[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tradycja! - oburzył się Pomfret.- Bill Frick nie dbałby o tradycję,gdyby miała go ugryzć w tyłek.Przecież kiedyś, na początku zawszebyły to zawody w kuciu koni.Dopiero jak Ab Bennett wrócił po zawo-dach drugiej ligi z podkulonym ogonem, Bill Frick wprowadził tu roz-grywki baseballowe, by mu zrobić dobrze.Ale Ab już nawet nie jest za-wodnikiem! Jest za stary.Ma kiosk z lemoniadą.Delia nie interesowała się obchodami Dnia Baya.Ranek chciała spędzić,załatwiając różne sprawy, i z daleka ominąć plac.Najpierw jednak okaza-ło się, że wszystko jest zamknięte, a potem szczególna pogoda (mgła takgęsta jak owsianka, niemal namacalnie miękka) podziałała na nią jak wa-bik.Skoro więc w końcu Delia natknęła się na tłum, tak bezpiecznie sięczuła w swojej pelerynie z mgły, że pozostała wśród ludzi.Cztery ulice otaczające plac były zamknięte dla ruchu.Usłano je kocamipiknikowymi.Wzdłuż chodników stały stoiska z żywnością.Wędrownisprzedawcy głośno zachwalali proporce i balony.Delia jednak z trudemto wszystko widziała, bo wszędzie kłębiła się gęsta mgła.Zbliżający sięludzie jakby materializowali się i odzyskiwali swoje rysy dopiero wSR ostatniej chwili.Szczególnie niepokojące wrażenie robili chłopcy na de-skorolkach.Fakt, że ulice zostały zamknięte, stanowił dla nich dodatko-wy bodziec, bezwzględnie więc slalomowali przez tłum, nagle się wynu-rzali i znów roztapiali.Mgła tłumiła odgłosy, jakby wygłuszała prze-strzeń wacikami, a jednak wszystko niesamowicie wyraznie było słychać.Nawet zapachy stały się bardziej intensywne - woń bergamot tworzyłajakby namiot nad dwiema starszymi paniami, które nalewały herbatę ztermosa.- Delio! - ktoś zawołał.Odwróciła się i ujrzała Belle Flint, która rozkładała fotelik z pasiastegopłótna.Miała na sobie jaskraworóżowy kombinezon, a na przedramieniunaręcze bransolet, które pobrzękiwały, kiedy siadała.Dopiero teraz Deliaprzekonała się, że Belle pamięta jej imię, zareagowała więc ze zdziwie-niem.- Ojej, cześć, Belle.- Znasz Vanessę?Kobieta, na którą wskazała ruchem ręki, była mamą z placyku.Siedzia-ła tuż za Belle na narzucie w kolorze mgły, a między kolanami trzymałamałe dziecko.- Proszę tu ze mną usiąść - zaproponowała Delii.- Dzięki, ale.- chciała się wymówić, lecz po chwili dodała: - Dziękuję,chętnie skorzystam.- I usiadła obok.- Wyciągaj piknikowy lunch - zwróciła się Belle do Delii.- Ma się ponoćodbyć konkurs, powinni dawać nagrody.Co przyniosłaś?- Hm, nic - odparła Delia.- No proszę, kobieta mojego pokroju - stwierdziła Belle, po czym po-chyliła się i szepnęła: - Selma Frick przyniosła zestaw przystawek wkomplecie bambusowych koszyczków.Polly Pomfret przyrządziła całeświeże karczochy na langustach z curry.- A ja tam jak nastolatki - oświadczyła Vanessa, podając synkowi cia-steczko w kształcie zwierzątka.- Jak jestem głodna, kupuję coś w budce.SR Delii przypominała jedną z tych gwiazd filmowych w stylu  dziewczy-na z sąsiedztwa", lansowanych w latach czterdziestych - była szczupła,ciemnowłosa, ładna, ubrana w białą bluzkę i rozkloszowane czerwoneszorty, miała czarne włosy do ramion i usta umalowane jaskrawoczer-woną szminką.Synka ubrała - zdaniem Delii - za ciepło, co jest typowedla matek mających pierwsze dziecko.Wyglądało na to, że skręca się zezłości i gorąca w sztruksowych długich spodenkach i koszulce z długimirękawami.I nic dziwnego, Delia bowiem czuła, jak żar bijący od chodni-ka przenika przez płótno narzuty.- Ile ma mały? - spytała Vanessę.- W ubiegłą środę skończył półtora roczku.Półtora roczku! Tak myślała.Pamiętała, jak to jest, kiedy dziecko jest wtym wieku.Kiedy Ramsey miał półtora roku, to.a Susie w tym wiekunauczyła się.Poczuła ogromną pokusę, aby się przyznać, że też należy do klubu ma-tek - że wie, co to bóle porodowe, wyrzynanie się ząbków, że pamiętaokres, kiedy potrafiła podać wiek swojego dziecka z dokładnością dojednego dnia.Lecz oparła się pokusie.Uśmiechnęła się, patrząc na jasnypuch na głowie chłopca, i powiedziała:- Kolor włosów ma pewnie po ojcu.- Najprawdopodobniej - zauważyła Vanessa.- Vanessa sama wychowuje dziecko - Belle poinformowała Delię.- Aha!- Nie mam pojęcia, kto jest ojcem Greggiego -powiedziała Vanessa, wy-cierając chusteczką usta dziecka.- To znaczy mogę się domyślać, ale do-kładnie nie wiem, kto.- Hm, rozumiem - mruknęła Delia i zaczęła się przyglądać grze w ba-seball.Niewiele jednak było widać we mgle.Najwyrazniej baza wyjściowaznajdowała się w południowo-wschodnim narożniku.Właśnie z tamtejstrony Delia usłyszała głuche klapnięcie uderzenia.Dojrzeć mogła jednaktylko drugą bazę oznaczoną ławką.Widziała, jak zawodnik biegnie, bySR na niej usiąść, a ten, który już na niej siedział, wstaje, łapie piłkę nadlatu-jącą nie wiadomo skąd i odbija ją z powrotem we mgłę, po czym znówsiada.Ten, który przybiegł, pochylił się do przodu, oparł łokcie na kola-nach i patrzył zawzięcie w stronę bazy wyjściowej, co niezmiernie dziwi-ło Delię, bo jakże mógł mieć nadzieję, że coś zobaczy?- To Derek Ames - poinformowała ją Belle.- Jeden z naszych najlep-szych pałkarzy.- Ten pomnik to chyba im przeszkadza - zauważyła Delia.SR - Oj, George stoi między bazami - zachichotała Belle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl