[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uwielbiamarbuzy- Ja też.- Paul odgryzł kawałek i wytarł kąciki ust.- Którydomek jest mój?- spytała Christine.- Zakwaterowałem was razem z Joan w Guacamayo.Jakwyjdziesz, to będzie druga chatka na lewo.- A ty gdzie będziesz?-Nadrugim końcu ośrodka,w Yampiro.Christinewstała.- Może wpadniesz nas odwiedzić?-Prawdę mówiąc, miałem wobec ciebie inneplany W tejchwili muszę załatwićparę spraw z personelem, a potem jestem wolnyChristine się uśmiechnęła.- W takimrazie będę czekać.ROZDZIAA Dwudziesty trzeci:Zabrałem Christine na nocne polowanie na krokodyle.Wróciła zachwycona.Pełnię życia odczuwamynajbardziej -wtedy, gdy jest ono zagrożone.Z PAMITNIKAPAULA COOKA Makisapa Lodge składało się z dziewięciu bungalowówpołączonych siecią ścieżekoświetlonych pochodniami.Domki wyglądały dokładnie tak, jak je sobie Christine wyobrażała: zbudowane zciemnego drewna pozyskanego z okolicznejdżungli, wszystkie miały kryte strzechądachy, ganki u wejścia, a zamiast okien siatki.W środku mieściły się trzy łóżka,anadkażdymwisiała moskitiera zawiązana wogromny supełi przymocowana do sufitu.yródłem światła były dwie elektryczne żarówki - jedna na środku pokoju,a druga włazience.Aazienkęwydzielała zasłonka.Stał tam prysznicoraz porcelanowy sedes i umywalka.Wodamiała tylko jednątemperaturę,i to wzależności od tego, co wdanej chwilizaoferowaładżungla.Odpływ prysznica odprowadzał zużytą wodę prostopod podłogę.W pokoju było czysto, choć czuło się wońnafty- Co to takiego guacamayo7.- zapytała Joan.-Brzmi jaknazwa dipa.Christine szeroko się uśmiechnęła.- Zdaje się, że papuga.Joan odwiązała moskitierę i opuściła ją swobodnie nałóżko.- Spałaś kiedyś pod czymśtakim?-Nie - odparła Christine.- Nigdy nawetnie byłam podnamiotem.- Jak myślisz, cotak śmierdzi?-Możeto tutejsze drewno.- Christine oparła się o parapet i wyjrzała na zewnątrz.Młodzież stała na środkukompleksu i latarkami świeciła w oczymałpkomwiszącymnagałęziach.226-1 pomyśleć, żeu nas jest zima - powiedziała Christine.- Ja tam za nią nie tęsknię.Mamnadzieję, że jest gigantyczna śnieżyca.- Joan siadła na łóżku.-No tomów, jak tol jest z tobą iPaulem?J Christinebyłazaskoczona tym pytaniem.-Nie rozumiem.- Widziałam, jak na siebie patrzycie.To nie jestprzelotny flirt, jak w przypadkuJessiki i Jima; to takie bardziej.romantyczne.A poza wszystkim, Paul to cholernie przystojny facet.Ach, gdybym tylkobyła dwadzieścia lat młodszaidziesięć kilo chudsza.Christine z powrotem usiadła na łóżku,bardzo pragnączmienić temat.- Ciekawe, co teraz robią Jessica i Jim. -Mamy szczęście, żeten chłopak przeżył.- Joan przymrużyła oczy - Co ty tam masz naramieniu?Christine podniosłarękę.- Ach, tokomary W Puerto byłyichtysiące.-Musisz się częściej spryskiwać odstraszaczem.Rozległo się pukaniedo drzwi.- Proszę!- zawołała Christine.Dośrodka wszedł Paul w kapeluszu na głowie i z aparatem na szyi.- Dobry wieczór, drogie panie.Zadowolone z lokum?- Jest fantastyczne, tylko ten zapach.Co tojest?- Drewno nasącza sięolejemsilnikowym, który odstrasza termity Tutajwystępuje ponad dziewięćdziesiąt gatunków termitów.-Fascynujące - skomentowała żartobliwie Joan.- Przepraszam,mam lekkiego bzika na punkcie dżungli.Wkażdym razie tenolej chroni teżdrewno w czasie porydeszczowej, a przez to jestmniej komarów.Korzyść jestwięcpotrójna.Przyzwyczaicie się.- Mnie się nawet ten zapach podoba - powiedziała Chrisline, a Joan tylkozmierzyła jąwzrokiem.227. - To co, dziewczyny, zechcecie mi towarzyszyć?Wybieram się z kilkoma osobami polować na krokodyle.- W nocy?- zdziwiła sięJoan.- Wtedy najłatwiej je złapać.-1 viceversa - dodałaJoan.-Ja dziękuję.- A ja chętnie - powiedziała Christine.Paul spojrzał nanią z zaskoczeniem.- Serio?-Ufam ci.Nie zaproponowałbyś mi tego, gdyby to niebyło bezpieczne, prawda?- Powiedzmy że w miarę bezpieczne -powiedział.-Kiedy ruszamy?- Zaraz.Wstała.- No to chodzmyWyszli na zewnątrz i Paul zawołałdo młodzieży:- Ruszamy!Dołączyło do nich w sumiepięć osób oraz Gilberto, który siedział na schodkachcomedor i karmił ary skórkami arbuza.Paul wyrwałmaczetęz pnia i kiedy schodzili zboczemdo przystani,trzymał ją całyczas w pogotowiu.Gdy Christine zobaczyła,żewszyscy szykują się, aby wejść do czółna,przystanęła.- Płyniemy łódką?Paul odwrócił się i spojrzał na nią zdziwiony- Oczywiście.A jak inaczej można złapać krokodyla?Christine ogarnęła wzrokiemczarne jak atrament wodyjeziora.- A nie można z brzegu?-Nie - roześmiał się Paul.- Oczekujesz, żewypłynę na jezioro pełne piranii i będęłowiła krokodyle?-Ktoś tu mówił o zaufaniu.Christine wzięłagłęboki oddech i kręcąc głową, ruszyła w stronę czółna.228- Nienawidzę cię.Paul wyszczerzył zęby wuśmiechu.Wziął ją za rękę,pomógł usadowić się na drugiej ławeczce i wręczył wiosłaSamusiadłprzed nią.Kiedypłynęli w stronę przeciwległegobrzegu, odgłosy dżungli zdawały się nasilać.Niskie, gardłowepokrzykiwania wyjców niosłysię echem po jeziorze, azarazpo nichdał się słyszeć jeszcze głębszy pomruk dobiegającyz czarnej czeluści, którarozciągała się przed nimi.- Co to? - spytała Christine.- Krokodyl- odparł Paul.- Pewnie Elvis.- Nadajesz im imiona?-Tylko Elvisowi.On tujest najstarszy Ma chybaz pięćnetrów.- Co ja turobię.Paulodepchnął się wiosłem.- Dobrze się bawisz.Tylko jeszcze o tym nie wiesz.Nagle coś im przeleciałonad głowami i Melissa, którasiedziała zaChristine,krzyknęła:- Co to było?-Yampiros - poinformował spokojnym głosem Paul.- Totylko nietoperze-wampiry %7ływią się komarami.- Och, co za ulga: to t y l ko wampiry - mruknęła ironicznie Melissa.Czółnosunęłow ciszy po czarnejtafli jeziora, a w oddalimajaczył ciemny zarysprzeciwległego brzegu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl