[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałem ci, żebyś ich nie uszkodził - warknął Caramon.- Też mi coś! Kender! - splunął smokowiec.%7łołnierze niemal już skończyli przemarsz.Caramon postawił Tasa na nogi.Kenderusiłował utrzymać się w pozycji wyprostowanej, lecz z jakiejś przyczyny chodnik wciążwyślizgiwał mu się spod stóp.- Przepraszam.- usłyszał swoje mamrotanie.- Moje nogi jakoś dziwnie sięzachowują.- Wreszcie poczuł, że jest podnoszony i z piskiem protestu został przerzuconyprzez barczyste ramię Caramona niczym worek kaszy.- On ma informacje - rzekł Caramon swym głębokim głosem.- Mam nadzieję, że niestracił ich wraz z rozumem od takiego traktowania.Czarna Pani nie byłaby zadowolona.- Jakiego rozumu? - warknął smokowiec, lecz Tasowi - w pozycji do góry nogami naramieniu Caramona - wydawało się, że stwór sprawiał wrażenie nieco wytrąconego zrównowagi.Znów zaczęli iść.Tasa okropnie bolała głowa i szczypał policzek.Przyłożywszy doniego rękę, poczuł lepką krew w miejscu, gdzie wpiły mu się w skórę pazury smokowca.Wuszach mu dzwoniło jakby setka pszczół zagniezdziła się w jego mózgu.Zwiat zdawał siępowoli krążyć wokół niego, od czego robiło mu się mdło w żołądku, a podrzucanie naopancerzonych plecach Caramona też nie pomagało.- Jak jeszcze daleko? - Czuł głos Caramona wibrujący w jego piersi.- Ten mały drańjest ciężki.W odpowiedzi smokowiec pokazał coś długim, kościstym palcem.Z wielkim wysiłkiem, starając się nie myśleć o bólu i zawrotach głowy, Tas wykręciłgłowę, żeby popatrzeć.Udało mu się tylko zerknąć, ale to wystarczyło.W miarę zbliżania siębudowla rosła i rosła, aż wreszcie wypełniła nie tylko jego pole widzenia, lecz także jegomyśli.Tas zwisł bezwładnie.Przed oczami robiło mu się coraz ciemniej i zastanawiał sięsennie, dlaczego podnosi się taka mgła.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, były słowa: Dolochów.pod świątynią Jej Wysokości Takhisis, Królowej Ciemności.Rozdział VITanis stawia warunki.Gakhan prowadzi śledztwo.- Wina?- Nie.Kitiara wzruszyła ramionami.Wyjęła naczynie z wypełnionej śniegiem miski, doktórej wstawiono je dla ochłodzenia, i powoli nalała sobie wina, leniwie przyglądając się, jakkrwistoczerwony płyn spływa z kryształowej karafki do kieliszka.Potem starannie umieściłakarafkę ponownie w śniegu i siadła naprzeciw Tanisa mierząc go chłodnym wzrokiem.Zdjęła smoczy hełm, lecz wciąż była odziana w swą zbroję - błękitną jak noc zbrojęzdobioną złotem, która przylegała do jej smukłego ciała niczym łuskowata skóra.Blask wieluświec w komnacie odbijał się w polerowanych powierzchniach i połyskiwał na ostrychkrawędziach metalu, aż Kitiara zdawała się stać w ogniu.Wilgotne od potu, ciemne lokiotaczały jej twarz.Brązowe oczy błyszczały jak ogień spod długich, ciemnych rzęs.- Dlaczego tu jesteś, Tanisie? - spytała cicho, wodząc palcem po krawędzi kieliszka inie spuszczając go z oczu.- Wiesz, dlaczego - odparł krótko.- Oczywiście z powodu Laurany - powiedziała Kitiara.Tanis wzruszył ramionami, dokładając starań, by jego i twarz przypominała maskę, ajednak obawiając się, że ta kobieta - która czasami znała go lepiej niż on sam - potrafiodgadnąć każdą jego myśl.- Przybyłeś sam? - spytała Kitiara, sącząc wino.- Tak - odrzekł Tanis, śmiało patrząc jej w oczy.Kitiara uniosła brew w grymasie oczywistego niedowierzania.- Flint nie żyje - dodał łamiącym się głosem.Nawet w strachu nie potrafił myśleć oprzyjacielu bez bólu.- A Tasslehoff powędrował gdzieś.Nie umiałem go znalezć.I taknaprawdę nie miałem chęci go zabierać.- Potrafię to zrozumieć - powiedziała zgryzliwie Kitiara.- Więc Flint nie żyje.- Tak jak Sturm - Tanis nie mógł powstrzymać się, by nie dorzucić tego przezzaciśnięte zęby.Kit rzuciła mu ostre spojrzenie.- Taki już los na wojnie, mój drogi - powiedziała.- Oboje byliśmy żołnierzami, on i ja.On rozumie.Jego duch nie żywi do mnie urazy.Tanis gniewnie mruknął, dławiąc słowa.To, co powiedziała, było prawdą.Sturmrzeczywiście zrozumiałby.Kitiara milczała, obserwując twarz Tanisa przez kilka chwil.Potem odstawiłakieliszek z brzękiem.- A co z moimi braćmi? - spytała.- Gdzie.- Czemu po prostu nie zabierzesz mnie do lochów i nie przesłuchasz? - warknąłpoirytowany Tanis.Zerwał się z fotela i zaczął krążyć po urządzonym z przepychem pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Powiedziałem ci, żebyś ich nie uszkodził - warknął Caramon.- Też mi coś! Kender! - splunął smokowiec.%7łołnierze niemal już skończyli przemarsz.Caramon postawił Tasa na nogi.Kenderusiłował utrzymać się w pozycji wyprostowanej, lecz z jakiejś przyczyny chodnik wciążwyślizgiwał mu się spod stóp.- Przepraszam.- usłyszał swoje mamrotanie.- Moje nogi jakoś dziwnie sięzachowują.- Wreszcie poczuł, że jest podnoszony i z piskiem protestu został przerzuconyprzez barczyste ramię Caramona niczym worek kaszy.- On ma informacje - rzekł Caramon swym głębokim głosem.- Mam nadzieję, że niestracił ich wraz z rozumem od takiego traktowania.Czarna Pani nie byłaby zadowolona.- Jakiego rozumu? - warknął smokowiec, lecz Tasowi - w pozycji do góry nogami naramieniu Caramona - wydawało się, że stwór sprawiał wrażenie nieco wytrąconego zrównowagi.Znów zaczęli iść.Tasa okropnie bolała głowa i szczypał policzek.Przyłożywszy doniego rękę, poczuł lepką krew w miejscu, gdzie wpiły mu się w skórę pazury smokowca.Wuszach mu dzwoniło jakby setka pszczół zagniezdziła się w jego mózgu.Zwiat zdawał siępowoli krążyć wokół niego, od czego robiło mu się mdło w żołądku, a podrzucanie naopancerzonych plecach Caramona też nie pomagało.- Jak jeszcze daleko? - Czuł głos Caramona wibrujący w jego piersi.- Ten mały drańjest ciężki.W odpowiedzi smokowiec pokazał coś długim, kościstym palcem.Z wielkim wysiłkiem, starając się nie myśleć o bólu i zawrotach głowy, Tas wykręciłgłowę, żeby popatrzeć.Udało mu się tylko zerknąć, ale to wystarczyło.W miarę zbliżania siębudowla rosła i rosła, aż wreszcie wypełniła nie tylko jego pole widzenia, lecz także jegomyśli.Tas zwisł bezwładnie.Przed oczami robiło mu się coraz ciemniej i zastanawiał sięsennie, dlaczego podnosi się taka mgła.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, były słowa: Dolochów.pod świątynią Jej Wysokości Takhisis, Królowej Ciemności.Rozdział VITanis stawia warunki.Gakhan prowadzi śledztwo.- Wina?- Nie.Kitiara wzruszyła ramionami.Wyjęła naczynie z wypełnionej śniegiem miski, doktórej wstawiono je dla ochłodzenia, i powoli nalała sobie wina, leniwie przyglądając się, jakkrwistoczerwony płyn spływa z kryształowej karafki do kieliszka.Potem starannie umieściłakarafkę ponownie w śniegu i siadła naprzeciw Tanisa mierząc go chłodnym wzrokiem.Zdjęła smoczy hełm, lecz wciąż była odziana w swą zbroję - błękitną jak noc zbrojęzdobioną złotem, która przylegała do jej smukłego ciała niczym łuskowata skóra.Blask wieluświec w komnacie odbijał się w polerowanych powierzchniach i połyskiwał na ostrychkrawędziach metalu, aż Kitiara zdawała się stać w ogniu.Wilgotne od potu, ciemne lokiotaczały jej twarz.Brązowe oczy błyszczały jak ogień spod długich, ciemnych rzęs.- Dlaczego tu jesteś, Tanisie? - spytała cicho, wodząc palcem po krawędzi kieliszka inie spuszczając go z oczu.- Wiesz, dlaczego - odparł krótko.- Oczywiście z powodu Laurany - powiedziała Kitiara.Tanis wzruszył ramionami, dokładając starań, by jego i twarz przypominała maskę, ajednak obawiając się, że ta kobieta - która czasami znała go lepiej niż on sam - potrafiodgadnąć każdą jego myśl.- Przybyłeś sam? - spytała Kitiara, sącząc wino.- Tak - odrzekł Tanis, śmiało patrząc jej w oczy.Kitiara uniosła brew w grymasie oczywistego niedowierzania.- Flint nie żyje - dodał łamiącym się głosem.Nawet w strachu nie potrafił myśleć oprzyjacielu bez bólu.- A Tasslehoff powędrował gdzieś.Nie umiałem go znalezć.I taknaprawdę nie miałem chęci go zabierać.- Potrafię to zrozumieć - powiedziała zgryzliwie Kitiara.- Więc Flint nie żyje.- Tak jak Sturm - Tanis nie mógł powstrzymać się, by nie dorzucić tego przezzaciśnięte zęby.Kit rzuciła mu ostre spojrzenie.- Taki już los na wojnie, mój drogi - powiedziała.- Oboje byliśmy żołnierzami, on i ja.On rozumie.Jego duch nie żywi do mnie urazy.Tanis gniewnie mruknął, dławiąc słowa.To, co powiedziała, było prawdą.Sturmrzeczywiście zrozumiałby.Kitiara milczała, obserwując twarz Tanisa przez kilka chwil.Potem odstawiłakieliszek z brzękiem.- A co z moimi braćmi? - spytała.- Gdzie.- Czemu po prostu nie zabierzesz mnie do lochów i nie przesłuchasz? - warknąłpoirytowany Tanis.Zerwał się z fotela i zaczął krążyć po urządzonym z przepychem pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]