzko miękka i gładka wewnątrz, niczym aksamit.I całą sobą wręczzapraszała, by zanurzyć się w to słodkie ciepło.Ash uniósł się wysoko,niemal wyszedł z niej.A kiedy zaczął powoli zagłębiać się w niej ponownie,Corey nagle wygięła się w łuk, uniosła biodra i wcisnęła się w niego z takąsiłą, że na chwilę odebrało mu to dech.Ash znów się na chwilę uniósł i znówsię opuścił, tym razem mocniej.I znów Corey uniosła biodra na jegospotkanie i szerzej rozchyliła uda, by przyjąć go w siebie jak najgłębiej.Wtedy coś w nim pękło, po prostu nie mógł już dłużej powstrzymywaćnarastającej żądzy.Zaczął wbijać się w nią raz za razem, coraz szybciej,mocniej i gwałtowniej, czując, jak pokryte delikatnym śluzem naskórki ichobojga ślizgają się po sobie już bez jakiegokolwiek oporu.Jak ich ciałasplatają się i rozplatają w erotycznym zapamiętaniu.Słyszał, jak Corey pojękuje cicho z rozkoszy, a jej westchnienia podniecałygo do szaleństwa.Każde zakończenie nerwu rozpalało się w nim do białości.Czuł, jak jej drobne ciało napina się coraz bardziej w jego dłoniach, jak całarozpaczliwie wtula się w niego, jak wstrząsają nią nagłe, dojmujące dreszcze.Widział ją już jak przez mgłę.Jeszcze raz zanurzył się w niej, tak głęboko,jak to w ogóle było możliwe.A potem już tylko wydało mu się, że cały światnagle stał się jednym wielkim wybuchem światła.Fala ciepła napłynęłai zatopiła ich oboje.Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się nic podobnego.A potempoczuł się nieprawdopodobnie słaby, niemal bezbronny.Objął Corey i przyciągnął do siebie.Chciał znów czuć jej cudowne ciało przy sobie i pod sobą.I nigdy nie pozwolić jej odejść.Corey czuła, że leci gdzieś wysoko, w przestrzeń pełną światła i kolorów.To było tak, jak gdyby wzniosła się do słońca, świecącego ponad chmurami.A teraz powoli, bardzo powoli, wracała na ziemię.Z wolna uświadomiła sobie, że jest z Ashem, że jego wilgotne ciało nadal175przygniata ją do pościeli, a opalone ramiona obejmują ją czule i mocno.Ichpiersi stykały się z sobą i Corey bezpośrednio przez skórę czuła uderzeniajego serca, walącego o żebra w przypieszonym rytmie.Słyszała jego urywanyi nierówny oddech, jego wargi niemal dotykały jej ucha, a klatka piersiowaunosiła się i opadała, wgniatając ją w posłanie.Corey nie próbowała sięjednak wydostawać spod tego ciężaru, wysunęła tylko biodra i szerzejrozwarła uda.Chciała, żeby w niej został, żeby to trwało wiecznie.A kiedy wreszcie znów była w stanie mówić, zdołała tylko szepnąć: - Coto było?- Co? - spytał Ash.Też był bez tchu.- To.To, co się teraz zdarzyło, co czułam, kiedy się kochaliśmy.To byłotak, jakbym nagle znalazła się na latającym dywanie, który unosił mnie.Ash przez chwilę nie odpowiadał.- Myślę, że to chyba był orgazm- powiedział rzeczowo.W jego lekko zdyszanym głosie można było wyczućdelikatne rozbawienie.- Ach tak? - powiedziała Corey tonem pilnej studentki.- No cóż, samtermin chyba nie za bardzo mi się podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.To było tak, jakgdyby zanurzał się w płynny, gorący aksamit.Wolno, bardzo wolno.1 w dół,coraz głębiej i głębiej.aż do zatonięcia.Wszystko w nim domagało się, żeby robić to szybciej.Szybciej i mocniej.Ale nie pozwolił sobie na to.Musiał być delikatny, nakazał to sobie.Nachwilę zatrzymał się tam, gdzie był - głęboko w niej.Najgłębiej.- Corey.- zaczął coś mówić, ale niemal w tej samej chwili zamilkł.Miałwrażenie, że wszystko wokół kołysze się i wiruje.Nie pamiętał już, co chciałjej powiedzieć.A z jej strony usłyszał tylko głębokie Aach." i jej smukłe i wspaniałenogi zaplotły się wokół jego nagich bioder.Boże, gdyby można było takpozostać i umrzeć!.- Corey.?Oddychał szybko i nierówno.I pomyśleć, że sam kiedyś twierdził, iż nieza bardzo potrafi nad sobą panować! Chryste Panie! A teraz mu się to udało.Choć wszystko w nim domagało się, by wbijać się w nią tak mocno i takszybko, jak to tylko możliwe.- Wszystko w porządku? Nie sprawiłem ci bólu? - zapytał nieco ochryple.- Nie.Nie.Teraz z kolei jej głos wydawał się jakiś odległy i zamglony.Tak, jakbyktoś ją niespodziewanie przywołał gdzieś z bardzo daleka.- Rany boskie, jakie to cudowne być tak z tobą.Tak czuć cię całą, czuć, że.- %7łe coś tam A pasuje do czegoś tam B, tak? - Głos Corey był lżejszy odunoszonego wiatrem ptasiego piórka.-Tak.Corey lekko przesunęła się pod nim.Ash czuł, jak jej wilgotna od potu skóraprześlizguje się po jego skórce.- To jest cudowne - powiedziała, jakby wciąż niemogąc złapać tchu.-1 to, jak cię czuję, jest cudowne.- Ash prawie nie poznawałjej głosu, który chwilami brzmiał tak, jakby Corey była w narkotycznym śnie.174- Czy to już? - zapytała i popatrzyła na niego.Ash roześmiał się, rozbawiony, ale i wzruszony.- Skarbie, to dopieropołowa drogi.- Bardzo się cieszę - odpowiedziała.Zaczął poruszać się w niej, w górę i w dół, początkowo bardzo ostrożnie.Czuł, że jej łono ciasno opina jego członek.I dlatego właśnie była cudowna,nieludzko miękka i gładka wewnątrz, niczym aksamit.I całą sobą wręczzapraszała, by zanurzyć się w to słodkie ciepło.Ash uniósł się wysoko,niemal wyszedł z niej.A kiedy zaczął powoli zagłębiać się w niej ponownie,Corey nagle wygięła się w łuk, uniosła biodra i wcisnęła się w niego z takąsiłą, że na chwilę odebrało mu to dech.Ash znów się na chwilę uniósł i znówsię opuścił, tym razem mocniej.I znów Corey uniosła biodra na jegospotkanie i szerzej rozchyliła uda, by przyjąć go w siebie jak najgłębiej.Wtedy coś w nim pękło, po prostu nie mógł już dłużej powstrzymywaćnarastającej żądzy.Zaczął wbijać się w nią raz za razem, coraz szybciej,mocniej i gwałtowniej, czując, jak pokryte delikatnym śluzem naskórki ichobojga ślizgają się po sobie już bez jakiegokolwiek oporu.Jak ich ciałasplatają się i rozplatają w erotycznym zapamiętaniu.Słyszał, jak Corey pojękuje cicho z rozkoszy, a jej westchnienia podniecałygo do szaleństwa.Każde zakończenie nerwu rozpalało się w nim do białości.Czuł, jak jej drobne ciało napina się coraz bardziej w jego dłoniach, jak całarozpaczliwie wtula się w niego, jak wstrząsają nią nagłe, dojmujące dreszcze.Widział ją już jak przez mgłę.Jeszcze raz zanurzył się w niej, tak głęboko,jak to w ogóle było możliwe.A potem już tylko wydało mu się, że cały światnagle stał się jednym wielkim wybuchem światła.Fala ciepła napłynęłai zatopiła ich oboje.Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się nic podobnego.A potempoczuł się nieprawdopodobnie słaby, niemal bezbronny.Objął Corey i przyciągnął do siebie.Chciał znów czuć jej cudowne ciało przy sobie i pod sobą.I nigdy nie pozwolić jej odejść.Corey czuła, że leci gdzieś wysoko, w przestrzeń pełną światła i kolorów.To było tak, jak gdyby wzniosła się do słońca, świecącego ponad chmurami.A teraz powoli, bardzo powoli, wracała na ziemię.Z wolna uświadomiła sobie, że jest z Ashem, że jego wilgotne ciało nadal175przygniata ją do pościeli, a opalone ramiona obejmują ją czule i mocno.Ichpiersi stykały się z sobą i Corey bezpośrednio przez skórę czuła uderzeniajego serca, walącego o żebra w przypieszonym rytmie.Słyszała jego urywanyi nierówny oddech, jego wargi niemal dotykały jej ucha, a klatka piersiowaunosiła się i opadała, wgniatając ją w posłanie.Corey nie próbowała sięjednak wydostawać spod tego ciężaru, wysunęła tylko biodra i szerzejrozwarła uda.Chciała, żeby w niej został, żeby to trwało wiecznie.A kiedy wreszcie znów była w stanie mówić, zdołała tylko szepnąć: - Coto było?- Co? - spytał Ash.Też był bez tchu.- To.To, co się teraz zdarzyło, co czułam, kiedy się kochaliśmy.To byłotak, jakbym nagle znalazła się na latającym dywanie, który unosił mnie.Ash przez chwilę nie odpowiadał.- Myślę, że to chyba był orgazm- powiedział rzeczowo.W jego lekko zdyszanym głosie można było wyczućdelikatne rozbawienie.- Ach tak? - powiedziała Corey tonem pilnej studentki.- No cóż, samtermin chyba nie za bardzo mi się podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]