[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dlatego, gdy Mandland skierował w końcu swoją uwagę na nią, Rosalyn była wobec niego oziębła.- Jest pani dziwnie przygnębiona - stwierdził, nie przejmując się jej wrogim spojrzeniem.-1 Bo chciałabym już wracać do domu.Proszę mnie przepuścić.On jednak nawet się nie poruszył, a ponadto w tym samym momencie do ławki zbliżyli się państwo Blair.Małżeństwo wdało się w rozmowę z Covey, zarazem kątem oka ciekawie przyglądając się pułkownikowi i Rosalyn,która, kiedy Mandlarkl w końcu wyszedł spomiędzy ławek, przytrzymując przy tym w zaborczym geście ramiępartnerki, szybko odsunęła się na bok.Nie zamierzała dawać zebranym więcej pożywki do plotek niż już dostali.Niemniej jej odsunięcie się uzmysłowiło wreszcie pułkownikowi, co się dzieje i jego reakcja okazała się silniejszaniż wtedy, gdy został spoliczkowany.Zrozumiał intencję towarzyszki i poczuł się urażony, o czym świadczył fakt, żenagle cały się spiął.Uśmiech na jego ustach już nie był tak szczery.Colin pojął, że Rosalyn nie chce pokazywać sięz nim publicznie.Przynajmniej do czasu, aż upora się ze swoimi uczuciami i je uporządkuje.Miedzy nimi wyrosła ściana i tym razem była to solidna ściana z cegieł.Rosalyn miała ochotę powiedzieć  i dobrze", ale nie uczy97 niła tego, tylko obeszła pułkownika, poczekała na Covey i potem, ująwszy przyjaciółkę pod ramię, wraz z niąopuściła kościół.Idąc, czuła na plecach spojrzenie Mandlanda i jego milczący nakaz, żeby natychmiast do niegowróciła.W przedsionku usunęła się na bok, przepuszczając Covey pierwszą przez drzwi, i dopiero wtedy, przed wyjściem nazewnątrz, z bijącym sercem, odwróciła głowę, żeby spojrzeć za siebie.Natknęła się na spojrzenie pułkownika, choć ten zaraz odwrócił wzrok.Rosalyn wyszła z kościoła, gdzie tuż za drzwiami czekała na nią Covey.- O co wam tam poszło? - spytała starsza dama, przytrzymując podopieczną za ramię.- Nie wiem, o czym mówisz - odparła Rosalyn, posyłając uśmiech do szepczących do siebie pani Sheffield i paniBlair.- Umyślnie odtrąciłaś pułkownika na oczach wszystkich? Rosalyn popatrzyła na przyjaciółkę ze złością.- Pułkownik zachował się arogancko.Sam sobie naważył piwa.Znasz przecież powiedzenie ,jak sobie pościelisz, taksię wyśpisz".- Mandland z chęcią zająłby się także twoją pościelą - rzuciła w odpowiedzi Covey, zaskakując Rosalynbezceremonia-lnością.Rosalyn zamrugała szybko powiekami, czując, że oblewają dziwne uczucie zażenowania na myśl o tym, że mogłabyznalezć się w łóżku z mężczyzną.- Jemu zależy na miejscu w Izbie Gmin, nie na mnie - przypomniała.- Mogłabyś się postarać, żeby zależało mu także na tobie.- Nie - rzuciła stanowczo, bardziej do siebie niż do przyjaciółki.Zaraz jednak zawstydziła się szorstkości i zaczęłatłumaczyć swój ogląd sytuacji, nad którą miała możność za-98 stanowić się dogłębnie podczas bezsennych nocy.- Zdaję sobie sprawę, że niektórym się wydaje, iż kobieta powinnawyjść za mąż bez względu na wszystko.Zrozum jednak, Covey, że moja duma to jedyny spadek, jaki mi został poojcu.Nie poświęcę jej, nie sprzedam się tylko po to, żeby zostać żoną.- Wydawało mi się - odparła na to Covey, kładąc dłoń na jej ramieniu - zwłaszcza po wczorajszym dniu, że nie jesteśprzeciwna zalotom pułkownika.- Twoim zdaniem jestem aż tak płytka, że rzucę się w ramiona Mandlanda tylko dlatego, że jest przystojny, czarującyi przyniósł mi kwiaty? - Rosalyn potrząsnęła głową.- Mój ojciec też się tak ubiegał o matkę.Robił dla niej wszystko,a na koniec i tak nie miało to żadnego znaczenia.- Nie możesz patrzeć na małżeństwo przez pryzmat małżeństwa twoich rodziców.Alfred i ja.- Ty i Alfred stanowiliście wyjątek od zasady.Wszystkie moje kuzynki powychodziły dobrze za mąż, a jednak żadnanie mpże teraz znieść swojego męża.Ile to się od nich nasłuchałam, jak zle były traktowane.To prawda, że lordLoftus i jego żona wydają się dobraną parą, ale spójrz na resztę.Pan i pani Blair odzywają się do siebie uprzejmietylko w kościele; Lovejoyce;owie słyną z tego, że ciągle się kłócą.Mogłabym tak wymieniać i wymieniać wnieskończoność.Rosalyn bardzo pragnęła przekazać przyjaciółce swoje przemyślenia z zeszłej nocy.- Ja pragnę czegoś więcej.- No, w końcu to z siebie wydusiła.- Choć nie bardzo wiem, co to by miało być.Możejestem jak matka.Jej nie wystarczał tytuł ojca.Nie zatrzymał jej przy nim.Czasami żałuję, że nie spotkałam naswojej drodze kogoś takiego jak ten instruktor jazdy konnej.Być może wtedy zrozumiałabym , dlaczego zraniła onatak wiele osób wokół siebie - i wszystko niby w imię miłości.99 - Och, moja kochana, kto to wie dlaczego ranimy innych, często całkiem nieświadomie?- Ale nie ja, Covey.Nie ja.- A więc twoja nieuprzejmość wobec pułkownika przed chwilą była zamierzona?Rosalyn skrzywiła się, jakby przyjaciółka ją uderzyła.Kiedy jej na tym zależało, Covey potrafiła celnie przedstawiaćswoje argumenty.- Między mną a pułkownikiem nie wydarzyło się nic takiego, za co powinnam go przepraszać.Zrobiłam tylko to, comusiałam.Nie czekając na odpowiedz, Rosalyn ruszyła ku lady Lof-tus, rozmawiającej z panią Shellsworth, żoną notariusza,chudą kobietą o długiej szyi i donośnym śmiechu, która właśnie się śmiała, gdy Rosalyn podchodziła do nich.- Czyż to nie piękny dzień, moja droga? - zapytała lady Loftus na przywitanie.- Wiosna to moja ulubiona pora roku.- Och, ja także ją uwielbiam - zakrzyknęła pani Shellsworth z wielkim ożywieniem, jakby opinia na temat wiosnybyła stwierdzeniem wyjaśniającym co najmniej powstanie wszechświata.Lady Loftus, ignorując towarzyszkę, znów zwróciła się do Rosalyn.- Moja droga, widziałam, że pułkownika Mandlanda siedział obok ciebie podczas mszy.Doszły mnie też słuchy, żepoświęcał ci wiele uwagi.Rosalyn nie zdążyła nic na to odpowiedzieć, bo zanim otworzyła usta, do rozmowy ponownie wtrąciła się pani Shel-lsworth.- Skoro tak, lady Rosalyn, to nie rozumiem, dlaczego pułkownik, zamiast pani, dotrzymuje teraz towarzystwaBe-lindzie Lovejoyce?- Belindzie Lovejoyce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl