[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dziecko się nie urodzi, jeśli nie zaczniesz przeć -poinformowała ją Dell.Marina parła, aż wydało się jej, że zaraz popękają jej żyły wgłowie, a obolałe mięśnie brzucha nie pozwolą oddychać.- Przyj jeszcze - rozkazała Dell.- Odpieprz się - odparła słabo Marina.- Pchaj, do cholery! - krzyczała kobieta.- Pchaj albo.- Albo co? Ukradniesz mi dziecko, jak ukradłaś Wiktora? - Marina nie miała pojęcia, skąd się wzięły te słowa.Niezdawała sobie sprawy, że nadal o nim myśli.- Nie ukradłam ci Wiktora - żachnęła się Dell.- Ale jeśli niedorośniesz i nie zaczniesz przeć, powiem mu, jakim zepsutym jesteśbachorem.- Co? - wrzasnęła Marina próbując usiąść.- Co ty wiesz oWiktorze? - Złapał ją kolejny skurcz.Starała się oddychać, poczuła,jak Dell znowu rozchyla jej uda.- Wystarczająco dużo, aby zatrzymać przy sobie jegotajemnice - odezwała się Dell.- Tak samo zresztą, jak w twoimwypadku.A teraz przyj.Marina wytężała wszystkie siły, aż pociemniało jej w oczach, ażtrzymająca ją ręka Tess wydała się gąbczastym, rozedrganymciepłem.Wtedy usłyszała słaby płacz.- Marina? - Był to głos Charlie.- Przyszłaś w samą porę - westchnęła głośno Dell.Marinaotworzyła oczy.Dell przekazywała zawiniątko w ręceCharlie.- To dziewczynka - zakomunikowała.Marina ponownie zamknęła oczy i opadła na poduszkę.Dziewczynka, pomyślała.Dziewczynka, maleńka księżniczka.Zdrowa, bezpieczna, wolna księżniczka. CZZ 31980 - 1994 ROZDZIAA PITNASTYCharlie nachyliła się nad białą atłasową kołyską i popatrzyła naśpiącą Jenny.Z maleńkiej chińskiej pozytywki stojącej na szafcedochodziły delikatne dzwięki kołysanki.Charlie wyciągnęła rękę ipogłaskała jedwabiste czarne włosy dziecka.- Jesteś taka piękna - szepnęła.- Zliczna i szczęśliwadziewczynka.- Pocałowała miękkie czoło maleństwa.Na ustachpoczuła gładką niczym atłas, różową skórę, w powietrzu zaś unosiłsię jej słodki, pudrowy zapach.Charlie wyprostowała się, nucąc pod nosem melodię zpozytywki.Zaczęła bujać łóżeczkiem.Jenny była zaiste pięknymniemowlęciem, ślicznym i szczęśliwym.Rozejrzała się po pokoju.Cały tonął w koronkach, a zewsząd uśmiechały się miłe buzieperfekcyjnie ubranych, porcelanowych lalek oraz jednej szmacianej,rudowłosej, podarunku od Dell.Charlie dostała od Peterapozwolenie i całkowicie wolną rękę w urządzaniu pokojudziecinnego, przyległego do ich sypialni.Teraz, w sześć tygodni odich przyjazdu do rezydencji Hobartów, pokój był wreszcie gotów.Zależało jej bardzo na udowodnieniu, że pomimo swegopochodzenia potrafi okazać dużo smaku, a efekty jej pracy nieprzyniosą ujmy okazałemu domostwu.Szybko się nauczyła, iżelegancja i wyczucie stylu przychodzą łatwo, szczególnie jeśli się mado dyspozycji ogromne fundusze.Mimo to, drżąc z niepewności, nie mogła się doczekać jutra,kiedy Peter wróci ze służbowej podróży z Hongkongu.Wyjechał jużprawie miesiąc temu i Charlie wreszcie będzie się mogła pochwalićswoim osiągnięciem.Podejrzewała zresztą, że Peter został wysłanyw tę podróż przez Elizabeth Hobart wbrew swej woli.Jenny zakwiliła.Charlie pocałowała czubek swego palca idotknęła nim gładkiego policzka małej.W tym samym momencieotworzyły się drzwi pokoju.Elizabeth Hobart weszła na mięsisty biały dywan i niczym wążrozejrzała się po pokoju.Od czasu przybycia Charlie dość rzadko widywała teściową; wobecnej sytuacji najrozsądniejsze wydawało się schodzenie jej zdrogi.Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie się czuła jak gość wtym domu. Wzrok kobiety zatrzymał się na Jenny i Charlie obronnymgestem położyła mimowolnie dłoń na plecach małej.- Muszę z tobą porozmawiać - rzuciła Elizabeth.- Czekamw moim gabinecie.- Odwróciła się i wyszła.Charlie powstrzymała się od płaczu.Co takiego złego uczyniła?Czy wydała za wiele urządzając pokój Jenny, kupiła złe zasłony, amoże biały jest kolorem nieodpowiednim dla dziecka? Od takichpytań aż kręciło się jej w głowie.Zcisnęła brzeg kołyski,zastanawiając się, dlaczego w wieku dwudziestu dwu lat, mającmęża i dziecko, czuje się stale jak uczennica, która za chwilęzostanie skarcona.- Zamknij drzwi - rozkazała kobieta, kiedy Charlie weszłado gabinetu.Teściowa siedziała za biurkiem, tyłem do drzwi.Charlie nie widziała potrzeby zamknięcia drzwi, gdyż poza służbątylko one były w domu.Ale Elizabeth Hobart przemówiła takdespotycznym tonem, że posłuchała jej bez słowa.Kobieta odwróciła się w jej stronę.- A więc ile dokładnie żądasz?- Przepraszam, ale nie rozumiem - odparła Charlie skubiącnerwowo końce włosów.- Ile chcesz pieniędzy, aby zakończyć to podstępne małżeństwo izwrócić wolność mojemu synowi?Charlie poczuła, jak uginają się pod nią kolana.Dostrzegłakrzesło z wysokim oparciem, stojące przy biurku.Zastanowiła się,czy może usiąść, czy też ma czekać na pozwolenie Elizabeth.Zdecydowała się stać.- Ja, ja.- zająknęła się i wzięła głęboki oddech - Nie chcężadnych pieniędzy.- Moja droga - parsknęła teściowa.- Oczywiście, że chcesz.Tojedyny powód, dla którego tu jesteś, nieprawdaż? - Sięgnęła doszuflady i wyciągnęła płaską, oprawioną w skórę książeczkęczekową, zaś z wąskiego, srebrnego pudełeczka wyjęła srebrnepióro.Zaczęła wypełniać czek.Charlie naprężyła mięśnie w nogach, aby nie dygotały.- Myślę, iż sto tysięcy dolarów jest sumą bardziej niżhojną.- Elizabeth oddarła czek i pomachała nim w powietrzu.Charlie usiadła na krześle. - Nie chcę żadnych pieniędzy i nie mam zamiaru rozwieść się zPeterem.- Miała nadzieję, że Peter nic nie wie o zamiarach matki.- Jeśli myślisz, że cokolwiek ze mną utargujesz, to się grubomylisz.- Opuściła czek na biurko.- Sto tysięcy to moja pierwsza ijedyna propozycja, wóz albo przewóz.- Ja.naprawdę nie chcę pieniędzy - spróbowała Charlie razjeszcze.- Nie opuszczę Petera.- Sądzę, iż najlepiej zrobisz wyjeżdżając natychmiast, zanim mójsyn powróci z Hongkongu - Elizabeth uśmiechnęła się ironicznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl