[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem zostaćjeszcze na jedną noc w tym koszmarnym hotelu i obejrzeć powtórniescenę różańca.Byłem nią równie urzeczony jak kucharz.Ale do łańcucha przyczynowości i przypadkowości dołączało sięnowe ogniwo.Kolacja przebiegała jak zazwyczaj.Czterech innych zajęło miejscatamtych czterech, którzy w przeddzień zasiedli na miejscach kardynała ibiskupów.Zrozumiałem, że don Gaetano, trzymając uparcie przy swoimstole ministra i przemysłowca, może na zasadzie preferencji, a możepredylekcji, zmieniał codziennie czterech współbiesiadników.Przedstawiłmi ich.Nazwiska znane mi, jak im moje.Jeden z czterech był prezesemogromnego przedsiębiorstwa państwowego, niedawno zrezygnował zkrzesła w senacie, by objąć to stanowisko.Twarz spiczasta, lisia.Dobrzezorientowany w patrystyce i scholastyce: i wymiana cytatów między nima don Gaetano, podczas całej kolacji, przypominała partię ping-ponga.Wkońcu zainteresowałem się Orygenesem, Ireneuszem i Pseudo-Dionizym,ale w sensie całkowicie heretyckim.Na modłę Borgesa, dodam dlawyjaśnienia.Jak poprzedniego wieczora, wyroiliśmy się wreszcie wszyscy nadziedziniec.Usiadłem obok kucharza, który już był na posterunku. Pan też w tym zasmakował  powiedział mi na powitanie. No tak, to niezwykłe widowisko. Bezcenne; mówię to panu ja, który po trosze przypłacam je zdrowiem. A wcześniej czy pózniej przyjdzie mi za nie zapłacić pełną cenę: nabawięsię zapalenia płuc, oj, nabawię się. Trzymaną w ręku serwetką staranniewytarł twarz, kark, głowę, uszy. Pan sobie nie wyobraża, co to za piekłote kuchnie: a ja wychodzę prosto na dwór, na ten przewiew; na nic jużnie zważam, bo mam tyle roboty i śpieszę się na to widowisko& Aleto frajda, Chryste, co za frajda: widzieć tych wszystkich skurwysynówprzechadzających się tam i nazad i odmawiających różaniec. Kościół  powiedziałem  przynosi pociechę nawet nam,niewierzącym. Może tak jest.Ale ja sobie gwiżdżę na Kościół. Jak więc do tego doszło, że pracuje pan w księżym hotelu? Przypadkiem.To znaczy: wystrychnął mnie na dudka mójkolega.Powiedział mi:  Jestem chory, jedz i zastąp mnie przez kilkadni.A tymczasem znalazł sobie inne miejsce, lepiej płatne.Kiedy siędowiedziałem, na gwałt chciałem odejść.Ale don Gaetano& Poza tymto widowisko& Ale powiedziałem don Gaetanowi:  Nie dziś, to jutrodosypię kilogram strychniny do zupy, i szukaj wiatru w polu. A co na to don Gaetano? Wie pan, co mi odpowiedział ten wielki skurwysyn?  W owymwyrażeniu były jednak podziw i nabożne oddanie,  Odpowiedział mi: Synu mój, uprzedz mnie, kiedy nadejdzie ten dzień, to się obejdę bezzupy & Widzi pan, co za oryginał?& Ale, o, już się zaczyna  i poprawiłsię w krześle.Zaczynało się, istotnie.Czworobok poruszył się, zabrzmiał głos donGaetana: W imię Ojca i Syna, i Ducha Zwiętego.Amen. Anioł Pański& Ojcze nasz, któryś jest w niebie& Zdrowaś Maria&  Chwała Ojcu& Ojcze Przedwieczny& Ojcze, zgrzeszyłem& Ojcze nasz& Zdrowaś Maria& Chwała Ojcu& Witaj, Królowo&Wznoszone to przez don Gaetana, to przez chór modlitwy rozlegałysię w ciemnościach nocy: i wszystko, głosy, sens słów, ów niedorzecznymarsz zwierząt w klatce, to wleczenie się, zwalnianie kroku w mdłymświetle i lękliwy pośpiech przy zagłębianiu się w mrok; to wszystkomiało w sobie coś z widziadła, coś z magii, ale z domieszką mistyfikacji igroteski, jakie sceptycy dostrzegają w seansach spirytystycznych. Zwięta Mario. Matko Boża. Zwięta Panno nad Pannami. Matko Chrystusowa. Matko Aaski Bożej. Matko Najczystsza&Zamajaczyło mi wspomnienie, ale nie łacińskich słów, tylko sposobu,w jaki wymawiały owe słowa kobiety, które zimą wokół kociołka zżarem, a latem na podwórzu zbierały się na różaniec, w latach mojegodzieciństwa.I to wspomnienie potęgowało jeszcze groteskowość groteski,zwłaszcza gdy przypominałem sobie Tunis ebumea, która stawała sięburrea  maślana: dla mnie niemal obietnica, że w raju będzie Chleb zmasłem, za którym przepadałem od dziecka. Wieżo z Kości Słoniowej. Domie Złoty. Arko Przymierza.  Bramo Niebieska.Don Gaetano wymówił te słowa i chór miał odpowiedzieć:  Módlsię za nami , kiedy dało się słyszeć coś, jakby korek wystrzelił z butelki.Czworobok był na krańcu dziedzińca, w najodleglejszym punkcie odwejścia do hotelu i od miejsca, gdzie siedzieliśmy, ja i kucharz.Właśniewyrównały się szeregi po w tył zwrot: i oto między  Bramą Niebieską a Módl się za nami ów wystrzał zatrzymał je na ułamek sekundy, zawiesiłw niepewności i zaraz potem rozproszył w popłochu.Na miejscu pozostał don Gaetano.A za nim, o jakieś dziesięć,piętnaście metrów, widniała jasna plama, a raczej nie plama, tylko masa.Nim wzrok mój rozpoznał w tej masie kształt leżącego człowieka,upłynęło około trzydziestu sekund, tyle, ile potrzebował don Gaetano,który właśnie stał nieruchomo jak posąg i patrzył w kierunku hotelu, abyobejrzeć się i podejść do leżącego.Zobaczyłem, jak pochyla się nad nimi porusza go.Kucharz i ja poderwaliśmy się równocześnie i dobiegliśmy,gdy don Gaetano przyklęknął już na jedno kolano i uniósłszy prawą rękęmówił: Ego te absolvo in nomine Patris, Filii et Spiritus Sancti. Popatrzyłna nas, wstał. Nie żyje  powiedział.Był to eks-senator, prezes wielkiego przedsiębiorstwa państwowego,który podczas kolacji żonglował cytatami z don Gaetanem.Po śmiercijego twarz straciła lisią chytrość i nabrała dziwnej kruchości  jak gdybywymodelowana z bardzo nietrwałej materii  i boleśnie zamyślonegowyrazu.Przyjrzałem mu się uważnie przy drgającym płomyku mojejzapalniczki.Potem popatrzyłem na don Gaetana i kucharza.Niewzruszony,księżulo.A kucharz pocił się jeszcze bardziej niż przy kuchni.Wszyscy, którzy uciekli, teraz powracali.W tym ich zbliżaniu się donas była niecierpliwość i była ostrożność, ciekawość, chęć dowiedzenia sięi zobaczenia, i strach przed tym, czego się dowiedzą i co zobaczą.Cisnęły się im do głowy pytania i podchodząc bliżej pytali nas gorączkowo:  Ktoto? Ale co się stało? Ale jak? Zastrzelono go? Kto strzelał? Aż w końcuotoczyli nas zwartym kręgiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl