[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wystarczy ośmiu ludzi  zadecydował. Obejmiesz nad nimi komendę i podążysz za nami, ale nie dalej jako pół mili, bym w razie potrzeby mógł szybko przesłać ci wiadomość, gdzie i kiedy uderzymy.Napaść wszakżebędziesz musiał sam obmyśleć, bo nie wiem, czy mi się uda z tobą gadać.Pojmiesz tego Czecha i odbierzesz mulisty, mnie zaś i Rocha także spętasz, by potem nie gadał, że Morzelec to nie kupiec, a zbójecki wspólnik.dokończył Czarny z kpiącym uśmiechem. To jeszcze wasza wielmożność nie wiecie, gdzie dokonamy napaści? Istotnie, jeszcze nie wiem, ale nie może to być zbyt blisko Wilna, gdyż Meczko wróciłby tu z lamentem, doczego nie należy dopuścić.Zatem dobierzemy się do niego nie bliżej niż za Brześciem.Skoro go zatem miniemy,dawaj na mnie pilne baczenie. Nie zapominajcie jednak, wasza wielmożność, że nasi gotowali się do wyprawy na Auck, toteż możemynatknąć się na wojska.Jeśli na nasze, tym lepiej, ale jeśli na litewskie, może być z nami zle. Będziemy musieli trzymać się blisko Bugu.Ustaliwszy z Waśką szczegóły, Czarny już tylko czekał na zakończenie przez niego werbunku, a także nawiadomość od Meczki.Nie tracił jednak kontaktu z Tielegą, bo Czech, otrzymawszy odpowiedz i glejt naprzejazd, mógł ruszyć, poniechawszy spełnienia obietnicy.Jednak ta czujność okazałasię zbędna, gdyż po kilku dniach otrzymał w oberży wiadomość, by nazajutrz gotował się do odjazdu.Waśko, który także miał już swoich ludzi gotowych do wyprawy, zebrał ich i czekał, kiedy kupiecki wóz Morzelcawyruszy w drogę.I znów przyszło mijać milę za milą, trzęsąc się w siodle.Ale pogoda sprzyjała, droga była dobra, bo sucha, więccwałowali przy szparko toczącym się wozie, gadaniem skracając czas jazdy.Minęli szczęśliwie Lidę, potem Słonim.Lipiec już się kończył, a z nim i większość żniw, toteż pola pustoszały, atylko tu i ówdzie pojawiały się na nich woły, z wolna ciągnące sochy przyorujące ścierniska.Na postoju w Bierozie doszły ich pierwsze wieści o nadciągnięciu wojsk Lachów pod Auck.Potwierdzeniem tychpogłosek stały się oddziały wojska mijane po drodze.Były to piesze luzne grupy brodatych, dzikich wojowników,odzianych byle jak, przeważnie w płócienne portki, brązowe, samodziałowe świtki, w łapciach z lipowej kory nanogach i zbrojnych równie nędznie, w kawałki łańcuchów umocowanych do krótkich pałek, topory, włócznie ioszczepy, a nawet widły.Rzadko który miał przytroczony do pleców łuk z kołczanem.Kiedy mijali te oddziałyobjeżdżając poboczem, napotykali dzikie j łakome spojrzenia lustrujące konie i broń. Doganiały ich i z kolei wyprzedzały i konne grupy, też mało co lepiej zbrojne.Wszystkie ciągnęły na Kobryń, apotem zapewne do Brześcia.Trakt był równy i twardy, więc ponaglali konie, gdyż tego dnia mieli do przebycia szmat drogi, bo ponad siedemmil.Chcieli na nocleg stanąć w Kobryniu, uznając to za bezpieczniejsze i bardziej wygodne, niż nocowanie wjakiejś ubogiej wsi.Podczas południowego postoju, na jaki zatrzymali się zjeżdżając z drogi i kryjąc się wśród drzew mijanego lasu,Meczko po skończonym posiłku oderwał się z troską: Boję się tych wojaków, których napotykamy po drodze.Dziki to i okrutny naród, co widać od raził.Wątpićzatem należy, czy na wiele się zda mój glejt, jeśli przyjdzie im ochota odebrać nam konie i obedrzeć z odzieży. Jaką widzicie na to radę?  spytał obojętnie Czarny. Czy nie należałoby zjechać z tego traktu i podążać bocznymi drogami? Co o tym sądzicie? Wolałbym dłuższądrogę i gorszą, a bezpieczniejszą.Czarnemu nie bardzo podobała się ta propozycja, gdyż zmuszała do zmiany planu, o czym trzeba by zawiadomićWaśkę.Dostrzegł jednak i pewne korzyści, jakie taka zmiana dawała.Aatwiej bowiem było odebrać listy wjakiejś wsi zagubionej wśród lasów niż w zajezdzie, przy uczęszczanej drodze.Odpowiedział więc z wahaniem:Bo ja wiem.W Kobryniu istotnie moglibyśmy obrócić się bardziej na południe i pociągnąć na Kowel, co nawetnieco skróciłoby nam drogę, ale będzie ona znacznie trudniejsza do przebycia.Prowadziłaby bowiem przezmokradła i bagna poleskie, które zaczynają się zaraz za Kobryniem i ciągną przeszło pół drogi do Kowla.A idalej ich nie braknie, jeno droga ma kędy je omijać. Nawet i te gorsze okolice przejechać chyba można? Czy nikt tamtymi stronami nie jezdzi? Przecież muszą byćtam jakieś drogi, a teraz, latem, przy tak dobrej pogodzie, jaką mamy od dłuższego czasu, chyba zdatne doprzebycia?! Sądzę, że przejechać by można.Dobrze, wasza wielmożność, rozpytam w Kobryniu. zgodził się Czarny,zastanawiając się już, w jaki sposób nawiązać styczność z Waśką i powiadomić go o zmianie kierunku dalszejjazdy.W Kobryniu zatrzymali się w przydrożnym zajezdzie na krótko przed wieczorem.Czarny zrezygnował zodpoczynku oświadczając Meczce: Wieczerzę zjem pózniej.Teraz udam się do znajomego kupca, by przepytać o drogę.Jako miejscowy i częstow podróży, najlepiej mi doradzi. Będę was czekał niecierpliwie, bom wielce zaniepokojony wieściami, jakie wciąż nadchodzą.Toć niejakowłazimy pomiędzy dwie rozezlone bestie, które wnet wezmą się za łby! Niełatwo będzie przemknąć między nimi! Najlepiej byłoby jak najrychlej przebyć Bug i ciągnąć przez Polskę.Tam bylibyśmy bezpieczniejsi. Nie, to nie wchodzi w rachubę!  stanowczo oświadczył Czech. Dlaczego?  Czarny udał zdziwienie. Na koronnych ziemiach groziłoby mi jeszcze większe niebezpieczeństwo, czego bliżej wam wyjaśnić nie mogę.Polityczne to ma aspekta, toteż wolę o tym nie mówić.  Ale wracając do Czech i tak Polski nie ominiecie.A nawet chyba sam Kraków leży wam na drodze. Tam właśnie książę Korybut ma swoich ludzi, którzy dadzą mi pomoc i opiekę. Jak sobie wasza wielmożność życzycie. ugodowo oświadczył Czarny. Zresztą mnie, jako kupca, politykanie ciekawi, a nawet staram się od niej stronić, by interesów na szwank nie narażać. Macie, łaskawco, słuszność! Ruszajcie tedy i wracajcie co rychlej, aby mnie uspokoić! Musicie być, panie, cierpliwi, bo mogę tak rychło nie wrócić.Mój towarzysz bez wątpienia będzie mnie chciaługościć, czemu nie mogę się sprzeciwić, by jego przychylności nie stracić. No trudno.Wszakże nie zasnę, dopóki nie będę wiedział, jak sprawa stoi.Lasy dochodziły nieomal do samego miasteczka, toteż Czarny, najpierw zasięgnąwszy nieco języka, wydostał siępoza jego ostatnie domy, wybrał odpowiednie miejsce w gęstwinie przydrożnych leszczyn i zasadził się,przygotowany na dłuższe oczekiwanie.Nie było ono jednak tak długie, jak się spodziewał, bo jeszcze słońce nie zniknęło zupełnie, kiedy usłyszałmiarowe końskie stąpania i wychyliwszy się ujrzał nieduży zastęp jezdnych ciągnących z wolna traktem.Wjadącym na ich czele dowódcy już z konturu postaci rozpoznał Waśkę, więc wyszedł na drogę.Na jego widok pocztowy wstrzymał oddział i zeskoczywszy z siodła, podszedł bliżej. Zaszło coś nowego?  spytał od razu z niepokojem. Czech mocno wystraszony ciągnącym wojskiem nalega, by zboczyć z traktu i poniechawszy Brześcia,skierować się bocznymi drogami na Kowel [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl