[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ojcze Franku - mruknęła Chinka, spoglądając na plamy krwi.- Niech cięwszyscy diabli.- Czy wiesz, jak się z nim skontaktować? - spytałam.- Znam jego numer.- Zerknęła na mnie ze złością.-Ale wątpię, żeby mógłteraz odbierać telefony.- To nie była jego wina - zauważył niechętnie Grant z nutą znużenia wgłosie. 120Killy, nie zwracając uwagi na moją wyciągniętą dłoń, próbowała sama siępodnieść.- Ale brał w tym udział.Wiedział, że nie odmówię mu pomocy, gdy o niąpoprosi.Nie miałam pojęcia, co łączyło Killy z ojcem Lawren-ce'em, ale po jejminie wnioskowałam, że jestgłęboko zraniona - zbyt głęboko, żeby w grę wchodziła jedyniepowierzchowna znajomość.Wyglądałona to, że czuje się zdradzona.Było mi jej żal.W sypialni coś huknęło.Sięgnęłam do kieszeni po nóż -ten sam, którymrozprawiłam się z Kingiem.Nie wyczyściłam go wcześniej porządnie, więc teraz zajęli się tymchłopcy.Killy spojrzała na moją dłoń izadrżała, a ja choć raz nie przejęłam się, że ktoś obcy widzi moje tatuaże.Przeszłam przez salon do zamkniętych drzwi.Pchnęłam je gwałtownie.Na brzegu łóżka siedział jakiś mężczyzna.Znałam tę twarz, tylko że nadgłową nie zobaczyłamciemnej aury.Przekrzywiona czerwona czapka, brak paska na narzędzia.To nie byt Rex, zombie.Po prostu człowiek budzący się do życia pobardzo długim śnie.Nawet bez aury zauważyłabym znaczącą różnicę.Facet miał obwisłątwarz, oczy mętne i puste.I nietylko dlatego, że jego ciało od lat zamieszkiwał demon.Chodziło o coświęcej, o coś poważniejszego:jakby nawet samo oddychanie kosztowało go mnóstwo wysiłku.Za moimi plecami stanął Grant.- Myślałeś kiedyś o żywicielu? - spytałam.- Zawsze o tym myślę - mruknął.- Ale nigdy nie wpadłem na dobrypomysł.Pozwolić, by demonzawładnął czyimś ciałem, to coś okropnego.Choć równie strasznie jestzabić istotę, która pragniewyłącznie przetrwać i stać się kimś lepszym.Kiedyś, wcale nie tak dawno, nie dręczyły mnie podobne i wątpliwości.Wszystko było o wieleprostsze.Nie wolno dopuszczać demonów do ludzi.Kiedy się na nienatykasz, zabijasz.Wszyscy Archie Limbaudowie tego świata muszą zginąć.Mimo to nie poruszyłam się, gdy w pokoju zamigotał nagle jakiś cień.Niezdjęłam drugiej rękawiczkii nie wyciągnęłam dłoni w stronę demona unoszącego się nad głowąotępiałego człowieka.Powinnam tozrobić.Bez wahania.Jednak ja widziałam tylko te zmęczone, niewidząceoczy, w których nie tliło siężadne pytanie - ani gdzie jestem, ani dlaczego, ani w jaki sposób - ipodjęłam wyrachowaną decyzję.Strategia zwyciężyła nad moralnością.Grant też nie zareagował.Wzdrygnęłam się, poruszona jego brakiemzdecydowania.Chwyciłamgo za rękę i mocno ścisnęłam, obserwując, jak demoniczny pasożytwślizguje się do ludzkiego ciała ipozostawia za sobą pulsującą aurę.Patrzyłam na przemianę, jaka zachodziw mężczyznie.W jegooczach pojawił się błysk inteligencji i coś, co mogłam określić jedyniejako chęć życia. 121Rex.Nie ogarnęło mnie obrzydzenie, nie martwiłam się o żywiciela.Poczułam tylko znużeniepołączone z dziwną ulgą.Rex był demonem.Sukinsynem, któregoprawdopodobnie pewnego dniazabiję.Ale lepszym sukinsynem od Mister Kinga.Potrzebowałamsprzymierzeńców.Każdegorodzaju.Nawet zombie oddanych wyłącznie Grantowi.Mimo to dłużej nie mogłam się temu przyglądać.Odwróciłam się,wyminęłam Granta i wypadłam zsypialni.Killy stała przy drzwiach wejściowych do mieszkania i szukała czegoś wswojej torebce.Przeliczałapieniądze -wszystkie w chińskiej walucie.- W razie gdybyś nie wiedziała, jesteśmy w Seattle -wyjaśniłam.- Jest tumnóstwo samolotów i innychśrodków lokomocji.- Za granicą było wygodnie.Miałam większe pole do popisu.- Killyniemal nieświadomie postukałasię w czoło.- Przebierałam się, mieszałam drinki, udawałam taniąpanienkę.Faceci z kasą nie szukająbliskich znajomości.Nie zauważają, że ktoś zagląda im do głowy.Nikt tego nie zauważa, stwierdziłam w duchu.- Możesz użyć mojej karty, żeby kupić bilet - zaproponowałam.- Dokądzechcesz.Rzuciła mi ostre spojrzenie.- Prawie całą forsę wpakowałam w bar.To niby z czego ci oddam?Nigdy nie zatrzymywałam się w jednym miejscu na tyle długo, żebyktokolwiek zdążył mi cośzwrócić.- Nie zawracaj sobie tym głowy.Zostałaś wplątana w tę aferę wbrewswojej woli.Patrzyła na mnie, jakbym postradała rozum.I może tak było, ale nie lubię,gdy ludzie gapią się namnie jak na idiotkę.Wepchnęłam rękę do kieszeni swoich nowychdżinsów i wyciągnęłam portmonetkę.Wyjęłam kartę i podałam ją Killy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl