[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak zarobi pan dobrodziej dwadzieściapięć. I wystoję się z godzinę w dusznej sali!  odmrukuje jegomość. Prawda  ciągnie dalej %7łyd  że w naszym wieku ciężko stoić,no, ale takie pieniądze to też nie chodzą piechotą.A jaką pan będziemiał reputację, kiedy się dowiedzą, że pan dobrodziej chciał kupić ka-mienicę za osiemdziesiąt tysięcy rubli?. Niech będzie.Ale dwadzieścia pięć rubli gotówką na stół. Niech Bóg zabroni!  odpowiada %7łyd. Pan dobrodziej dostaniedo ręki pięć rubli, a dwadzieścia pójdzie na dług tego nieszczęśliwegoSeliga Kupferman, co już przez dwa lata grosza od pana nie widział,choć ma wyrok.Okazały pan uderza ręką w stół marmurowy i chce wychodzić.Zgarbiony %7łyd chwyta go za połę surduta, znowu sadza na krześle iofiaruje sześć rubli gotówką.Po kilkuminutowym targu strony godzą się na osiem rubli, z któ-rych siedem będą wypłacone po licytacji, a rubel natychmiast.%7łydopiera się, ale majestatyczny pan jednym argumentem rozcina jego wa-hania: Przecież, do diabła, muszę oddać za herbatę i ciastka!%7łyd wzdycha, z zatłuszczonej portmonetki wydobywa najbardziejpodarty papierek i wyprostowawszy go kładzie na marmurowym stole.Następnie wstaje i leniwie opuszcza ciemny pokoik, a pan Ignacy przezdziurkę gazety poznaje w nim starego Szlangbauma.Pan Ignacy śpiesznie dopija czekoladę i ucieka z cukierni na ulicę.Już obrzydła mu licytacja, której ma pełne uszy i pełną głowę.Chce wjakiś sposób przepędzić zbywający mu czas i spostrzegłszy otwartykościół Kapucynów kieruje się do niego będąc pewnym, że w świątyniznajdzie spokój, przyjemny chłodek, a nade wszystko, że tam przy-najmniej nie usłyszy o licytacji.Wchodzi do kościoła i istotnie znajduje ciszę i chłód, a nadto nie-boszczyka na katafalku otoczonego świecami, które się jeszcze nie pa-lą, i kwiatami, które już nie pachną.Od pewnego czasu pan Ignacy nielubi widoku trumny, więc skręca na lewo i widzi klęczącą na posadzcew czarnym stroju kobietę.Jest to baronowa Krzeszowska, kornie zgiętaku ziemi; bije się w piersi i co chwilę podnosi chustkę do oczu.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG311 Jestem pewny, iż modli się o to, ażeby dom Aęckiego poszedł zasześćdziesiąt tysięcy rubli  myśli pan Ignacy.Lecz że i widok paniKrzeszowskiej nie wydaje mu się ponętnym, więc cofa się na palcach iprzechodzi na prawą stronę kościoła.Tu znajduje się tylko parę kobiet: jedna półgłosem odmawia róża-niec, druga śpi.Zresztą nikogo więcej, tylko spoza filaru wychyla sięśredniego wzrostu mężczyzna energicznie wyprostowany, pomimo si-wych włosów, i szepczący modlitwę z zadartą głową.Rzecki poznaje w nim pana Aęckiego i myśli: Jestem pewny, że ten prosi Boga, ażeby jego dom poszedł za stodwadzieścia tysięcy rubli. Potem śpiesznie opuszcza kościół zasta-nawiając się, w jaki też sposób dobry Bóg zadowoli sprzeczne żądaniapani baronowej Krzeszowskiej i pana Tomasza Aęckiego?Nie znalazłszy, czego szukał, ani w cukierni, ani w kościele, panIgnacy zaczyna spacerować po ulicy, niedaleko sądowego gmachu.Jestbardzo zmieszany; zdaje mu się, że każdy przechodzień patrzy mudrwiąco w oczy, jakby mówił:  Nie wolałbyś to, stary łobuzie, pilno-wać sklepu? , i że z każdej dorożki wyskoczy który, z  panów dono-sząc mu, że sklep spalił się lub zawalił.Więc znowu myśli: czyby nielepiej było dać za wygraną licytacji, a wrócić do swoich ksiąg i kantor-ka, gdy nagle słyszy rozpaczliwy krzyk.To jakiś %7łydek wychylił się przez okno sali sądowej i coś wrzasnąłdo gromady swoich współwyznawców, którzy na to hasło rzucili się dodrzwi tłocząc się, potrącając spokojnych przechodniów i tupiąc nie-cierpliwie nogami jak spłoszone stado owiec w ciasnej owczarni. Aha,już zaczęła się licytacja!.  mówi do siebie pan Ignacy idąc za nimi nagórę.W tej chwili czuje, że ktoś pochwycił go z tyłu za ramię, i odwró-ciwszy głowę widzi owego majestatycznego pana, który odSzlangbauma dostał w cukierni rubla zadatku.Okazały pan widoczniebardzo się śpieszy, gdyż obu pięściami toruje sobie drogę pośród zbitejmasy ciał starozakonnych wołając: Na bok, parchy, kiedy ja idę na licytację!.%7łydzi wbrew swoim zwyczajom usuwają się i patrzą na niego z po-dziwem. Jakie on musi mieć pieniądze!  mruczy jeden z nich do swegosąsiada.Pan Ignacy, który jest nieskończenie mniej śmiałym aniżeli okazałyjegomość, zamiast pchać się jak on, zdaje się na łaskę i niełaskę losu.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG312Prąd starozakonnych ogarnia go ze wszystkich stron.Przed sobą widzizatłuszczony kołnierz, brudny szalik i jeszcze brudniejszą szyję ; zasobą czuje zapach świeżej cebuli ;z prawej strony jakaś szpakowatabroda opiera mu się na obojczyku, a z lewej silny łokieć uciska mu rękęaż do ścierpnięcia.Gniotą go, popychają, szarpią za odzież [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl