[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyćmiony, bynajmniej nieobrażony tą oszczerczą uwagą, po-machał szparagiem, jakby to było cygaro, a następnie wyjaśnił:- Punkt jest bombowy.- Czy to tam - zainteresował się Profesor - zabierasz Deb-bie Mancuso? - Skrzywił się z bólu, gdy jeden z jego golenizostał brutalnie zaatakowany pod stołem.- Auu!- Nie chodzę z Debbie Mancuso! - ryknął Przyćmiony.98 - Brad - warknął Andy.- Nie kop brata.Dawidzie, nie wspo-minaj imienia Debbie Mancuso przy stole.Mówiliśmy jużo tym.Suze?Spojrzałam na niego, unosząc brwi.- Nie podoba mi się, że wsiadasz do samochodu z chłop-cem, który brał udział w tak poważnym wypadku, bez wzglę-du na to, czyja to była wina.- Andy spojrzał na mamę.- Zga-dzasz się ze mną?- Obawiam się, że muszę - westchnęła.- yle się z tym czu-ję.Meducci przeżywali ostatnio z pewnością trudne chwile.- Na pytające spojrzenie ojczyma dodała: - To ich córka o małonie utonęła parę tygodni temu.Pamiętasz?- Och.- Andy kiwnął głową.- Na tym basenowym przyję-ciu.Zabrakło kontroli ze strony rodziców.- Za to nie zabrakło alkoholu - powiedziała mama.- Biednydzieciak, jak się wydaje, wypił za dużo i wpadł do wody.Niktnie zauważył, a jeśli nawet, to nikt nic nie zrobił.Od tamtegoczasu jest w śpiączce.Jeśli przeżyje, to z poważnym uszkodze-niem mózgu.Suze - mama odłożyła widelec - nie wydaje misię, żeby to był dobry pomysł, żebyś się spotykała z tym chłop-cem.Normalnie to by mnie ucieszyło, bo nie zależało mi specjal-nie na widywaniu się z tym facetem.Ale musiałam, jeśli istniał cień nadziei, że zdołam go uchro-nić przed zajęciem miejsca na cmentarzu.- Dlaczego? - Przełknęłam kawałek łososia.- To nie winaMichaela, że ma siostrę alkoholiczkę, która nie umie pływać.A poza tym, dlaczego rodzice pozwolili ośmioklasistce na udziałw takim przyjęciu?- Nad tą sprawą - powiedziała mama przez zęby - nie bę-dziemy się tutaj zastanawiali i doskonałe o tym wiesz.Musiszpo prostu zadzwonić do tego młodego człowieka i powiedziećmu, że mama zabroniła ci wsiadać z nim do samochodu.Jeśli99 -^miałby ochotę cię odwiedzić i pooglądać wideo, w porządku.Ale nie wsiądziesz z nim do samochodu.Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.Tutaj? Spedzić wie-czór tutaj? Pod uważnym spojrzeniem Jesse'a? O mój Boże,tego właśnie mi potrzeba.Obraz wywołany tymi słowami na-pełnił mnie taką zgrozą, że porcja łososia, którą podniosłam doust, spadła z widelca na moje kolana, skąd zgarnął ją natych-miast długi psi jęzor.Mama dotknęła mojej ręki.- Suze - powiedziała cicho - potraktuj to poważnie.Niechcę, żebyś jezdziła samochodem z tym chłopakiem.Spojrzałam na nią zaciekawiona.To prawda, że w przeszłościbyłam zmuszona jej nie słuchać, co wynikało głównie z okoliczno-ści, na które nie miałam wpływu.Ona jednak o tym nie wiedziała.W dużym stopniu udawało mi się to przed nią zataić.Z wyjątkiemtych przypadków, kiedy odprowadzała mnie do domu policja, cozdarzyło się zaledwie kilka razy i nie warto o tym wspominać.Ponieważ jednak teraz sytuacja była inna, nie bardzo rozu-miałam, dlaczego czuła potrzebę powtórzenia swojego wyro-ku w sprawie Michaela Meducciego.- W porządku, mamo - powiedziałam.- Dotarło to do mnieza pierwszym razem.- Bardzo mi na tym zależy.Przyjrzałam się jej.Nie chodzi o to, że sprawiała wrażenie,jakby miała poczucie.cóż, winy.Ale zdecydowanie coś wie-działa.Coś, czego nie chciała ujawnić.To mnie specjalnie nie zaskoczyło.Jako dziennikarka tele-wizyjna mama często ma dostęp do informacji niekoniecznieprzeznaczonych dla szerokiej publiczności.Nie należy rów-nież to tych dziennikarzy, którzy zrobiliby wszystko dla zdo-bycia przebojowej historii.Gdyby jakiś glina zdradził mamietajną informację - a gliniarze często to robią, bo moja mama,przy swoich czterdziestu paru latach, nadal jest atrakcyjną ko-100 bietą i dowie się wszystkiego, jeśli tylko uśmiechnie się do kogotrzeba - wiedziałby, że mama zachowa ją dla siebie, jeśli o topoprosi.Takajużjest.Zastanawiałam się, co może wiedzieć o Michaelu Meduc-cim oraz o wypadku, w którym zginęlo czworo Aniołów.Dość, żeby nie chcieć, abym się z nim prowadzała.Nie uważam, że jest wobec niego szczególnie niesprawie-dliwa.Nie mogłam zapomnieć, co Michael powiedział, zanimwjechaliśmy na szosę. Tylko zajmowali miejsce".Nagle przestałam obwiniać tych ludzi za to, że chcieli goutopić.- Dobrze, mamo.Rozumiem.Na oko usatysfakcjonowana mama wróciła do łososia, któ-rego Andy przyrządził po mistrzowsku, podając z delikatnymsosem koperkowym.- No więc, jak zamierzasz mu to powiedzieć? - zapytała Ginapół godziny pózniej, pomagając mi ładować naczynia do zmy-warki mimo nalegań mamy, że jako gość nie musi tego robić.- Nie wiem - powiedziałam z wahaniem.- Pomijając topodobieństwo do Clarka Kenta.- Na zewnątrz dziwak, w środku marzyciel?- Tak.Poza tym, co jest bardzo pociągające, ma cechę, którąokreśliłabym jako.- Nachałność? - podsunęła Gina, opłukując salaterkę, którąnastępnie wręczyła mi, abym umieściła ją w zmywarce.- Może.Nie wiem.-Jego pojawienie się tutaj wczoraj wieczorem było nachalne -stwierdziła.- Nawet nie zadzwonił.Zaden chłopak nie zacho-wał się tak wobec mnie.- Pomachała ręką i pstryknęła palcami.Wzruszyłam ramionami.Na wschodzie to wygłąda inaczej.W mieście nie wpada się do znajomych, nie uprzedzając ichtelefonicznie.W Kalifornii, jak się przekonałam, takie przy-padkowe wizyty  przejazdem" są absolutnie do przyjęcia.101 ^- Ale nawet nie próbuj, Simon, udawać - ciągnęla Gina - żeci zależy.Nie podoba ci się ten facet.Nie wiem, jaki masz po-wód, żeby się z nim spotykać, ale to z pewnością nie ma nicwspólnego z hormonami.Przypomniało mi się, jak bylyśmy przyjemnie zaskoczone,kiedy Michael zdjąt na plaży koszulę.- Mogłoby tak być - westchnęłam.- Proszę.- Gina podała mi narecze sztućców.- Ty i super-dziwak? Nie.A teraz powiedz mi, co się dzieje między tobąa tym chłopakiem?Wbiłam wzrok w sztućce, które wkładałam do zmywarki.- Nie wiem.- Nie mogłam jej przecież powiedzieć prawdy.- Tylko że.Mam takie poczucie, że za tym wypadkiem kryjesię coś, o czym on nie chce mówić.Moja mama chyba coś naten temat wie.Zauważyłaś?- Zauważyłam - odparła Gina, nie tyle ponurym, ile specjal-nie radosnym głosem.- No, więc.Po prostu ciągle się zastanawiam, co tam na-prawdę zaszło.W noc katastrofy.Ponieważ.cóż, dziś po po-łudniu to wcale nie była meduza.Gina pokiwała głową.- Tak myślałam.Przypuszczam, że to ma jakiś związek z tymtwoim pośredniczeniem, tak?- Coś w tym rodzaju - mruknęłam zmieszana.- No tak.Co mogłoby również wyjaśnić to drobne zajściez lakierem do paznokci, hę?Nie byłam w stanie wydusić słowa.Nie przestałam wkładaćsztućców do plastikowych przegródek w drzwiach zmywarki.Widelce, łyżki, noże.- W porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl