[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozebrałem się i przyjrzałem sobie uważnie.Wyglądałem żałośnie.Miałemoklejony brudnym plastrem napuchnięty policzek i fioletowy siniak na szczęce.Byłemnieogolony, a włosy wyraznie prosiły się o mycie.Puściłem wodę i wlałem na dno wannytrochę upojnie pachnącego morelowego płynu.Anna miała fioła na punkcie moreli.Pamiętałem, że zawsze w sezonie przynosiła do pracy torebkę tych owoców i nigdy z nikim sięnie dzieliła, mimo że w innych przypadkach nie miała oporów przed częstowaniempracowników.Ale morele trzymała tylko dla siebie.Poczekałem, aż woda zakryje sitka jacuzzi,i wszedłem do pachnącej kąpieli, uważając, by nie zalać podłogi.Wyciągnąłem się wygodnie.Jestem wysoki, lecz w tej wannie moje stopy nie sięgały do przeciwległej ściany.Oparłemgłowę na specjalnie wyprofilowanej gąbce i przymknąłem oczy.Też mogłem tak żyć.Wpięknym mieszkaniu o szerokich wychodzących na ogród oknach.W mieszkaniu, gdzie wannanie przypomina odrapanej zardzewiałej miednicy, a podłoga nie skrzypi przy każdymstąpnięciu.Wystarczyło jedynie chcieć, postarać się, odrobinę ugiąć kark.Tyle że ja niechciałem uginać karku.Wmawiałem sobie, iż jestem wolnym człowiekiem, ale wolność bezpieniędzy jest świadectwem abnegacji, a nie silnej woli.Oczywiście znałem starą prawdęmówiącą o tym, że pieniądze nie dają szczęścia, jednak zawsze dopowiadałem, iż za topozwalają na komfortowe życie w nieszczęściu.Tyle że ja nie miałem w życiu ani szczęścia,ani pieniędzy.Liczyłem na cud, lecz ani Bóg, ani Szatan nie zdawali się specjalnie przejmowaćmoim losem.To cholernie paskudne uczucie, kiedy nikt nie jest zainteresowany kupnem twejduszy, nawet jeśli chciałbyś ją koniecznie sprzedać.Chociaż.przecież mogłem sprzedaćsamego siebie.Mogłem rzucić w diabły scenariusz, który przyniósł mi same klęski irozczarowania.Mogłem wrócić do zawodu, odbić od dna, zarobić trochę pieniędzy, spotykaćsię ze znanymi ludzmi, podróżować do miłych, ciepłych krajów, a być może kiedyś poznaćkobietę, na której widok mocniej zabiłoby mi serce.Zanurzyłem się z zamkniętymi oczami.Uwielbiałem to uczucie odseparowania odświata, otoczenia ciepłą, pachnącą wodą i ciszą, przez którą przebijało tylko dalekie mruczenierur.Gdybym chciał popełnić samobójstwo, zrobiłbym to właśnie w ten sposób: w wanniepełnej ciepłej wody.Leżałbym i obserwował, jak z moich żył sączy się purpurowa krew, apiana na powierzchni przybiera różowy kolor.Ot, Aleks - ostatni Rzymianin.Nie bałem sięnigdy śmierci, lecz samobójstwo byłoby poddaniem się, ostateczną rezygnacją z walki.A jajeszcze chciałem walczyć lub chociaż przed samym sobą udawać, że walczę.Wynurzyłem się, starłem z twarzy wodę i pianę.Gdyby nie Alicja i Anna, to zamiast wogromnej śnieżnobiałej wannie, leżałbym teraz na twardej pryczy nakrytej szarym kocem.Awięc może miałem trochę szczęścia? Może Bóg czy Los uznali, że nie należy mi się ostateczneponiżenie? Umyłem włosy morelowym szamponem i wtarłem w nie morelową odżywkę.Dobrze, że lubię zapach moreli, bo inaczej kąpiel u Anny stałaby się toksycznym przeżyciem.Wyciągnąłem korek i spłukałem się pod prysznicem.Syknąłem, kiedy ostry strumień wodypodrażnił napuchnięty policzek.Owinąłem się ręcznikiem (morelowego koloru), drugimwytarłem włosy.Spojrzałem do lustra.Nie wiem, czy wyglądałem dużo lepiej, na pewno dużolepiej się czułem.Tak jakby wraz z wodą spłynął do ścieków cały brud dzisiejszego dnia.Bijatyka z sąsiadem, absurdalne oskarżenia i przesłuchanie na policji wydawały mi się terazrównie realne, co obejrzany w kinie film.Leniwie się zastanowiłem, czy nie powinienemjednak przyjąć propozycji Anny.Wiele miesięcy pózniej opowiedziałem Alicji o tej chwilisłabości.Wysłuchała mnie spokojnie, potem uśmiechnęła się. Przecież to by niczego niezmieniło" - powiedziała i faktycznie miała rację.To nie zmieniłoby niczego, gdyż wydarzenia,które miały dopiero nastąpić, potoczyłyby się zapewne tak samo.Lecz ja byłbym już innymczłowiekiem.Człowiekiem, który nagiął marzenia do rzeczywistości. Ale ja wolę cię takiego"- dodała w czasie tamtej rozmowy Alicja.I znowu miała rację.Otarłem taflę lustra z pary i przygładziłem włosy.Zacząłem się ubierać, i teraz dopiero,czysty i pachnący morelami, poczułem, że moje ubranie śmierdzi.Nie ma nic gorszego, niżzałożyć przepocone, znoszone ciuchy na czyste ciało.Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi.- Aleks - usłyszałem głos Alicji - mam dla ciebie szlafrok.Mogę podać?- Proszę - powiedziałem z ulgą i drzwi uchyliły się.Zobaczyłem szczupłą rękę Alicji zfrotowym czarnym szlafrokiem.Założyłem go.Był miękki, obszerny i wygodny.- Anna mówi, żebyś wrzucił ubranie do pralki i potem do suszarki - dodała zza drzwi.Byłem wdzięczny, że Anna pomyślała nawet o tym, i na tyle głupi, by nie domyślić się,że to pomysł Alicji.Zciągnąłem szlafrok w pasie, wyszedłem z łazienki.Na stole stała jużkolacja.Wędlina, białe pieczywo, ser, pomidory, butelka wina i winogronowy sok dla Alicji.Spojrzałem na stół i poczułem ukłucie żalu, może też zazdrości.O co? O rodzinny nastrójwspólnej kolacji, o pieczołowitość w dobraniu zastawy do koloru obrusa, o dokładne ułożeniesztućców i o lśnienie kryształowych delikatnie wyrzezbionych kieliszków? O świece płonące wlichtarzu koloru starego złota? Przypomniałem sobie moje pospieszne śniadania i kolacje.Bułka z serem i pomidorem zapijana cienką herbatą, byle jak i byle gdzie.Czy życie niepowinno wyglądać tak, jak wyglądało życie Anny? A jednak chyba nie była szczęśliwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Rozebrałem się i przyjrzałem sobie uważnie.Wyglądałem żałośnie.Miałemoklejony brudnym plastrem napuchnięty policzek i fioletowy siniak na szczęce.Byłemnieogolony, a włosy wyraznie prosiły się o mycie.Puściłem wodę i wlałem na dno wannytrochę upojnie pachnącego morelowego płynu.Anna miała fioła na punkcie moreli.Pamiętałem, że zawsze w sezonie przynosiła do pracy torebkę tych owoców i nigdy z nikim sięnie dzieliła, mimo że w innych przypadkach nie miała oporów przed częstowaniempracowników.Ale morele trzymała tylko dla siebie.Poczekałem, aż woda zakryje sitka jacuzzi,i wszedłem do pachnącej kąpieli, uważając, by nie zalać podłogi.Wyciągnąłem się wygodnie.Jestem wysoki, lecz w tej wannie moje stopy nie sięgały do przeciwległej ściany.Oparłemgłowę na specjalnie wyprofilowanej gąbce i przymknąłem oczy.Też mogłem tak żyć.Wpięknym mieszkaniu o szerokich wychodzących na ogród oknach.W mieszkaniu, gdzie wannanie przypomina odrapanej zardzewiałej miednicy, a podłoga nie skrzypi przy każdymstąpnięciu.Wystarczyło jedynie chcieć, postarać się, odrobinę ugiąć kark.Tyle że ja niechciałem uginać karku.Wmawiałem sobie, iż jestem wolnym człowiekiem, ale wolność bezpieniędzy jest świadectwem abnegacji, a nie silnej woli.Oczywiście znałem starą prawdęmówiącą o tym, że pieniądze nie dają szczęścia, jednak zawsze dopowiadałem, iż za topozwalają na komfortowe życie w nieszczęściu.Tyle że ja nie miałem w życiu ani szczęścia,ani pieniędzy.Liczyłem na cud, lecz ani Bóg, ani Szatan nie zdawali się specjalnie przejmowaćmoim losem.To cholernie paskudne uczucie, kiedy nikt nie jest zainteresowany kupnem twejduszy, nawet jeśli chciałbyś ją koniecznie sprzedać.Chociaż.przecież mogłem sprzedaćsamego siebie.Mogłem rzucić w diabły scenariusz, który przyniósł mi same klęski irozczarowania.Mogłem wrócić do