[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Schował głowę w ramionach i zrobił smutną minkę.Większego poczucia winy nie dałoby się odegrać.Musiały się roześmiać.- No, dobrze - powiedziała Susan.- Ruszamy.Jeszcze tylko szybko się uczeszę i umaluję.- A po co chcesz się smarować?- Nicolo! - zganiła go pani Vanna.- Uważam, że bez tego jesteś o wiele ładniejsza -wyjaśnił.Susan uśmiechnęła się.Urokowi tego malca nie sposób było się oprzeć.- Zaraz wrócę - obiecała, znikając w głębi domu.Lecz kiedy znalazła się w swojej sypialni, znowu dopadł ją zły nastrój.Wciąż prześladowało ją zdziwionespojrzenie Eryka.Podeszła do lustra i przestraszyła się na widok własnego odbicia.Wyglądała jak upiór.Muszę to Erykowi wytłumaczyć, pomyślała.Boże, zaczęła się modlić, nie pozwól, żeby poszedł doLucinny!- Eryku - powtarzała zduszonym szeptem - daj mi okazję, żebym mogła ci wszystko wyjaśnić.To niebyło tak, jak myślisz.To nieporozumienie.Jej szept przeszedł w cichy szloch.Długo przyglądała się sobie w lustrze.Pierwszy raz w życiu uświadomiła sobie, że jest ładna.Zawdzięczała to Erykowi.Dzięki niemu wiedziała, że może się podobać mężczyznom.Powie mu, że hrabia był natarczywy i objął ją wbrew jej woli.Eryk zrozumie i znów się pocałują.Kiedyznajdował się przy niej, czuła przecież, że kocha ją i podziwia.Na pewno nie chodziło mu tylko o seks.Na myśl o tym zrobiło jej się lepiej.Uśmiechnęła się do swego odbicia i pomyślała, że Nicolo zpewnością się już niecierpliwi.Szybko więc przejechała szczotką po włosach, zastanawiając się, jaka ozdoba pasowałaby najlepiej dobiałej bluzki, którą miała na sobie.Może zielony jedwabny szal, podarowany jej kiedyś przez matkę?Podbiegła do komody i wyciągnęła go z szuflady.Trzymając w ręku miękki materiał, przypomniałasobie, jak to znajomi mówili, że zielony kolor harmonizuje z jej cerą i sprawia, że jej oczy zaczynająbłyszczeć.Owinęła szal wokół szyi i stwierdziła, że jest naprawdę bardzo ładny.Usta pomalowała mocniej niżzwykle.Doszła do wniosku, że dzięki temu wyglada bardziej dorośle.Nagle roześmiała się, bo przed oczami stanął jej Nicolo, pytając:  Po co się smarujesz?".Rzuciła jeszczeostatnie spojrzenie w lustro i zeszła na dół.Chłopca nie było na werandzie. - Nicolo! - zawołała głośno, wychodząc do ogrodu.Rozglądała się dookoła, aż zobaczyła, że malec stoi w drzwiach prowadzących na taras.Ubrany byłinaczej niż przedtem.Zamiast dresu miał na sobie eleganckie spodenki, marynarkę i muszkę, stanął przednią pełen dumy.- O rany, ależ jesteś wytworny - podziwiała go Susan.- Chciałem ci zrobić niespodziankę.Teraz na pewno będzie ci jeszcze bardziej przyjemnie, że ze mnąjedziesz, nie?- No, jasne, w tym stroju wyglądasz jak dorosły pan.- Zauważyłaś, jaką mam muchę?- Wspaniała!Susan wzięła go za rękę.- Zwietnie ci w niej.Na werandę wyszła pani Ruspaoli.- I jak się pani podoba nasz mały elegant? Koniecznie chciał panią zaskoczyć.- Chodzmy już - nalegał Nicolo.Mieli zrobić sobie spacer po mieście i kupić dla kolegi chłopca prezent urodzinowy.Matka zapro-ponowała, żeby Nicolo zaprosił Susan na lody albo na lemoniadę.Malec był bardzo dumny, że traktujęsię go jak dorosłego.- Umberto czeka już w samochodzie - powiedziała pani Vanna.- Gotowy? - spytała Susan.Skinął głową.- Mamo, nie dałaś mi pieniążków - powiedział.Wyjęła z kieszeni kilka banknotów.- Może powinna je wziąć Susan? Nicolo się skrzywił.- Mamusiu, obiecałaś przecież, że będę mógł sam płacić.Muszę więc mieć przy sobie pieniądze.Widać było, że jest bardzo rozczarowany.- No, dobrze.Ale musisz być ostrożny.Trzymaj się Susan.- Będę na niego uważać - zapewniła.- On lubi chodzić własnymi drogami.Pani Ruspaoli mrugnęła do syna.- Obiecaj, że będziesz grzeczny.- Tak, tak.- Nicolo niecierpliwie ciągnął Susan za rękę.Kiedy już siedzieli w samochodzie, zapomniała na razie o wszystkich swoich kłopotach.Nicolo zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.Przez cały czas zabawiał Susan rozmową.- Kiedy byłaś mała, często wyjeżdżałaś gdzieś z rodzicami? - pytał.- Niestety nie.- Dlaczego?- Mój tato rzadko bywał w domu.Taką miał pracę.- A czy przynajmniej bawiliście się razem?- Masz na myśli - w aucie?- To też.Susan roześmiała się, coś sobie przypominając.- Kiedy jechaliśmy przez wsie, zawsze liczyliśmy krowy.- Krowy?Nicolo zrobił wielkie oczy.- Ten, kto naliczył ich najwięcej, wygrywał.- Podobała ci się ta gra? - spytał z powątpiewaniem.- Tak, bo zawsze oszukiwałam.- Niemożliwe, naprawdę? - zachichotał.Kiedy szofer wjechał w wąską uliczkę, cała uwaga chłopca skoncentrowała się na wyglądaniu przezokno.Mijali stare domy z arkadami zdobnymi w sztukaterie.Na niektórych podwórkach znajdowały sięfontanny.Potem droga wiodła wzdłuż Tybru, nad którym rozpinały się liczne mosty.Każdy z nich mialswoją własną historię. Przejeżdżając obok Ponte Sissto, mogli zauważyć z lewej strony wieżę Castel Gandolfo, letniej siedzibypapieża.Potem skręcili w prawo, przez szyny tramwajowe, w boczną uliczkę - tak wąską, że akuratmieścił się w niej samochód.Kobiety siedziały tu w otwartych oknach, rozmawiając z sąsiadkami znaprzeciwka.Wkrótce dotarli do centrum handlowego.Tu ulice były szersze.Auta pędziły po nich z dużą prędkością,ścigając się ze sobą.Umberto, szofer państwa Ruspaolich, przyłączył się do nich, co wprawiło Nicola wnieopisany zachwyt.Kiedy dojechali do Via Veneto, Susan spostrzegła restaurację, która wyglądałabardzo podobnie do tej, w której po raz pierwszy zobaczyła Eryka.Znów przypomniały jej się początkipobytu w Rzymie.Nicolo, jak zwykle, przerwał jej zamyślenie.- Wydaje mi się, że Michael najbardziej lubi statki - powiedział.Susan nie zrozumiała, o co mu chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • >Koontz R.Dean Twarz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natiwa.pev.pl