[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płomienie sięgały już dachu i cały budynek otaczałaczerwonozłota poświata.Vicki nie planowała więcej zniszczeń.- W ogrodzie jest pompa z długim wężem.Polejcie pole.- Skąd, do cholery, miałem to wiedzieć?- Mogłeś spojrzeć! Chryste, czy ja muszę wszystko robić sama?- Nie, dzięki, ty już dość zrobiłaś.- Chciał cofnąć te słowa wchwili, gdy je wypowiedział, ale ku jego zaskoczeniu Vickizaczęła się śmiać.Nie brzmiało to histerycznie, po prostuzwykły śmiech.- No co?Chwilę potrwało, zanim odzyskała głos, a nawet wtedywydawało się, że zaraz znów wybuchnie śmiechem.- Właśnie sobie pomyślałam, że już prawie po wszystkim, tylkokrzyków jeszcze brakuje.- No i co?- No to.- Zamachała bezradnie ręką i znowu zaczęła się śmieć.-No i jest po wszystkim.- Odwiedzisz nas jeszcze? Kiedy będziesz miała dość Toronto?- Odwiedzę - uśmiechnęła się Vicki.- Ale w tej chwili tęsknięza miejską ciszą i spokojem.Nadine prychnęła.- Nie wiem, jak wy to znosicie.Zmierdzi, no i tylu obcych natwoim terytorium.- Chociaż wciąż było widać po niej ból postracie blizniaczki, w ciągu ostatnich dwudziestu czterechgodzin rana w widoczny sposób się zagoiła.Vicki nie wiedziałai nie chciała wiedzieć, czy powodem tego była śmierć MarkaWilliamsa i Carla Biehna, czy ocalenie Petera.Rose też się zmieniła.Było widać, że nie jest już dzieckiem,lecz powoli staje się kobietą.Nadine trzymała ją blisko siebie,powarkując, gdy zbliżał się któryś z samców.Vicki poszła do drzwi, gdzie czekał na nią Henry.Napięciemiędzy nimi dałoby się nożem pokroić.- W oborze, zanim przyjechałaś - wyjaśnił wcze-śniej.-Wydałem mu rozkaz, a on nie miał wyjścia,musiał posłuchać.- Zwampirowałeś go?- Nazywaj to, jak chcesz.Obaj udajemy, że nic się nie stało, alepotrwa trochę, zanim on o tym zapomni.Cień, cały ubabrany ziemią, wyczołgał się spod pieca nadrewno.Zaciskał zęby na ogromnej kości.Poczłapał do drzwi iupuścił ją u stóp Vicki.- To moja najlepsza kość - wyjaśnił.- Chcę, żebyś ją wzięła i omnie nie zapomniała.- Dziękuję, Danielu.- Kość zniknęła w głębinach jej torebki.Wyjęła mu z włosów kłębek kurzu.- Chyba mogę ci obiecać, żenigdy, przenigdy cię nie zapomnę.Daniel pisnął, a za chwilę Cień rzucił się na jej nogi, szczekającz ekscytacją."A co mi tam" pomyślała Vicki, przyklękła i zrobiła to samo,czym kiedyś przywitała Sztorma - wsunęła palce głęboko wgrubą, miękką sierść na karku łaka i podrapała go porządnie.Trudno było powiedzieć, któremu z nich bardziej się topodobało.Celluci oparł się o drzwi samochodu i podrzucał kluczyki wręku.Od zachodu słońca minęło półtorej godziny i chciał jużjechać.Po ostatnich dwóch dniach zwyczajna miejskaprzestępczość jawiła mu się jako upragniony relaks.Wciąż nie był pewien, czemu zaproponował Vic-ki.iHenry'emu, że odwiezie ich do Toronto.Nie, to nie całkiemprawda.Wiedział, czemu zaproponował to Vicki, ale nie miałpojęcia, dlaczego uwzględnił też Henry'ego.Jasne, jego BMWbędzie gotowe najwcześniej za tydzień, ale to marny powód.- Co im zajmuje tyle czasu? - mruknął.Jakby w odpowiedzi drzwi kuchenne otworzyły się i wypadłprzez nie merdający ogonem Cień.Vicki i Henry wyszli za nimw towarzystwie reszty rodziny, poza Peterem, który został udoktora Dixona.Vicki miała rację w sprawie policyjnego śledztwa.Wszystkobyło takie dziwne, a świadkowie tak wiarygodni, że policjadoszła do wniosków im podsuniętych, a resztę sama sobiedopisała.Pomogło też to, że Mark Williams miał kartotekę, asprawy dopełnił raport o jego ostatnich poczynaniach nadesłanyz Vancouver.Celluci z trudem utrzymał równowagę, kiedy Cień podskoczyłdo niego, polizał go ze dwa razy po twarzy, a potem, hałasując,zaczął okrążać idącą przez trawnik grupę.Wilkołaki.Już nic niebędzie takie samo.Jeśli istniały wilkołaki, to kto wie, jakiejeszcze mityczne stwory czekają za rogiem.Vicki wydawała się to wszystko akceptować bez najmniejszychproblemów.Zawsze wiedział, że jest niezwykłą kobietą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Płomienie sięgały już dachu i cały budynek otaczałaczerwonozłota poświata.Vicki nie planowała więcej zniszczeń.- W ogrodzie jest pompa z długim wężem.Polejcie pole.- Skąd, do cholery, miałem to wiedzieć?- Mogłeś spojrzeć! Chryste, czy ja muszę wszystko robić sama?- Nie, dzięki, ty już dość zrobiłaś.- Chciał cofnąć te słowa wchwili, gdy je wypowiedział, ale ku jego zaskoczeniu Vickizaczęła się śmiać.Nie brzmiało to histerycznie, po prostuzwykły śmiech.- No co?Chwilę potrwało, zanim odzyskała głos, a nawet wtedywydawało się, że zaraz znów wybuchnie śmiechem.- Właśnie sobie pomyślałam, że już prawie po wszystkim, tylkokrzyków jeszcze brakuje.- No i co?- No to.- Zamachała bezradnie ręką i znowu zaczęła się śmieć.-No i jest po wszystkim.- Odwiedzisz nas jeszcze? Kiedy będziesz miała dość Toronto?- Odwiedzę - uśmiechnęła się Vicki.- Ale w tej chwili tęsknięza miejską ciszą i spokojem.Nadine prychnęła.- Nie wiem, jak wy to znosicie.Zmierdzi, no i tylu obcych natwoim terytorium.- Chociaż wciąż było widać po niej ból postracie blizniaczki, w ciągu ostatnich dwudziestu czterechgodzin rana w widoczny sposób się zagoiła.Vicki nie wiedziałai nie chciała wiedzieć, czy powodem tego była śmierć MarkaWilliamsa i Carla Biehna, czy ocalenie Petera.Rose też się zmieniła.Było widać, że nie jest już dzieckiem,lecz powoli staje się kobietą.Nadine trzymała ją blisko siebie,powarkując, gdy zbliżał się któryś z samców.Vicki poszła do drzwi, gdzie czekał na nią Henry.Napięciemiędzy nimi dałoby się nożem pokroić.- W oborze, zanim przyjechałaś - wyjaśnił wcze-śniej.-Wydałem mu rozkaz, a on nie miał wyjścia,musiał posłuchać.- Zwampirowałeś go?- Nazywaj to, jak chcesz.Obaj udajemy, że nic się nie stało, alepotrwa trochę, zanim on o tym zapomni.Cień, cały ubabrany ziemią, wyczołgał się spod pieca nadrewno.Zaciskał zęby na ogromnej kości.Poczłapał do drzwi iupuścił ją u stóp Vicki.- To moja najlepsza kość - wyjaśnił.- Chcę, żebyś ją wzięła i omnie nie zapomniała.- Dziękuję, Danielu.- Kość zniknęła w głębinach jej torebki.Wyjęła mu z włosów kłębek kurzu.- Chyba mogę ci obiecać, żenigdy, przenigdy cię nie zapomnę.Daniel pisnął, a za chwilę Cień rzucił się na jej nogi, szczekającz ekscytacją."A co mi tam" pomyślała Vicki, przyklękła i zrobiła to samo,czym kiedyś przywitała Sztorma - wsunęła palce głęboko wgrubą, miękką sierść na karku łaka i podrapała go porządnie.Trudno było powiedzieć, któremu z nich bardziej się topodobało.Celluci oparł się o drzwi samochodu i podrzucał kluczyki wręku.Od zachodu słońca minęło półtorej godziny i chciał jużjechać.Po ostatnich dwóch dniach zwyczajna miejskaprzestępczość jawiła mu się jako upragniony relaks.Wciąż nie był pewien, czemu zaproponował Vic-ki.iHenry'emu, że odwiezie ich do Toronto.Nie, to nie całkiemprawda.Wiedział, czemu zaproponował to Vicki, ale nie miałpojęcia, dlaczego uwzględnił też Henry'ego.Jasne, jego BMWbędzie gotowe najwcześniej za tydzień, ale to marny powód.- Co im zajmuje tyle czasu? - mruknął.Jakby w odpowiedzi drzwi kuchenne otworzyły się i wypadłprzez nie merdający ogonem Cień.Vicki i Henry wyszli za nimw towarzystwie reszty rodziny, poza Peterem, który został udoktora Dixona.Vicki miała rację w sprawie policyjnego śledztwa.Wszystkobyło takie dziwne, a świadkowie tak wiarygodni, że policjadoszła do wniosków im podsuniętych, a resztę sama sobiedopisała.Pomogło też to, że Mark Williams miał kartotekę, asprawy dopełnił raport o jego ostatnich poczynaniach nadesłanyz Vancouver.Celluci z trudem utrzymał równowagę, kiedy Cień podskoczyłdo niego, polizał go ze dwa razy po twarzy, a potem, hałasując,zaczął okrążać idącą przez trawnik grupę.Wilkołaki.Już nic niebędzie takie samo.Jeśli istniały wilkołaki, to kto wie, jakiejeszcze mityczne stwory czekają za rogiem.Vicki wydawała się to wszystko akceptować bez najmniejszychproblemów.Zawsze wiedział, że jest niezwykłą kobietą [ Pobierz całość w formacie PDF ]