zawodu, odbić od dna, zarobić trochę pieniędzy, spotykaćsię ze znanymi ludzmi, podróżować do miłych, ciepłych krajów, a być może kiedyś poznaćkobietę, na której widok mocniej zabiłoby mi serce.Zanurzyłem się z zamkniętymi oczami.Uwielbiałem to uczucie odseparowania odświata, otoczenia ciepłą, pachnącą wodą i ciszą, przez którą przebijało tylko dalekie mruczenierur.Gdybym chciał popełnić samobójstwo, zrobiłbym to właśnie w ten sposób: w wanniepełnej ciepłej wody.Leżałbym i obserwował, jak z moich żył sączy się purpurowa krew, apiana na powierzchni przybiera różowy kolor.Ot, Aleks - ostatni Rzymianin.Nie bałem sięnigdy śmierci, lecz samobójstwo byłoby poddaniem się, ostateczną rezygnacją z walki.A jajeszcze chciałem walczyć lub chociaż przed samym sobą udawać, że walczę.Wynurzyłem się, starłem z twarzy wodę i pianę.Gdyby nie Alicja i Anna, to zamiast wogromnej śnieżnobiałej wannie, leżałbym teraz na twardej pryczy nakrytej szarym kocem.Awięc może miałem trochę szczęścia? Może Bóg czy Los uznali, że nie należy mi się ostateczneponiżenie? Umyłem włosy morelowym szamponem i wtarłem w nie morelową odżywkę.Dobrze, że lubię zapach moreli, bo inaczej kąpiel u Anny stałaby się toksycznym przeżyciem.Wyciągnąłem korek i spłukałem się pod prysznicem.Syknąłem, kiedy ostry strumień wodypodrażnił napuchnięty policzek.Owinąłem się ręcznikiem (morelowego koloru), drugimwytarłem włosy.Spojrzałem do lustra.Nie wiem, czy wyglądałem dużo lepiej, na pewno dużolepiej się czułem.Tak jakby wraz z wodą spłynął do ścieków cały brud dzisiejszego dnia.Bijatyka z sąsiadem, absurdalne oskarżenia i przesłuchanie na policji wydawały mi się terazrównie realne, co obejrzany w kinie film.Leniwie się zastanowiłem, czy nie powinienemjednak przyjąć propozycji Anny.Wiele miesięcy pózniej opowiedziałem Alicji o tej chwilisłabości.Wysłuchała mnie spokojnie, potem uśmiechnęła się. Przecież to by niczego niezmieniło" - powiedziała i faktycznie miała rację.To nie zmieniłoby niczego, gdyż wydarzenia,które miały dopiero nastąpić, potoczyłyby się zapewne tak samo.Lecz ja byłbym już innymczłowiekiem.Człowiekiem, który nagiął marzenia do rzeczywistości. Ale ja wolę cię takiego"- dodała w czasie tamtej rozmowy Alicja.I znowu miała rację.Otarłem taflę lustra z pary i przygładziłem włosy.Zacząłem się ubierać, i teraz dopiero,czysty i pachnący morelami, poczułem, że moje ubranie śmierdzi.Nie ma nic gorszego, niżzałożyć przepocone, znoszone ciuchy na czyste ciało.Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi.- Aleks - usłyszałem głos Alicji - mam dla ciebie szlafrok.Mogę podać?- Proszę - powiedziałem z ulgą i drzwi uchyliły się.Zobaczyłem szczupłą rękę Alicji zfrotowym czarnym szlafrokiem.Założyłem go.Był miękki, obszerny i wygodny.- Anna mówi, żebyś wrzucił ubranie do pralki i potem do suszarki - dodała zza drzwi.Byłem wdzięczny, że Anna pomyślała nawet o tym, i na tyle głupi, by nie domyślić się,że to pomysł Alicji.Zciągnąłem szlafrok w pasie, wyszedłem z łazienki.Na stole stała jużkolacja.Wędlina, białe pieczywo, ser, pomidory, butelka wina i winogronowy sok dla Alicji.Spojrzałem na stół i poczułem ukłucie żalu, może też zazdrości.O co? O rodzinny nastrójwspólnej kolacji, o pieczołowitość w dobraniu zastawy do koloru obrusa, o dokładne ułożeniesztućców i o lśnienie kryształowych delikatnie wyrzezbionych kieliszków? O świece płonące wlichtarzu koloru starego złota? Przypomniałem sobie moje pospieszne śniadania i kolacje.Bułka z serem i pomidorem zapijana cienką herbatą, byle jak i byle gdzie.Czy życie niepowinno wyglądać tak, jak wyglądało życie Anny? A jednak chyba nie była szczęśliwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]