[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalezliśmy się gdzieś w Beverly Hills.Truesdale Estates czy coś ta-kiego.Prywatna część i tak prywatnych Beverly Hills, wyobrazcie sobie.Oczywiście dom prywatny, nie restauracja.I nagle przerażającogwałtowny ból przeszył tył mojej szyi, gdy zadałam sobie zabawne pyta-nie:  Czy Johnny i ja będziemy jedynymi gośćmi?".Odpowiedz: Zdecy-dowanie tak, bo nasz samochód był na podjezdzie jedyny, a już ele-gancko spózniliśmy się o godzinę.Dom okazał się nie do pojęcia niewiarygodny.Hiszpański.Biały,wszędzie wijące się elementy z kutego żelaza.Bramy i furtki wielkie iczarne.Powódz światła tryskającego ze ścian, jakbyśmy przybyli naświatową premierę Przeminęło z wiatrem.Co do basenu, to bardziejprzypominał lagunę.Nie, właściwie jezioro.I nie jakieś jezioro, ale jezi-oro Michigan, oświetlone podwodnymi lampami, które nadawały wszyst-kiemu akwamarynowy połysk.Najwyrazniej dom został zbudowanyprzez MGM jako pomnik dla Esther Williams, chociaż musiała już wtedyLRT być pod wodą, bo inaczej nigdy by na coś podobnego nie pozwoliła - bezorchidei, Van Johnsona i Lauritza Melchiora*162.Johnny czytał w moich myślach.- Nie przejmuj się.Jest wynajęty.- Od kogo? Agi Khana?- Faceta nazwiskiem Tyler.Diamenty.- I jesteśmy jedynymi gośćmi na kolacji?- Na to wygląda.- Prawdziwa strata, napełniać to jezioro tylko dla nas.- Co?- Nie powinniśmy przynieść kostiumów kąpielowych?- Z pewnością będą coś dla nas mieli.- Taa, ale czy platyna pływa?- Kochanie, sądzę, że dziś wieczór Maggie Barringer spotka równąsobie.- Chcesz powiedzieć, że przyjdzie Greta Garbo?Szofer w liberii ostrożnie zaparkował nasz okręt wojenny pod marmu-rowym portykiem i mężczyzna w białej marynarce rzucił się otwieraćdrzwi.- Szybko! - powiedziałam do niego - bóle są już co trzydzieści se-kund!Johnny wymierzył mi delikatnego kuksańca łokciem w biust, żebywyrazić swoje niezadowolenie z mojego dowcipnisiostwa.Nasza limuzyna zniknęła, gdy lokaj w białej marynarce (tak sądzę, żelokaj, bo raczej nie sprzedawca warzyw) poprowadził nas schodami dodrzwi godnych fortecy, które kolejny ubrany na biało mężczyzna (apte-karz?) dla nas przytrzymał.Widziałam tylko korytarz - setki mil kory-tarzy, z rozstawionymi co dziesięć jardów czarnymi kandelabrami, wktórych płonęły czerwone świecie.Albo miałam zostać wprowadzona dojakiejś żeńskiej korporacji, albo trafiłam na zlot czarownic.Moje serce wykonało szybki skok, kiedy gospodyni zaczęła majesta-tycznie sunąć w naszą stronę z przeciwnego końca korytarza.Cholera,162E.Williams (ur.1922) - aktorka, mistrzyni pływacka, nazywana Amerykańską Syreną z powodu rekor-dowych pobytów pod wodą; V.Johnson (ur.1916) - jej filmowy partner; L.Melchior (1890-1973) - aktor iśpiewak operowy, tenor.LRT niezle się ruszała.Cholera, ależ miała klasę w tej czarnej sukni falującej,jakby od tyłu popychał ją wentylator w tunelu aerodynamicznym.A kie-dy podpłynęła bliżej, zobaczyłam, że - cholera - wciąż była piękna.Nie,pomyłka - była piękniejsza niż kiedykolwiek, jeszcze jedna z tych gib-kich kobiet o królewskiej urodzie, których wieku nie sposób odgadnąć,bo czas nie ma na nie żadnego wpływu.I poczułam gwałtowny przypływwielkiej dumy - moja mamusia była taka śliczna.Zobaczyła mnie, ale jeśli poznała, nie zdradziła się z tym, i Johnnydokonał prezentacji.- Maggie, pozwól, że przedstawię ci Ginnie Maitland.Maggie wyciągnęła do mnie rękę.- Ginnie, tak się cieszę, że mogłaś przyjść.Na co odparłam:  Vive la France".A Johnny uznał, że mi odbiło.Maggie uśmiechnęła się, lecz nawet nie mrugnęła okiem.Wywaliłamdo niej z mojej Grubej Berty, użyłam mojej broni ostatecznej zagłady, asalwa ją minęła i przez okno, ponad basenem, poszybowała nad Malaje,gdzie świt wstał z hukiem gromu.To była jedyna kwestia, którąprzećwiczyłam.Zostałam zdana na siebie.W Stan Arlen Show nigdy sięto nie zdarzyło.Maggie wsunęła jedno ramię pod moją rękę, drugie pod ramię John-ny'ego i poprowadziła nas do baru.Wszyscy szliśmy równym krokiem,jak w scenie otwierającej Jackie Gleason Show* 163Kevin Barringer, białogrzywy i wysoki, wyglądał na miliardy dola-rów, które podobno posiadał.Barman, kelnerka i nasza czwórka w poko-ju wielkim niby wszechświat.Ogromne kuliste lampy jak przed wejściemdo hotelu New York Plaża.I wszystko w tym bejcowanym na ciemnomahoniu, który zawsze uważałam za znamionujący bogactwo.Napodłodze perski dywan, który spokojnie miał czterdzieści jardów, a naścianach sięgające sufitu, podświetlone od tyłu witrażowe panele.A bar -ze trzydzieści stóp długi, wypolerowany do lustrzanego połysku iobrzeżony mosiężną poręczą.Stało przed nim kilkanaście okrytych skórąstołków, każdy mojego wzrostu.Rozmowa była właściwie rozmówką - rozmóweczką, roz-móweczeńką zasadniczo prowadzoną i podtrzymywaną przez John-163Jackie Gleason Show (1952-1959) - cykliczny telewizyjny program rozrywkowy.LRT ny'ego i Kevina.Ledwie mogłam uwierzyć, że Johnny tak płynnieposługiwał się tym archaicznym językiem, ale jednak.Polo i regaty, iinne takie klimaty.Maggie ija zaczęłyśmy elegancką rozgrzewkę, szykując się na to, zczym, zdaniem każdej z nas, mogła wyskoczyć ta druga.Najcelniejszystrzał należał do Maggie, kiedy głośno powiedziała  Vive la France!",gdy barman wystrzelił korkiem od szampana.Panowie nie wiedzieli, coto znaczy, ale ja owszem, więc się roześmiałam.I przemknęło mi przezmyśl, że w innych okolicznościach mogłybyśmy zostać z Maggie fantas-tycznymi przyjaciółkami.Mężczyzni przeszli do sali bilardowej albo wojennej czy też sali z tro-feami, i pierwszy raz zostałyśmy z Maggie same - w samym centrum rin-gu, w blasku reflektorów.Uśmiechnęła się, wspaniały uśmiech na niewia-rygodnej twarzy, i zapytała:- Jakieś pytania?- Taa.Całe masy.- Strzelaj.- Czy Kevin jest moim ojczymem?- Nie.Jest facetem twojej matki.- Używasz jego nazwiska.- I jego kart kredytowych.- Nie jesteście małżeństwem.- Nie bardziej niż ty i Johnny.- Wiesz, że tatuś nie żyje.- Tak.- Nie przyjechałaś na pogrzeb.- Nie wiedziałam, że w ogóle się odbył.Dowiedziałam się znaczniepózniej, kiedy zadzwoniłam do twojej siostry, żeby życzyć jej i Waltero-wi wesołych świat i takie tam ple-ple.A to było długo po tym, gdyznalazłaś mnie z Benem.Czy o tym chcesz pomówić?- Nie wiem.A ty?- Tylko dlatego, że jestem ciekawa, co się stało dalej.- Dalej stało się to, że go zostawiłam.- Czy dałaś mu jakąkolwiek szansę na wyjaśnienie?- Nie.A mógłby coś wyjaśnić?LRT - Był uroczym, inteligentnym chłopcem.I nie miał najbled- szegopojęcia, że jednocześnie znalazł się w życiu nas obu.Co się z nim stało?- Jest tutaj, pisze do filmu.- Widujesz go?- A ty?- Nie, ale mogłabym mieć na to ochotę.- Dam ci jego telefon.- Proszę.Milo byłoby zatrzymać go w rodzinie.- Jak się przedstawia sprawa majątku tatusia?- Dokładnie tak, jak chciałam.Wcale.- Nie wnosiłaś roszczeń?- A miałam prawo?- Bardzo go skrzywdziłaś.Mnie też.- Tak.Myślałam, że mogło się tak stać.Ale nie zdołałam już ciągnąćtej hipokryzji.Byłam parszywą matką i bardziej bym cię skrzywdziła,gdybym dalej próbowała odgrywać tę rolę.Miałam rację.Poradziłaś so-bie.Stoisz na własnych nogach.Jesteś twarda.I wciąż jeszcze młoda.- Nie wydaje mi się, żebym była taka znów młoda.- Za parę tygodni skończysz dwadzieścia jeden lat.To nie starość.- Jestem zaskoczona, że o tym pamiętasz.- To nie bądz.Nie zakładaj, że nigdy nie oglądam się za siebie.i niezastanawiam.I nie żałuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl