[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznaliśmy nawet swoje imiona, kiedy mieliśmy się urodzić.Byliśmy Albertem i Williamem.W końcu, kiedy nadszedł czas ostatecznych ustaleń, William zgodził się wziąć tobrzemię na swoje barki - i urodzić się.Nie jestem pewien, czy byliśmy świadomi, że tam, nazewnątrz, lekarz nie wie jeszcze, czy jest nas na pewno dwóch; było to dla nas ważne, ale nieniepokoiło nas.Jednym z problemów było to, że nasza matka była za mała, za drobna.Poród, nawet wnajlepszym wydaniu, był w tamtych czasach prymitywnym przedsięwzięciem, a mywiedzieliśmy też, że nie będziemy się rodzić w sytuacji, którą można by nazwać najlepszymwydaniem.Lekarz zdecydował, że uprzywilejowany będzie William, który był silniejszy imiał lepszą pozycję wyjściową.Gdyby to było konieczne, poświęciłby Alberta albo matkę,żeby ratować Williama.Ale miało się stać inaczej.Kiedy zaczął się poród, usłyszałem, jak William, wychodzącna zewnątrz, woła do mnie, że pomyliliśmy się okropnie i że on nie chce żyć.Jakoś się niezrozumieliśmy.William nie miał tym razem przyjść na świat.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem z tego snu, jest ból, niewygoda, zimno, ostrośćpowietrza, światła, szarpanie, skręcanie, rozpaczliwe próby zaczerpnięcia tchu - i otoprzyszedłem na świat, na dobre i złe.Dużo pózniej dowiedziałem się, że doktor musiałprzeciąć mojej matce brzuch, żebym mógł się urodzić po tym, jak William odszedł w niebyt.Wyjęto mnie, podczas gdy mój brat urodził się, jak to mówimy, martwy , uduszonypępowiną.Matka też o mało nie umarła podczas porodu.len niemiecki lekarz musiał chybażałować, że nie został w Niemczech.Urodziłem się, płacząc: opłakiwałem Williama, opłakiwałem tę egzystencję, którąznaliśmy, i tonąłem, wsysany nieubłaganie w moje nowe życie, życie uwięzione w ciele.Trudno to wytłumaczyć w taki sposób, żeby ktokolwiek mógł uwierzyć w te doznania.Ale ja jeszcze dziś mogę zamknąć oczy, oderwać się od rzeczywistości i przywołać to wszystko,bardziej wyraziste niż wspomnienie, bardziej kompletne niż jakikolwiek sen i bardziejfantastyczne niż najdziksza fantazja.Nie wiem, czemu zostałem obdarzony tą świadomością,ale ona jest jądrem wszystkiego, podobnie jak początek mojego życia.Jest we mnie dwojeludzi - jeden to rzemieślnik, który potrafi pracować rękami, artysta, którego oczy dostrzegająwiele rzeczy widzialnych, ale nie widzianych przez innych.Drugi to jednoczący ludziopowiadacz historii, kreator zbiorowych marzeń.William jest zawsze w jakiś sposób ze mną.Ciało jest moje, ale obie nasze dusze są zsumowane w jednym bycie.Jedna strona mojego jakarmi drugą i ma się złudzenie jedni, ale części są w dalszym ciągu rozdzielone niczym wjakiejś zle zsynchronizowanej fuzji.'Pierwsze realne wspomnienie, jakie miałem (mieliśmy) poza obszarem sennychmarzeń, pochodzi z okresu, kiedy skończyłem pięć lat i nasza rodzina przeprowadziła się dodomu na Stonehurst Hills.Moja siostra urodziła się bez pary i miała w chwili przeprowadzkidwa lata.W tych dwóch pierwszych latach nic dla mnie nie znaczyła.Próbowałem nawiązać znią taki kontakt, jaki miałem z Williamem, ale na próżno.William ostrzegał mnie, że jest topoza naszym zasięgiem.Dopiero kiedy Jeanne omal nie umarła na zapalenie płuc, zdałemsobie naprawdę sprawę z jej istnienia.Było wtedy zupełnie tak, jakby odbyła podróż domiejsca, w którym wciąż jeszcze żyło moje serce, a potem wróciła.Matka opowiadała mi o tejpodróży i powrocie Jeanne.Opowiadała mi o tym wielokrotnie, ale ja miałem własnewspomnienia, które mieszały się z jej wspomnieniami.Była zima, upłynął dokładnie rok od naszej przeprowadzki.Siostra chorowała bardzodługo.Matka płakała.Ubrała mnie ciepło i zostawiła ne werandzie.Nie czułem się samotny,bo miałem Williama, ale William mi nie wystarczał.U szczytu schodków na werandę byłamała furtka.Było zimno.Przy takiej temperaturze nigdy dotąd nie zostawiano mnie nawerandzie, więc chciało mi się płakać.Z domu wyszedł jakiś mężczyzna z czarnym neseserem.Nie płakałem.Wiedziałem, że moja siostra jest chora, bardzo chora [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Poznaliśmy nawet swoje imiona, kiedy mieliśmy się urodzić.Byliśmy Albertem i Williamem.W końcu, kiedy nadszedł czas ostatecznych ustaleń, William zgodził się wziąć tobrzemię na swoje barki - i urodzić się.Nie jestem pewien, czy byliśmy świadomi, że tam, nazewnątrz, lekarz nie wie jeszcze, czy jest nas na pewno dwóch; było to dla nas ważne, ale nieniepokoiło nas.Jednym z problemów było to, że nasza matka była za mała, za drobna.Poród, nawet wnajlepszym wydaniu, był w tamtych czasach prymitywnym przedsięwzięciem, a mywiedzieliśmy też, że nie będziemy się rodzić w sytuacji, którą można by nazwać najlepszymwydaniem.Lekarz zdecydował, że uprzywilejowany będzie William, który był silniejszy imiał lepszą pozycję wyjściową.Gdyby to było konieczne, poświęciłby Alberta albo matkę,żeby ratować Williama.Ale miało się stać inaczej.Kiedy zaczął się poród, usłyszałem, jak William, wychodzącna zewnątrz, woła do mnie, że pomyliliśmy się okropnie i że on nie chce żyć.Jakoś się niezrozumieliśmy.William nie miał tym razem przyjść na świat.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem z tego snu, jest ból, niewygoda, zimno, ostrośćpowietrza, światła, szarpanie, skręcanie, rozpaczliwe próby zaczerpnięcia tchu - i otoprzyszedłem na świat, na dobre i złe.Dużo pózniej dowiedziałem się, że doktor musiałprzeciąć mojej matce brzuch, żebym mógł się urodzić po tym, jak William odszedł w niebyt.Wyjęto mnie, podczas gdy mój brat urodził się, jak to mówimy, martwy , uduszonypępowiną.Matka też o mało nie umarła podczas porodu.len niemiecki lekarz musiał chybażałować, że nie został w Niemczech.Urodziłem się, płacząc: opłakiwałem Williama, opłakiwałem tę egzystencję, którąznaliśmy, i tonąłem, wsysany nieubłaganie w moje nowe życie, życie uwięzione w ciele.Trudno to wytłumaczyć w taki sposób, żeby ktokolwiek mógł uwierzyć w te doznania.Ale ja jeszcze dziś mogę zamknąć oczy, oderwać się od rzeczywistości i przywołać to wszystko,bardziej wyraziste niż wspomnienie, bardziej kompletne niż jakikolwiek sen i bardziejfantastyczne niż najdziksza fantazja.Nie wiem, czemu zostałem obdarzony tą świadomością,ale ona jest jądrem wszystkiego, podobnie jak początek mojego życia.Jest we mnie dwojeludzi - jeden to rzemieślnik, który potrafi pracować rękami, artysta, którego oczy dostrzegająwiele rzeczy widzialnych, ale nie widzianych przez innych.Drugi to jednoczący ludziopowiadacz historii, kreator zbiorowych marzeń.William jest zawsze w jakiś sposób ze mną.Ciało jest moje, ale obie nasze dusze są zsumowane w jednym bycie.Jedna strona mojego jakarmi drugą i ma się złudzenie jedni, ale części są w dalszym ciągu rozdzielone niczym wjakiejś zle zsynchronizowanej fuzji.'Pierwsze realne wspomnienie, jakie miałem (mieliśmy) poza obszarem sennychmarzeń, pochodzi z okresu, kiedy skończyłem pięć lat i nasza rodzina przeprowadziła się dodomu na Stonehurst Hills.Moja siostra urodziła się bez pary i miała w chwili przeprowadzkidwa lata.W tych dwóch pierwszych latach nic dla mnie nie znaczyła.Próbowałem nawiązać znią taki kontakt, jaki miałem z Williamem, ale na próżno.William ostrzegał mnie, że jest topoza naszym zasięgiem.Dopiero kiedy Jeanne omal nie umarła na zapalenie płuc, zdałemsobie naprawdę sprawę z jej istnienia.Było wtedy zupełnie tak, jakby odbyła podróż domiejsca, w którym wciąż jeszcze żyło moje serce, a potem wróciła.Matka opowiadała mi o tejpodróży i powrocie Jeanne.Opowiadała mi o tym wielokrotnie, ale ja miałem własnewspomnienia, które mieszały się z jej wspomnieniami.Była zima, upłynął dokładnie rok od naszej przeprowadzki.Siostra chorowała bardzodługo.Matka płakała.Ubrała mnie ciepło i zostawiła ne werandzie.Nie czułem się samotny,bo miałem Williama, ale William mi nie wystarczał.U szczytu schodków na werandę byłamała furtka.Było zimno.Przy takiej temperaturze nigdy dotąd nie zostawiano mnie nawerandzie, więc chciało mi się płakać.Z domu wyszedł jakiś mężczyzna z czarnym neseserem.Nie płakałem.Wiedziałem, że moja siostra jest chora, bardzo chora [ Pobierz całość w formacie PDF ]