[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mmm, skarbie, akurat jest w pralni - odparł.Pózniej rzekł szeptem do Qwillerana:- Powodowany przyjaznią, biorę czasem coś, co ona zrobi, ale jej rzeczy pozostawiająwiele do życzenia.Jest amatorką pozbawioną gustu i talentu, zatem niech pan w swoimartykule nie pisze za dużo o tym jej tkaniu.Wieczór wyglądał tak jak zwykle na imprezach u Lyke'a: znakomicie zaopatrzonybufet, nieograniczona obfitość trunków, muzyka taneczna grana odrobinę za głośno i dziesięćtoczących się równocześnie rozmów.Przyjęcie było udane, jednak Qwilleran czuł sięzaniepokojony ostatnimi słowami Lyke'a.Przy pierwszej sposobności poprosił Natalie dotańca i powiedział:- Słyszałem, że zamierza pani profesjonalnie zająć się tkactwem.- Tak, chcę robić konkretne rzeczy na zamówienia dekoratorów - odparła piskliwymgłosem, który brzmiał bezbronnie i żałośnie.- David uwielbia moje dzieła.Mówi, że załatwimi mnóstwo klientów.Miała pełną figurę, a migocząca suknia z wełny była rozkosznie miła w dotyku - zwyjątkiem miejsc, w których tkaninę przeplatały złote nitki.Natalie trajkotała w tańcu, Qwilleran zaś rozmyślał.Jeśli ta kobieta buduje swojąkarierę na poparciu Lyke'a, to czeka ją niemiła niespodzianka.Powiedziała, że szukapracowni, że jej kuzyn jest dziennikarzem, że uwielbia wędzone ostrygi, a balkony w VillaVerandah są nazbyt wystawione na wiatr.Qwilleran wyznał, że właśnie wprowadził się doapartamentowca, nie zdradził jednak, czyje mieszkanie zajął.Zaczął się zastanawiać, czy udamu się wziąć z bufetu parę smakołyków dla Koko.- Och, ma pan kota? - zapiszczała Natalie.- Lubi homary?- Lubi wszystko, co jest drogie.Podejrzewam, że umie czytać metki z cenami.- No to niech pan go tutaj przyniesie.Damy mu trochę homara.Qwilleran wątpił, czy hałaśliwy tłum przypadnie Koko do gustu, chciał się jednakpochwalić swoim pięknym kotem, więc poszedł do apartamentu Noytona.Kot drzemał nalodówce - w pozycji wyrażającej całkowite rozluznienie wylegiwał się brzuchem do góry na swojej ulubionej poduszce, z jedną przednią łapą wystawioną do przodu, drugą położoną nauszach.Zerknął na Qwillerana od dołu, z obłąkanym błyskiem na wpół przymkniętych ślepi,wystawiając na wierzch koniuszek różowego języka.- Wstawaj - rozkazał dziennikarz - bo wyglądasz jak kretyn.Idziemy na przyjęcie.Kot zdążył przybrać pozę pełną godności, nim niosący go na ramieniu Qwilleranprzestąpił próg apartamentu Davida Lyke'a.Na jego widok hałas wzmógł się doogłuszającego crescendo, a potem zapadła cisza.Koko rozejrzał się dokoła z iście królewskąwyższością, niczym władca łaskawie dopuszczający poddanych przed swoje oblicze.Niemrugnął okiem i nie poruszył choćby jednym wąsem.Brązowe uszy kontrastowały pięknie zjaśniejszym tułowiem, sierść miała tak subtelne odcienie, a szafirowe ślepia tak czystąelegancję, że przy nim goście Davida Lyke'a wyglądali na przesadnie wystrojonych.Wreszcie ciszę przerwał pierwszy okrzyk i wszyscy rzucili się, by pogłaskaćjedwabistą sierść.- Rany, myślałbyś, że to gronostaj!- Po powrocie do domu wyrzucam moje norki.Koko cierpliwie przyjmował oznaki uwielbienia, zachowując postawę pełnąwyższości - póki nie odezwała się do niego Natalie.Wtedy wyciągnął szyję i powąchał jejwyprostowany palec.- Ojej, czy mogę go potrzymać? - spytała.Ku zdziwieniu Qwillerana kot z ochotą wsunął się w jej ramiona, zagnieżdżając sięwśród fałd wełnianej etoli, wąchając w wielkim skupieniu kobiece ciało i mrucząc głośno.Cokey odciągnęła Qwillerana na bok.- Zaraz się wścieknę - rzekła.- Kiedy pomyślę, ile trudu sobie zadaję, żeby utrzymaćszczupłą figurę, mieć proste włosy i nauczyć się rozmów w towarzystwie! A potem nagle onawchodzi, wyfiokowana i piętnaście kilo za gruba, i wszyscy dostają szmergla na jej punkcie,nie wyłączając tego kota!Biedna Cokey, pomyślał Qwilleran, doznając współczucia.I czegoś jeszcze.- Nie powinienem trzymać tutaj Koko zbyt długo, bo jest za dużo obcych ludzi -powiedział.- Może dostać od tego rozstroju żołądka.Chodzmy z powrotem do 15-F, tozobaczysz mój apartament.- Przyniosłam tarkę i gałkę muszkatołową - oznajmiła.- Masz krem i lemoniadęimbirową? Wyplątał Koko z objęć wniebowziętej Natalie.Poszli długim półkolistym korytarzem.Gdy otworzył drzwi, Cokey zastygła w progu z wrażenia, a potem wbiegła do środka,rozkładając szeroko ręce.- To wspaniałe! - zakrzyknęła.- Harry Noyton nazywa to Skandynowium.- Zielony fotel jest duński, tak samo jak parkiet - oceniła Cokey.- Tamte krzesła sąfińskie.Ale cały apartament wygląda jak Panteon Sław Sztuki Wzorniczej: Bertoia, Wegner,Aalto, Mies, Nakashima! To jest zbyt cudowne! Nie wytrzymam.- Osunęła się nawymoszczoną poduszkami zamszową kanapę i ukryła twarz w dłoniach.Qwilleran wrócił z kieliszkami do szampana, napełnionymi kremowym napojem.Cokey z poważną miną starła gałkę muszkatołową na spienioną powierzchnię drinków.- Zdrowie mojej ulubionej dziewczyny - powiedział, podnosząc kieliszek.- Zdrowieszczupłej i elokwentnej Cokey o prostych włosach.- No, już czuję się lepiej - rzekła.Zsunęła buty i zagłębiła palce stóp we włosiedywanu.Qwilleran zapalił fajkę i pokazał jej nowy numer  Stylowych Wnętrz - ze zdjęciemsalonu pani Allison na okładce.Zaczęli rozmawiać o wyzywających różowych i czerwonychodcieniach wystroju, o piersiastej figurze dziobowej oraz zaletach i wadach łóżek zbaldachimem i firankami po bokach.Koko usiadł na stoliku, odwracając się wymownie tyłem, ignorując rozmowę.Jegowygięty ogon, z uniesionym końcem, był wyrazem pogardy, ale nastroszone uszypodsłuchiwały.- Ej, Koko - zwróciła się do niego kobieta.- Nie lubisz mnie?Ani drgnął.Nie poruszył choćby jednym wąsem.- Miałam kiedyś rudawego kota o imieniu Frankie - powiedziała Cokey ze smutkiemw głosie.- Ciągłe noszę jego zdjęcie w torebce.- Wyjęła plik fotografii i wizytówek,przejrzała wszystkie na kanapie i z dumą pokazała zdjęcie puchatego rudawego kocura.- Jest nieostre i trochę wyblakło, ale tylko to mi po nim zostało.Dożył piętnastu lat.Rodzice nieznani, choć.- Koko! - krzyknął Qwilleran.- Zjeżdżaj stamtąd!Kot wdrapał się niepostrzeżenie na kanapę i zaczął lizać małą błyszczącą fotografięprzedstawiającą jakiegoś mężczyznę. - Och! - westchnęła Cokey i chwyciła zdjęcie.Wsunęła je szybko do torebki, leczQwilleran zdążył dostrzec twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl