[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzruszyło mnie, że Mira zadała sobie trud wyszukania tychprzysmaków, zwłaszcza że rozstałyśmy się w dość chłodnej atmosferze.Podałam jej kubek herbaty, który uniosła w górę. Za twój nowy początek!Nowy początek.Tak właśnie było.Do tej pory o tym nie pomyślałam.Tak mnie zaprzątały sprawy śmierci, że nie zauważyłam, iż zaczynambudować na wyspie własne życie  choćby na małą skalę.I szło mi całkiemniezle. Może wypijemy herbatę na werandzie?  zaproponowałam. To wspaniałe miejsce  odezwała się Mira po drodze. Dawno go nieodwiedzałam.Miałam wrażenie, że to właśnie  przynajmniej częściowo  powód jejwizyty.Chciała zajrzeć do domu Madlyn.Chciała też dowiedzieć się, cozamierzam.Co zrobię z domem? Urządzę w nim zajazd? Zamieszkam w nim?112RLT Z pewnością te sprawy ją ciekawiły.Ale to mi nie przeszkadzało.Cieszyłamsię z gościa, nawet lubiącego plotki.Przez następną godzinę rozmawiałyśmy, a Mira objaśniała mi realiażycia na wyspie: śmieci wywozi się w czwartki, winiarnia na Main Street wniedziele jest zamknięta, Henry nie lubi zabierać ludzi na drugą stronę wyspy,więc nie powinnam go o to prosić.Przyznałam, że nie zrobiłam jeszczedługoterminowych planów, ale na razie postanowiłam zostać. Wspaniale! Cieszę się, że mamy kolejną Crane na wyspie!  zawołałaMira z uśmiechem.Odeszła, zapowiadając, że w następnym tygodniu spotkamy się naobiedzie.Jej wizyta podniosła mnie na duchu.Nie czułam się już samotnie.Znałam parę osób, a one znały mnie.W następny czwartek wystawię śmiecido wywiezienia.Stopniowo zaczęłam się czuć na swoim miejscu  pomimoniepewności co do wydarzeń sprzed trzydziestu lat i kilku niemiłych spotkań zniektórymi mieszkańcami wyspy.Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyślenia.Po raz pierwszy odprzyjazdu usłyszałam ten dzwięk i nie od razu podeszłam do aparatu.Pomyślałam o milionie praktycznych rzeczy, które zaniedbałam.Na przykłado rachunkach.Nie wiedziałam nawet, czy Madlyn ogrzewała dom olejem,propanem czy prądem.Zanotowałam w pamięci, żeby przepisać rachunki nasiebie i upewnić się, że je uiściłam.Nie chciałam się pewnego dnia obudzićbez światła i ogrzewania. Halo?  Nie miałam pojęcia, kto mógłby do mnie dzwonić.Z Willemjuż rozmawiałam rano  powiedział, że opuszcza wyspę, żeby załatwić jakieśsprawy klienta, a Mira właśnie wyszła.Kto to taki?113RLT  Cześć, Hallie James.Tu Jonah z kawiarni. Uśmiechnęłam się,słysząc jego głos. Witaj, Jonahu z kawiarni. Wiem, że powiadamiam cię w ostatniej chwili, ale właśnie zamykam ipomyślałem, że miło byłoby spotkać się w winiarni na Main Street.Wyjście z domu wydało mi się nagle wspaniałym pomysłem. Zwietnie! Bardzo się cieszę.Za godzinę?Po przebieżce z psami wokół posiadłości i nałożeniu im jedzenia domisek chwyciłam kurtkę i parasolkę na wypadek deszczu, po czym zbiegłamze wzgórza.Nie wiedziałam, czym podróżuje Jonah, ale miałam nadzieję, żepo spotkaniu odwiezie mnie do domu.Jeśli nie, zawsze zostawał Henry.Dotarłam do miasta, w chwili gdy się rozpadało.Wchodząc do winiarni,otrząsnęłam w progu parasolkę.Ujrzałam przytulne wnętrze.Wzdłuż ściany zoknami wychodzącymi na ulicę ustawiono ławy, na środku pomieszczeniastoliki, a przed ogromnym, misternie rzezbionym drewnianym barem(wyglądał na zabytek), wysokie stołki kryte czarną skórą.Na ścianie ciągnęłosię długie lustro, a półki z butelkami sięgały aż do sufitu, pokrytego freskiemprzedstawiającym, jak sądzę, dawne życie na wyspie.Niewielkie kinkiety naścianach mżyły ciepłym światłem, a na każdym stoliku i na barze migotałyświeczki promieniejące łagodną poświatą.Na końcu długiego stołu siedziałodwóch mężczyzn, których nie znałam z widzenia.Kiedy weszłam, jedenodwrócił się do mnie z uśmiechem.Poza tym nie zauważyłam nikogo.Usiadłam na stołku po drugiej stronie baru.Względna pustka lokalusprawiła mi ulgę.Marznący deszcz falami bębnił w szyby.Drzwi otworzyły114RLT się i wraz z podmuchem zimnego wiatru do wnętrza wpadł uderzającoprzystojny Jonah. Cześć  powiedział, z uśmiechem przygładzając ręką płowe włosy.Piękna dziś pogoda.Wiatr prawie mnie zdmuchnął do jeziora.Odpowiedziałam uśmiechem. Kubuś Puchatek nazwałby to  wiatrodniem". No tak, ale to było w  wichrodziałek"  odparł Jonah z błyskiem woku.Zaprowadził mnie w stronę stołu z dwiema ławami. Pinot?!  zawołał do niego barman.Jonah spojrzał na mnie, unosząc brwi.Skinęłam głową. Całą butelkę, Cal!  odkrzyknął.Wino, ciepłe i gęste, przyjemnie mnie rozluzniło. No to kim jesteś, Hallie James? Skąd pochodzisz? Nie wiesz?  rzuciłam przekornie. Myślałam, że wszyscy tu o mniemówią. No pewnie.Wiemy, że Madlyn była twoją matką i słyszałem plotki otwoim ojcu.Ale to nie zdradza nic o tobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl