[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Keskash, dwunożny myśliwy polujący z zasadzki na zalesionychterenach, wypadał z ukrycia i porywał jezdzca z grzbietu varnina szczękamizdolnymi zmiażdżyć zbroję.Skóra bestii wydzielała warstwę szybko parującejwilgoci, która skrywała obecność drapieżnika, dopóki dla ofiary nie było zapózno.W powietrzu kołowały skrzydlate stworzenia, koncentrując móżdżki naszansach przeżycia ataku na tę czy inną ofiarę, albowiem na tym świecie nic niepoddawało się bez walki.W kompletnych ciemnościach były widoczne jakorozmazane plamy, ponieważ ich duże błoniaste skrzydła szybko rozpraszałyciepło, chroniąc przed przedwczesnym wykryciem zarówno przez potencjalneofiary, jak i szpony - niezwykle zdolnych lotników poruszających się nad nimi.Szpony szybowały w górnych partiach atmosfery, nieraz całe mile odpowierzchni, dopóki nie uwolniły zmagazynowanych w trzewiach gazówzapewniających im lekkość i sterowność - wówczas pikowały gwałtownie,rzucając się na wybraną istotę w powietrzu bądz na powierzchni.Ich ogromneskrzydła rozwierały się z odgłosem przypominającym suchy trzask grzmotu,kiedy nagle przechodziły z lotu nurkowego w normalny, pustymi w środkuszponami chwytając upatrzoną ofiarę.Wtedy zaczynały uderzać mocnoskrzydłami, wznosząc się coraz wyżej i równocześnie wysysając soki życiowe z ciała trzymanego w szponach.Zanim dotarły znów nawysokość, gdzie mogły się unosić swobodnie, upuszczały wyssane truchło, którewolno opadało na powierzchnię.Szpony były dość silne, aby unieść w powietrzevarnina, a ich pazury dość ostre, by przebić napierśnik.Zdarzało się, aczkolwiekrzadko, że porywały także jezdzców.Valko rozkoszował się atmosferą nocy.Jak większość towarzyszących mujezdzców, w Ukryciu przesypiał dnie, wyprawiając się po zachodzie słońca, abykraść to, co było potrzebne do życia.Matka mówiła mu, że kiedy upomni się omiejsce po prawicy ojca i już je zdobędzie, nauczy się doceniać światło dnia.Nigdy nie powątpiewał w słowa matki, która była kobietą o bystrym umyśle isilnej intuicji, i jak dotąd nie mógł powiedzieć, aby nie miała racji wjakiejkolwiek sprawie, wszakże zastanawiał się wielokrotnie, czy to faktyczniemożliwe, aby poczuł się swobodnie w dziennym świetle, wyszedłszy z ukrycianocy.Zastanawiał się też nad powodem tej nagłej nocnej wyprawy, ale miał dośćrozumu w głowie, aby o nic nie pytać.Był świadom, że Hirea powie im wszystko,co powinni byli wiedzieć, we właściwym czasie.Tradycja Dasatich zasadzała sięna skomplikowanym systemie zależności i w sytuacji, gdy przyszła pora na ślepeposłuszeństwo, jedno pytanie mogło się przyczynić do śmierci wojownika.Jego varnin dyszał ciężko, gdy wspinali się pod górę.WierzchowceDasatich były od lat hodowane z myślą o szybkim pokonywaniu krótkichdystansów, a nie długiej jezdzie.Wszelako w stajniach starej fortecy nietrzymano zwierząt pociągowych.Młodzi wojownicy wiedzieli, że imspokojniejszy okaz, tym mniej pożytku z niego podczas walki, ale za to więcejrozkoszy w trakcie dłuższych wycieczek.Valko doszedł do wniosku, że alboHirea został zmuszony do nagłej wyprawy, albo nie obchodziło go to, że ichzwierzęta nie nadają się do tego zadania.Młody lord Camareen nie przejmowałsię jednak tym, że jego wierzchowiec cierpi; po prostu wolałby nie wracać pieszodo fortecy, w razie gdyby wierzchowiec padł z wyczerpania.Ledwie ruszyli w dół zbocza, Hirea dał znak, aby się zatrzymali.Kilkavarninów ciężko sapało, rozdymając nozdrza, i drżało na całym ciele, walcząc ooddech.W chwili bezczynności Valko pomyślał, że może dałoby się skrzyżowaćwierzchowce bojowe z pociągowymi, otrzymując w rezultacie zwierzę cechującesię zarówno wytrzymałością, jak i dzikością oraz innymi przymiotamiwymaganymi w walce.Zanotował sobie w pamięci, by zapytać o to osobęzajmującą się hodowlą varninów w siedzibie jego ojca.Rumak tej klasy przydałby rodowi Camareen potęgi, podnosząc status pośródSadharynu, a nawet być może zbliżając do dworu Karenny i Langradynu, jako żetakie stworzenie przyniosłoby korzyść całemu Imperium.Wtem Valko to poczuł.Znane tak dobrze jak głos matki wrażenie bliskościUkrycia.W jego głowie rozpoczęła się walka myśli i odczuć.Widział, że resztamłodych wojowników także wydaje się pobudzona i skonfundowana.Zaledwie kilka tygodni temu byłby pośród tych, co szukali schronieniaprzed nocnymi jezdzcami i usiłowali wtopić się w scenerię.Zmusił się do myślenia.Skąd Ukrycie tutaj, na otwartym terenie zbuszującymi zarkisami, keskashami i innymi dzikimi bestiami? Nakazałumysłowi uwolnić się od sprzecznego pragnienia ucieczki i polowania.Tam!Nareszcie to dostrzegł.Strumień, wcinający się tak głęboko, że całkowicieniewidoczny ze szlaku.Płynął od strony wzgórz na wschód.Ktokolwiek się tutajukrywał, musiał przybyć z wyższych partii gór - być może lokalny lord usłyszał oUkrytych na terenie swojej posiadłości i nieskutecznie tropił uciekinierów.Bądzteż uciekinierzy zmieniali miejsce pobytu w ramach praktyki, jak często czyniłato matka Valko za czasów jego dzieciństwa.Oczywiście matka nigdy nieprzywiodłaby swego syna ani innych dzieci w tak odsłonięte miejsce.W wojownikach Dasati tliło się pragnienie wyeliminowania każdegomłodzieńca, będącego potencjalnym rywalem, oraz każdej młódki niezdolnej dowydawania na świat potomstwa i każdej staruszki w zbyt podeszłym wieku, byrodzić dzieci.Od matki wiedział, że gdyby wojownicy zawsze zaspokajali topragnienie, ich rasa znalazłaby się na krawędzi wyginięcia.Z kolei gdyby nieścigali zawzięcie słabych, los rasy tym bardziej byłby przesądzony.Matka Valkobyła wyśmienitym nauczycielem; nieodmiennie dawała mu powody dozastanowienia.Więcej niż raz stwierdziła, że rozum nie był korzystnym darem odMrocznego Boga, co wyraznie widać po zwierzętach, które jako pozostające wzgodzie z naturalnym porządkiem rzeczy mają większe szanse przeżycia niżDasati.Wśród nich tylko jedno na pięcioro dzieci dożywało wieku dorosłego, coz kolei było przyczyną takiego pędu do rozmnażania.Nawet abstrakcyjna myśl o rozmnażaniu wywołała w ciele Valko ból.Gdyby w pobliżu znajdowała się jakakolwiek samica, posiadłby ją tutaj, wtrakcie polowania, nawet gdyby zaliczała się do pomniejszych! Właśnie takiepragnienia sprawiły, że matka wysłała go do ojca, stwierdziwszy, że skoro takpragnie rozmnażania, jest również gotów na próbę.Z pewnością zaś zacząłstanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla każdego niedojrzałego Dasati.NagleValko zapragnął wiedzieć, gdzie przebywa jego matka.Zdawał sobie sprawę, że zaraz po jego odejściu przeniosła się wraz z innymi wbezpieczne miejsce, zapewne do którejś z wiosek zamieszkiwanych przezpomniejszych, a położonych wysoko wśród szczytów.Młody lord Camareen potrząsnął głową dla otrzezwienia.To jakieśszaleństwo: myśleć o przeszłości u progu Czystki! Zauważył, że Hirea przyglądamu się, ponieważ jako jedyny spośród jezdzców popadł w zamyślenie.Valko bezwahania dzgnął ostrogą zgonionego varnina, pędząc go w dół zbocza kustrumieniowi.Tak jak podejrzewał, ktoś przyczaił się tam pod ochronnymnawisem skalnym.Gdy tylko kopyta wierzchowca dotknęły wody, skryte wcieniu istoty rzuciły się do panicznej ucieczki.Z początku nie dostrzegał, z kim ma do czynienia, lecz w miarę upływuczasu maskujące błoto odpadało z biegnących postaci, odsłaniając połyskująceciała.Valko ścigał pół tuzina dzieci i trzy kobiety [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl