[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mojezdjęcia w sytuacjach, jak robię najbardziej niewinne rzeczy, pojawiały się dosłowniewszędzie.Na litość boską, mogłam kupować papier toaletowy w sklepie na rogu, anastępnego dnia w „Page Six” ukazywała się fotografia, na której blada i wkurzona, pozdjęciach - a więc wykończona - bez makijażu o jedenastej wieczorem kupowałam papier toa-letowy, który zapomniała kupić Lulu.A pod zdjęciem widniał podpis: „Co paliła NikkiHoward? Też chcielibyśmy tego spróbować!”, chociaż oczywiście niczego nie paliłam.Bo wogóle nie palę.Jakim cudem zrobili to zdjęcie? Nie zauważyłam błysku flesza.W sklepie nie byłonikogo oprócz mnie i sprzedawcy.To jakiś koszmar.I tyle.Bo oczywiście w mgnieniu oka to wyjątkowo niepochlebne zdjęcie, na którymrzeczywiście wyglądałam na naćpaną czy upaloną, było w każdym plotkarskim portaluinternetowym, razem z jeszcze mniej pochlebnym podpisem: „Co paliła Nikki Howard?”A w następnej chwili wydzwaniała do mnie matka i pytała, czy powinnyśmy„porozmawiać” o moim okazyjnym kontakcie z narkotykami.Moja matka! Wystarczało mijuż do szczęścia, że Gabriel Luna, najnowszy, brytyjsko - latynoski wschodzący gwiazdor, doktórego wzdychały wszystkie małolaty, z którym wiecznie lądowałam na tych samychimprezach, bo on też jest sztandarową atrakcją Starka, i który ciągle widywał mnie w klubachz Lulu i Brandonem - gdzie pijałam wyłącznie wodę, dziękuję bardzo - wierzył w tedziennikarskie plotki.Wierzył i uważał, że mam problem z uzależnieniem.On przynajmniejwiedział, że kilka miesięcy wcześniej leżałam w szpitalu, chociaż nie miał pojęcia dlaczego.Ale moja matka?No właśnie.Ktoś mnie szpiegował.Równie dobrze mógł przeglądać mi się w tymmomencie, jak stoję na rogu Houston i Broadway i wściekam się, że nie mam parasola, żebyosłonić się przed marznącym deszczem.Choć nawet gdybym go miała, brakowałoby mi ręki,żeby trzymać jednocześnie parasol, smycz Cosie, torbę i komórkę Nikki Howard, która naglezaczęła dzwonić.I musiałam ją znaleźć w kieszeni, zamiast jak zwykle pozwolić jej sięprzełączyć na pocztę głosową, bo się bałam, że dzwoni mama Nikki.A jeśli przegapię tęokazję, będę miała kolejne gigantyczne wyrzuty sumienia.- Halo? - zapytałam.To nie była jednak mama Nikki, tylko agentka, Rebecca.Choć w zasadzie można jąbyło uznać za matkę.Pod warunkiem że mama pali, nosi dwudziestocentymetrowe szpile icały czas gada przez zestaw słuchawkowy, mówiąc rzeczy w rodzaju „Dziesięć tysięcy? Czyoni się naćpali?”, albo w kółko was pyta, czy nie zapomniałyście o terminie elektrolitycznejdepilacji strefy bikini.Aha, przy okazji.Nikki nie miała włosów tam, na dole.No, możepasek.Fuj.Ale dzięki temu woskowanie przez Katerinę zajmuje mniej czasu.- Dlaczego dzwonisz do mnie w niedzielę? - zapytałam.- Przecież wiesz, że pracuję siedem dni w tygodniu - odparła Rebecca ochrypłym oddymu głosem.- Niedziele powinny być wolne - poinformowałam ją.- Nawet Bóg miał wolne wniedzielę.- Gdyby nie miał - odparła Rebecca - może świat nie byłby taki pokręcony.Jak siębawiłaś na St.John?- Okej - odparłam.- Z wyjątkiem tego, że o mało nie zdarłam sobie skóry z palców rąki stóp, wisząc na skale.Aha, i jeszcze tego, że Brandon Stark chciał zostać dzień dłużej, żebyzabrać mnie na narty wodne.Zdaje się, że komuś pieniądze i sława uderzyły do głowy.Przeszłam przez Houston i mijałam właśnie Centrum Handlowe Starka, gdzie - oironio - to wszystko się zaczęło.- Brandon Stark jest wart trzydzieści milionów.- Rebecca wydała odgłos, jakby sięzaciągała.- Przynajmniej.A miliard, kiedy jego ojciec kopnie w kalendarz.Może więcej.Zerwanie z nim to wielki błąd.- Będę o tym pamiętać.- Odwołuję to, co powiedziałam, że Rebecca jest prawie jakmama.Żadna matka nie dawałaby tego rodzaju rad.Co przypomniało mi o pewnej istotnejsprawie.- Rebecco, odzywała się do ciebie może mama Ni.znaczy, moja mama?- Dlaczego ta kobieta miałaby się do mnie odzywać? - spytała.Słowa „ta kobieta”wypowiedziała tak, jakby nie lubiła mamy Nikki.- Po prostu - odparłam.- Wygląda na to, że zaginęła.Nikt nie miał z nią kontaktu odtrzech miesięcy, i ludzie w.eee.Gasper zaczynają się martwić, że mogło jej się coś stać.- No cóż - powiedziała Rebecca.- Twoja matka nigdy nie była szczególnie lotnąosobą.Może pojechała do Atlantic City grać w ruletkę i się zgubiła.- Aha.- odparłam.- Dobrze wiedzieć.- Z jakiegoś powodu nie wspomniałam obracie Nikki.Nie wiem dlaczego.Po prostu nie wspomniałam.To chyba nie miało znaczenia, bo Rebecca zapomniała już o temacie.- Ale wracając do rzeczy - ciągnęła.- Słuchaj.Siedzisz?- Nie.Spaceruję z Cosabellą.- Nie powiedziałam jej, że tak naprawdę idę odwiedzićmoją rodzinę.To ostatnia rzecz, o jakiej wspomniałabym Rebecce.Bo ona nie wie o mojejprawdziwej rodzinie.Ani o prawdziwej mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ") ?>