[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciągnęły się w moją stronę chwytliwierozcapierzone dłonie& Obróciłam się i kopnęłam męskiego osobnika wbrzuch; poleciał do tyłu.Jednocześnie chwyciłam PannęNiemłodą za włosy.Kłaki się oderwały, ale pod wpływemmojego szarpnięcia jej twarz poleciała do przodu iwalnęła o pień drzewa.Nos odpadł pod wpływemuderzenia i spadł na ziemię.Wiedziałam jednak, że mojaprzewaga jest tylko chwilowa.Zjawiała się reszta zombicznego gangu.Kopnęłampierwszego, który mnie dopadł; tak jak jego towarzysz,poleciał do tyłu.Pozostałe zacieśniły krąg.Waliłampięściami, dzgałam nożem.Wymierzałam ciosy nogą,uskakując na boki, by mnie nie pochwyciły.Moje postępy były mizerne.Sama chętnie wpadłabym w pułapkę zastawionąprzez Cole a.Porwałoby mnie w górę, stałabym się dla nichniedostępna.Niedostępna& Do diabła, może powinnam wspiąćsię na drzewo  przyszło mi nagle do głowy.Wspiąć się.Tak.Wsunęłam but w zagłębienie w pniudrzewa i podniosłam rękę.Moja dłoń natrafiła na gładkiwystęp.%7łarzący się występ, co zauważyłam, spojrzawszyw górę.Napięłam biceps i podciągnęłam się, unoszącwysoko nad ziemią.Wierzgając nogą, podniosłam drugąrękę i znalazłam jeszcze jeden żarzący się występ nakorze; mój but natrafił nawet na drugie wgłębienie.Zyskałam kilka centymetrów& kilka kolejnych& kilkakolejnych. Im wyżej się wspinałam, tym jaśniejszy blask mitowarzyszył, aż w końcu dostrzegłam szczeble drabinyprzybitej do drzewa.To nie był zbieg okoliczności.Musiał to zrobić pan Ankh.Jeden z zombi chwycił mnie za kostkę i szarpnął;przytrzymując się z całej siły drabiny, walnęłam go stopąw twarz.Gdy tylko mnie puścił, zaczęłam siębłyskawicznie wspinać, pokonując resztę drogi ku górze.Kiedy dotarłam na sam szczyt, byłam zdyszana,powietrze dobywało się ze świstem z mojego ściśniętegogardła.Zombi próbowały ruszyć moim śladem, ale niewiedziały, jak to zrobić.Alleluja, właśnie zapewniłam sobie odroczeniewyroku.Rozejrzałam się, licząc przeciwników.Szesnastu.%7łeby wygrać, musiałam tylko obezwładnićkażdego z nich, dotknąć ich serc i zamienić dłoń wmiotacz ognia.Aatwe.Tak.Owszem.Panna Niemłoda otrząsnęła się już z lobotomii iprzyłączyła do pozostałych, drapiąc zakrzywionymipalcami korę  i w końcu ruszyła po drabinie.Ogarnęłomnie przerażenie.I to wszystko, jeśli chodzi o odroczeniewyroku.Wiedziałam, co muszę zrobić, i wyciągnęłam drugieostrze.Załatw tylu, ilu zdołasz, i uciekaj, tak jak mówiłtata.Nie zastanawiaj się dłużej.Po prostu działaj.Skoczyłam, wykonując salto nad głowami zombi.Kiedywylądowałam na ziemi, moje kolana walnęły o siebie; poczułam koszmarny wstrząs, mózg załomotał mi wczaszce, ale odwróciłam się szybko, ramiona zatoczyłyłuk, oba ostrza cięły.Uderzyłam męskiego osobnika wgardło, tak głęboko, że jego kręgosłup zapoznał się zrękojeścią noża.Z krtani dobył mu się ryk, kiedy runął wbok.Nie miałam czasu położyć mu dłoni na piersi iprzysmażyć go płomieniem.Kobieta rzuciła się na mnie iuderzyła mnie w policzek.Zachwiałam się, potknęłam ocoś twardego i upadłam.Chciałam się podnieść,naprawdę.Chciałam wspiąć się z powrotem na drzewo ipowtórzyć tę małą sztuczkę ze skokiem i przecinaniemgardła.Wspaniale, tylko że za moimi plecami wyciągnęłysię błyskawicznym ruchem ręce, chwyciły mnie w talii iprzytrzymały.Poczułam w barku ostre zęby.Krzyknęłam podwpływem obezwładniającego bólu, zdawało mi się, żeliżą mnie płomienie, tłumiąc we mnie chłód.Oczy zaszłymi mgłą, a mięśnie zacisnęły się w twarde węzły. Ankh!  wrzasnęłam. Cole!Nie usłyszałam tupotu, żaden wielki i silnymężczyzna nie przybył mi na ratunek.To nie mógł być mój koniec.Stawiałam śmierciczoło już kilkakrotnie i zawsze wychodziłam z tegostarcia obronną ręką.Wiedziałam, że mi się uda. Zabiję was!  krzyknęłam, wściekła, że pozwoliłamsobie na taką bezradność. Jesteście martwi!Stwierdziłam z bezbrzeżnym szokiem, że moja prawa ręka rozpaliła się w mgnieniu oka, jarząc się tym samymskoncentrowanym białym światłem co smugi.Próbowałam chwycić zombi, który wciąż grzebał mizębami w ramieniu, ale zdołałam tylko przesunąćopuszkami palców po jego czole.To wystarczyło.Zamienił się w popiół.Ciemne drobinki opadły jak deszcz, blask w mojejdłoni przygasł.Szok, którego wcześniej doznałam, spotęgował się.Dlaczego& Jak& Dowiedzieliśmy się, że cokolwiek mówimy wpostaci duchowej, dzieje się, dopóki nie narusza to czyjejśwolnej woli i dopóki w to wierzymy.Słowa Cole a pojawiły się nagle w moich myślach.Próbowałam wstać, ale nie miałam siły.Zombi&wszędzie&z wszystkich stron& Nie zbliżajcie się!  krzyknęłam.Spojrzały na moją dłoń, zauważyły, że blaskprzygasa& znika&i skoczyły na mnie, przygważdżając do ziemi.Sezonpolowań na Ali, ot co.Próbowałam odepchnąć PannęNiemłodą, ale nachyliła się i ugryzła mnie.Wszystkiemnie gryzły, gryzły, gryzły. Puszczajcie! Zabiję&%7ładen nie posłuchał, a moja dłoń nie rozpaliła się nanowo.Ból znów rozgorzał, niczym gwiezdny wybuch.Zmoich ust dobył się przerazliwy krzyk; byłam pewna, że bębenki uszne będą krwawić mi przez całą wieczność.Bardzo krótką wieczność.Byłam sama, pokąsana niezliczoną ilość razy.Zombiprzypominały zwierzęta  pomrukiwały z ekstazy,zatapiały we mnie zęby, szarpały mnie jak psy, któredorwały ulubioną kość.Koniec ze mną.Kaleczyć& zabijać& niszczyć&Te słowa wypełniały mi umysł, wydawało się, że wmoich żyłach płynie jakiś kleisty, siarczany olej i żeoblepia moje ciało.Ranić& Powinnam kogoś zranić, pomyślałammgliście.Zabijać& powinnam kogoś zabić.Niszczyć& powinnam zniszczyć WSZYSTKO.Uścisk szczęk Panny Niemłodej nagle zelżał.Mojaręka opadła na ziemię, całkowicie bezwładna,bezużyteczna.Szelest liści, głuche kroki.Zombiprzeżuwające głośno moje ramię nagle mnie porzuciły.Znowu szelest, świst powietrza, okropny ryk.Próbowałam usiąść, ale nie byłam w stanie.Palenie, któreodczuwałam, nie zelżało.Nasiliło się tylko.Nagle w powietrzu pojawiła się woń czegośboskiego.Napłynęła mi ślina do ust.Smak.Chciałampoczuć ten smak.Mogłabym dla niego ranić, zabijać iniszczyć.Szyję przeszył mi piekący ból.Przygniótł mnieogromny ciężar.Mroczne pragnienia przygasły. Coś boskiegoprzerodziło się w coś okropnego.Poczułam, jak do gardła napływa gorzka i paląca żółć; zakrztusiłam się. Och, Ali  usłyszałam głos Cole a, nabrzmiały odprzerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl