[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ergo:musiał go przywiezć z Argentyny.Sarah pierwsza zauważyłaautomatyczną sekretarkę.Wskazała na jej mrugające światełko.- Sprawdziła pani jego wiadomości? - zapytała.- Och! - Jennifer sprawiała wrażenie zaskoczonej.- Nie zauważyłam tego.- Mogę? - zapytała Sarah.Jennifer skinęła głową i Sarah uruchomiła odtwarzanie.Roz-legło się głośne szczęknięcie i przeszywający sygnał.- Jedna - wiadomość - odezwał się antropomorficzny głos se-kretarki.- Pierwsza - wiadomość - otrzymana - o - osiemnastej -czterdzieści - jeden  czwartego - stycznia - dwa - tysiące - dzie-siątego - roku.Pięć dni temu, pomyślał Harold.Na trzy dni przed kolacjąChłopców z Baker Street.- Panie Cale, mówi Sebastian Conan Doyle - rozległ się ludzkigłos.Harolda przeszły ciarki.Sebastian wyraznie był wściekły.- Zapewne dostał pan już nakaz sądowy od moich adwokatów.Wiem, że się pan przede mną ukrywa.Myśli pan, że ponieważwykopał pan właściwą skrzynię gdzieś na jakimś strychu, ma panprawo do czegoś, co należy do mnie? Ty mały palancie.Słyszymnie pan, Cale? Jest pan tam teraz? Słucha pan mojego głosu,lejąc w spodnie? No to niech pan posłucha: jeśli odda pan komuśten dziennik, pożałuje pan.Dopilnuję, żeby znienawidził pan jużsamo nazwisko Conan Doyle.Rozległo się kolejne głośne szczęknięcie i to był koniec wia-domości. ROZDZIAA 17LISTA OKROPNOZCISzukajmy konsekwencji w działaniu.Jej brak oznacza oszustwo.SIR ARTHUR CONAN DOYLE,NIEZWYKAE WYDARZENIA NA MOZCIE THOR21 pazdziernika 1900Arthur Conan Doyle położył głowę na stosie raportów o udu-szeniach i głęboko westchnął.Nigdy nie myślał, że praca detek-tywa jest tak piekielnie nudna.Większą część dnia spędził wśród tych papierów.Od zakonni-ka w biurze wikariusza generalnego nie dowiedział się niczegoważnego, chociaż młody człowiek bardzo starał się pomóc.Ra-zem przeszukali deklaracje, ale nie znalezli niczego, co pobudzi-łoby pamięć zakonnika i przywołało nazwisko morderczego panamłodego.Przekonany, że nic więcej już tu nie uzyska, Arthurodbył krótki spacer do Scotland Yardu.Inspektora Millera niebyło - na szczęście! - ale inni, którzy znali Arthura ze słyszenia,byli zachwyceni, że mogą się przydać.Tak więc kilka następnychgodzin spędził, badając kryminalne akta Yardu.Jeżeli morderca132 uderzył dwukrotnie, musi być jakiś zapis jego poprzedniej zbrod-ni.Ale choć w ciągu minionego roku w samym Londynie znale-ziono sporo nieżywych dziewcząt, ciało żadnej nie zostało porzu-cone w tanim pensjonacie na East Endzie, nagie, z tatuażem i wtowarzystwie świeżej sukni ślubnej.Skoro morderca udusił  Morgan Nemain , czy zasadne byłoprzypuszczenie, że posłużył się tą samą techniką przy innejzbrodni albo - uchowaj Boże - zbrodniach? Arthur nie był pe-wien.Czy na tyle szalony umysł delektował się konsekwencją?Czy mordercy są jak rzemieślnicy - każdy z własnym zestawemulubionych narzędzi? A może liczą na traf, wykorzystując osta-tecznie to, co im akurat wpadnie w ręce? Gdyby tylko istniałprzyrząd umożliwiający zajrzenie w głąb czaszek londyńskichzabójców.Usłyszał czyjeś kroki i przyjemne pobrzękiwanie filiżanki ospodek.Podniósł wzrok znad stosu papierów i zobaczył młodegooficera, który przyniósł mu herbatę.Jego kwadratowa twarz ibijący z postawy profesjonalizm zrobiły na Arthurze spore wra-żenie.- Herbata, doktorze Doyle? - zapytał policjant, stawiając tacęna biurku.- Dziękuję - odpowiedział Arthur, porządkując papiery.Młody człowiek wahał się przez chwilę, jakby oczekując dal-szych poleceń.Kiedy ich nie otrzymał, obrócił się na pięcie i ru-szył w kierunku drzwi.Noc przyszła niezauważenie i czarne nie-bo, widoczne w oknie, sprawiało, że nowy budynek ScotlandYardu wydawał się jeszcze masywniejszy i cichszy.- Oficerze! - zatrzymał go Arthur.- Pemblesmith, proszę pana.Frank Pemblesmith.- Podszedłdo biurka Arthura.- Czy spotkał pan kiedyś mordercę, mój chłopcze?Oficer Frank Pemblesmith zastanowił się chwilę, zanim od-powiedział.133 - Założę się, że kilku.Akurat w zeszłym tygodniu zatrzyma-łem gościa, który wdał się w bójkę w pubie.Pracował na kolei,jeśli się nie mylę.Pobił się z innym kolejarzem i uderzył go wgłowę kuflem.To był ponury widok.- Tak, z pewnością - przyznał Arthur, choć nie o to mu chodzi-ło.- Ale czy miał pan kiedyś do czynienia z prawdziwym zabój-cą? Z kimś, kto się urodził, żeby czynić zło?- To znaczy?- No cóż, szukam człowieka, który zabił dwie - co najmniejdwie - młode kobiety, w dodatku z zimną krwią.Zaplanował to.Z góry wiedział, co zrobi.Kto byłby do tego zdolny? To przecieżwbrew wszelkiemu rozsądkowi.Oficer Pemblesmith usiadł na krześle, zanim odpowiedział.- Ma pan coś przeciwko dygresji?- Zupełnie nic - odrzekł Arthur, odsuwając się z krzesłem odbiurka.- Wychowałem się w Dorset - zaczął Pemblesmith [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl