[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjawili się wklasztorze.Znali kod postępowania w nagłym przypadku, to byłowidać, nie miałem powodu im nie ufać ani o cokolwiek ich posądzać.Treść wiadomości nie wzbudzała podejrzeń: trzeba było działać szyb-ko, Saxon jechał tu, żeby mnie zabić, wyeliminował już wielu agen-tów, Saxon jest mordercą! Zgodnie z rozkazem miałem go powstrzy-mać.I w tym przypadku wszystko wydawało się jasne.Nagle nastą-piła całkowita zmiana.Ci dobrzy stali się złymi.Wczoraj wieczoremprzypadkiem znalazłem się u siostry Balturniana, jej mężem jestjeden z członków Klubu Ararat, pan to zna pod nazwą  Airways uściślił Tołstoj. Krótko mówiąc, byłem tam właśnie i ujrzałem  po-słańca i tę grupę.Dalszy ciąg pan już zna.Jeszcze teraz zastana-wiam się, w jaki sposób udało mi się uniknąć masakry.Może poprostu dlatego, że nie znajdowałem się w rejestrze trupów, któretrzeba było zostawić w tym miejscu.Siedziałem w ukryciu, potempojechałem za nimi.Widziałem, jak wykończyli jeszcze inną rodzinę,a potem Balturnianów.Wtedy pojąłem, że likwidowali cały Klub,wszystkich jego członków, jednego po drugim.Nie rozumiem dlacze-go, nie miało to żadnego sensu, a że dwóch pozostało na miejscu,chciałem to wykorzystać, zmusić ich do mówienia.Potem zobaczyłempana wychodzącego z obory, ale nie wiedziałem, że to pan.Nie wie-działem też, co mam robić, byłem zupełnie ogłupiały, a najgorszebyło to, że przewróciłem się o trupa mordercy w stodole! Ale właśniewtedy zrozumiałem, że jest jeszcze ktoś inny, kto nie stoi po ich stro-nie.Dalszy ciąg jest już jasny.Przeszedłem tyłem, od strony spiżarni.Była tam cała rodzina Balturnianów, wszystkie ciała ułożone w stos,także ciało psa; Balturnian miał przypaloną twarz i ręce.Usłyszałempana głos, pana i tego mordercy, słyszałem, o czym rozmawialiście.W pewnym momencie pomyślałem, że pan go zaraz zabije, chciałemtemu przeszkodzić, ale ten idiota.- westchnął.- No, w końcu, nicnie szkodzi, na pewno wyciągnął pan z niego wszystko, co możnabyło wyciągnąć.Jestem tego pewien.Milczenie.Tołstoj powoli podniósł wzrok na Devesa.- To tyle - powiedział, a głos miał tak samo zmęczony jak oczy.-Niezłe, co? - Tak naprawdę nie oczekiwał odpowiedzi.- Jak pan myśli,239 czy to wszystko pasuje do tego, co pan o mnie wiedział? - spytał wkońcu.- Do tego, co Avarone mówił panu o mnie?- Nie.- Nie? - powtórzył Tołstoj nieszczerze zdziwiony.- Nie - powiedział Michael.Tołstoj patrzył na niego w milczeniu, zastanawiał się.- Nie - powiedział cicho - pewnie, że nie.- Przez chwilę o czymśmyślał, potem uśmiechnął się smutno.- Podłożyliśmy się, stary.Obaj.Daliśmy się zrobić na szaro i na łyso.Wszystko było tak usta-wione, żeby Saxon i Tołstoj się spotkali, żeby ich kontakt wywołałpożądany efekt.Cała pańska misja miała tylko ten cel.Jeśli przyje-chałby pan przed nimi, gdybym nie zaskoczył ich u siostry Balturnia-na, prawdopodobnie bym pana zabił.A potem oni zabiliby mnie.Znaleziono by nas razem, to znaczy gliny i KGB znalezliby nas razem,nas obu razem.z Zofią - przerwał, jak gdyby bez reszty zaabsorbo-wany tą myślą.- Kto to jest Zofia?- Zofia? - spytał Tołstoj jakby nieprzytomny.- Proszę się nieobawiać, ujrzy pan ją.- wpatrywał się w ciemność panującą w do-mku.- Cóż to za draństwo, cóż to za cholerne, obsrane draństwo!Deves, coraz bardziej poruszony, zaprotestował słabym głosem.- Dlaczego.? Dlaczego mieliby likwidować całą siatkę, przecieżto nonsens! Jeśli cel miałby być taki, jak pan mówi, nie musząwszystkich zabijać, poświęcać  Airways !- Muszą.%7łeby uwiarygodnić pańskie działanie i całą resztę.Wpańskich oczach, ale nie tylko.- To zupełna bzdura!- Nawet większa, niż pan myśli.Deves stracił wątek.Tołstoj obserwował go, potem powiedział cicho:- Nie rozumie pan?- Co mam rozumieć?- Nie zastanawiał się pan, dlaczego Balturnian tak właśnie zare-agował na pański widok?- Nie rozumiem.Tołstoj popatrzył na Devesa, jakby zwątpił, czy będzie on w staniepojąć to, co za chwilę usłyszy.W końcu zdecydował się:-  Airways nie istnieje.240 - Co pan mówi?-  Airways nigdy nie istniał.Nie ma takiej siatki.Nie jestem inigdy nie byłem szefem jakiejkolwiek siatki.- Pan chyba bredzi!- Nie, nie sądzę.Moje kontakty ze służbami specjalnymi szłyprzez Avarone'a albo jego ludzi, których nie znałem.Nigdy przedpana przybyciem nie słyszałem o  Airways ani o jej sekcjach w Ki-jowie i Leningradzie.- Ależ to zupełny obłęd!- Zgadzam się, ale tak jest - odrzekł Tołstoj z lekkim zniecier-pliwieniem.Po chwili opanował się.- Taki jest świat Avarone'a -dodał zamiast wyjaśnienia.- Zwiat Avarone'a i jemu podobnych.-Tołstoj zamilkł na chwilę, jakby chciał dać oszołomionemu Devesowiczas na pogodzenie się z tą myślą.- Niech się pan zastanowi - mówiłdalej wzburzony, nie patrząc na Michaela [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl