[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Witaj w moim świecie, Hiradzie Coldheart.Teraz ujrzycie skutki waszej nieostro\ności.Jatha wyprowadzi was z tego obszaru. Moc smoka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła iHirad zorientował się, \e patrzy na zdziwioną twarz Bezimiennego. Nic ci nie jest?Hirad skinął głową. To był Sha-Kaan.Wie ju\, \e tu jesteśmy.On. przerwał, kiedy dostrzegł z przodujakiś ruch.Na tle światła pojawił się zarys postaci.Krucy natychmiast przyjęli szyk obronny.Hirad, Bezimienny i Thraun rozstąpili się, dobywając mieczy.Ilkar, Denser i Erienne zajęlipozycje z tyłu.W sekundę pózniej dołączyli do nich Protektorzy.Z ciemności wyłonił się niewysoki mę\czyzna, ubrany dość prosto, z bronią schowaną w pochwie przy boku.Nie okazał strachu, widząc przed sobą grupę wojowników.Na jegoustach, pod którymi zwisała długa, zapleciona broda, pojawił się przyjazny uśmiech.Hiradrozluznił się i opuścił miecz. Jatha?  zapytał, choć wiedział ju\, \e ma rację.Mę\czyzna skinął głową i głosemzdradzającym, i\ jego gardło nie przywykło do zwyczajnej mowy, odpowiedział: Hirad Coldheart.Krucy. ROZDZIAA 29Koło południa, w przeciągu jednej godziny, lord Tessaya otrzymał dwie wiadomościprzyniesione przez ptasich posłańców zmuszające go do dokonania rzezi, której pragnąłuniknąć.Pierwsza wiadomość  pochodząca od resztek armii Taomi uciekających na północnyzachód ku Kamiennym Wrotom  potwierdziła jego najgorsze obawy co do inwazji Gyernathi wyniku wojny z baronem, którego wino Tessaya tak lubił.Co gorsza, zawierała te\informacje o zniszczeniu bazy zaopatrzeniowej na południu.Darrick nie tylko więc nadal \ył,ale walczył i zwycię\ał.Druga z kolei, choć mówiła o tak upragnionym zniszczeniu Julatsy, wspominała tak\e oniewielkim oddziale, który wyrwał się z oblę\enia na kilka godzin przed zdobyciemkolegium, powodując, \e w głowie Tessayi zakiełkowały wątpliwości.Było tam coś o misjido kraju smoków, o śmierci i katastrofie na niebie, większej, ni\ mogliby wywołaćWiedzMistrzowie.To wszystko, plus wieści od niedobitków oddziału ścigającego przeklętegoXeteskianina, sprawiło, \e Tessaya po raz pierwszy od opuszczenia swej wioski, czuł sięniepewnie.Choć wiedział, \e znienawidzi się za to, poprosił o pomoc Arnoana.Usiedli w gospodzie,jedząc i rozmawiając, a oczy szamana cały czas błyszczały podstępnie.Tessaya wiedział, \eArnoan uwa\a to za nale\ne zadośćuczynienie za wyrządzoną mu krzywdę, ale wcale niezamierzał wyprowadzać go z błędu. Lepiej będzie, jeśli zachowasz spokój  stwierdził Arnoan, łamiąc chleb i maczając gow zupie. Spokój?  powtórzył Tessaya. Krucy, niech ich szlag, uciekli z oblę\onego miasta inajwyrazniej zamierzają dogadać się ze smokami, \eby utworzyć sojusz przeciw mnie.Styliann i jego armia morderców, teraz licząca około pięciu setek, zmasakrowali, wyr\nęli,tysiące moich wojowników, ponosząc minimalne straty, a w tej chwili, je\eli zwiadowcymówią prawdę, zmierzają na spotkanie z Krukami.Dowiaduję się, \e nasi bracia z południauciekli z miasta, które miało nale\eć do nich i musieli zniszczyć je doszczętnie, by wróg gonie zajął.Ich duch jest złamany, a ci co pozostali, zmierzają tu, oczekując mojego współczucia.Nie znajdą go.Nie widzę, w jaki sposób ta sytuacja ma mnie skłonić dozachowania spokoju  opró\nił puchar wina, paradoksalnie czerwonego Blackthorne a, inapełnił go powtórnie, wpychając wolną ręką pajdę chleba do ust.Arnoan uśmiechnął się łagodnie. Ale ile z tego jest prawdą, panie? Darrick i Blackthorne walczą, to rozumiem.Alesmoki? Zagłada z nieba? Czy nie wyrośliśmy ju\ z takich historyjek? Podejrzewam, \e raportlorda Senedai to głównie histeryczny bełkot jakiegoś maga, który wiedział, \e umiera i chciałprzerazić swych katów. No to mu się udało  Tessaya spojrzał na Arnoana znad brzegu pucharu. W ka\dym razie musimy odrzucić smoki.To potwory z legend nie mające związku zrzeczywistym światem.One nie istnieją  stwierdził Arnoan. Ale jeśli ci uwierzę, to dlaczego Krucy opuścili Julatsę i dokąd zmierzają? I czemuStyliann nie został w Xetesku, by bronić własnego miasta, a na dodatek zabrał ze sobąnajpotę\niejszą armię kolegium?  Tessaya bębnił palcami po stole. To chyba jasne, \e Krucy uciekli, bo wiedzieli, \e kolegium padnie.Nie nale\ą donikogo, to najemnicy  odpowiedział Arnoan.Tessaya prawie się uśmiechnął, choć irytacja spowodowana kompletnymniezrozumieniem przez szamana sytuacji, doprowadzała go raczej do furii ni\ rozbawienia. Prędzej uwierzę w istnienie smoków, ni\ w to, \e Krucy uciekli z pola bitwy.Niepróbuj mi mydlić oczu.Senedai wyraznie napisał, \e wydostali się z oblę\enia z pomocą,więc i pewnie z błogosławieństwem Julatsańczyków  uniósł rękę, by powstrzymaćodpowiedz Arnoana. Coś się tu dzieje.Czuję to.A my siedzimy, jakbyśmy czekali na burzę.Ale nie zamierzam ju\ dłu\ej czekać. Mo\emy śledzić i obserwować ich działania, tak jak to robimy teraz  zaproponowałArnoan. Kamienne Wrota są zbyt wa\ne.Nie mo\emy stąd odejść. Mo\e razem z zębami straciłeś wolę walki, szamanie, ale ja nie  głos Tessayi był cichyi chłodny. Powiem ci, jak się sprawy mają.Krucy jadą paktować ze smokami, a jeśli nie znimi to z czymś równie potę\nym, co mo\e nas zatrzymać.Styliann i jego magiczne bękartydołączą do nich.W najlepszym razie, je\eli ich nie schwytamy i nie zabijemy, wzmocniąobronę Koriny, a tego nie chcę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl