?php $glowna_fraza2="Woodiwiss Kathleen E. Popioły na wietrze"; ?> Woodiwiss Kathleen E. Popioły na wietrze 



[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alaina powstrzymała złość.- Nie, proszę pana.- No to zabierz się do swoich obowiązków.W nocy przyjechało kilka ambulansów, jest trochę sprzątania.Kapitan Latimer jest teraz zbyt zajęty, żeby dyskutować o twoich zarobkach.- Tak, proszę pana - wymamrotała Alaina.Generał Clay Mitchell był jedynym Jankesem, któremu nie ośmieliła się przeciwstawiać.Był to wysokiIrlandczyk o pękatej klatce piersiowej.Chociaż budził powszechny respekt w szpitalu, było w nim cośdobrotliwego.Wobec takiego dżentelmena nie potrafiła być nieuprzejma, nawet jeśli był to Jankes.Bliżej sal operacyjnych ustawiono łóżka dla nowo przywiezionych, którzy wili się z bólu, jęczeli lub cichopłakali.Jeden z nich, nieco na uboczu, leżał tak spokojnie, że wyglądało to, jakby już nie żył.Bandaż zasłaniał muoczy, a w kąciku ust widać było zaschniętą strużkę krwi.Brzuch miał przykryty prześcieradłem, żeby ochronićprzed muchami ranę, która powoli zmieniała biel materiału w makabryczną czerwień.Był już w takim stanie, żelekarze postanowili na razie go pominąć, by zająć się najpierw tymi, którzy mieli większą szansę na przeżycie.Alaina nie mogła znieść tego widoku i odwróciła się.Dość, za dużo już widziałam! - pomyślała.Pobiegła doschowka na sprzęt.Postanowiła solennie szorować podłogi tylko tam, gdzie na pewno nie leży żaden umierającyżołnierz.Nie udało jej się, niestety, dotrzymać danej sobie obietnicy.Nawet w tej wydawałoby się bezpiecznej przystani,w jakiej się zaszyła, usłyszała słaby głos błagający o pomoc.Przez jakiś czas próbowała go ignorować.Na pewnopomocy udzieli ktoś inny.W końcu to drobiazg przynieść żołnierzowi wodę.Ale ona nie ma takiego obowiązku.Nie i koniec!Po jakimś czasie słyszała już tylko to wołanie i jakoś nikt nie przynosił mu wody.Ale postanowieniepostanowieniem.Zanurzyła szczotkę w mętnej cieczy i szorowała jeszcze mocniej.Jednak nic nie było w staniezagłuszyć bezsilnego błagania.- Do licha z tym wszystkim! - zaklęła pod nosem i wyprostowała się.Szybko przemierzyła korytarz do miejsca,gdzie leżał żołnierz, nadal przerazliwie nieruchomy.Dostrzegła, że usiłuje oblizywać językiem suche, spękanewargi.- Zaczekaj - pochyliła się nad jego uchem, domyślając się, że ból może mu wszystko zagłuszać.- Przyniosę ciwody.Dotknęła opiekuńczo wychudzonej dłoni i pobiegła do kantyny po szklankę.Kiedy wróciła, ostrożnie wsunęłarękę pod jego głowę i uniosła ją na tyle, żeby mógł się napić.Wtem jednak ktoś złapał ją za nadgarstek.- Nie rób tego! - rozkazał ostro Cole, zabrał jej szklankę i odstawił.- Zrobisz mu więcej krzywdy niż przysługi.-Widząc zdziwienie w usmolonej twarzy, dodał łagodniej: - Nigdy nie daje się rannemu człowiekowi pić.Chodz,pokażę ci.Z gabinetu obok przyniósł czystą szmatkę, zmoczył ją w wodzie i delikatnie przetarł suche wargi.Ponowniezmoczył szmatkę i kapnął kilka kropli do ust żołnierza.Alaina patrzyła w milczeniu, jak Cole przemówił do niegozdecydowanie, lecz uspokajająco:- To jest Al.Poczeka tu chwilę z tobą.- Widząc, że chłopak rozpaczliwie kręci głową i nie chce tu zostać.Colezmarszczył brwi i wzrokiem nakazał mu być cicho.- Leż spokojnie.Już zaraz zajmiemy się twoimi ranami.Właśnie szykujemy salę operacyjną.Cole wstał, wziął szczupłą dłoń Ala w swoją dużą dłoń i podał mu zmoczoną szmatkę.- Bądz tutaj, jak wrócę.Jeśli ktoś spyta, robisz to na mój rozkaz.Alaina posłusznie kiwnęła głową.- Spróbuj mu trochę ulżyć.To nie potrwa długo.Skinęła ponownie i gdy tylko kapitan się odwrócił, sięgnęła do toaletki i nalała z dzbana wody do miski.Bardzodelikatnie zmyła rannemu z policzków zastygłą krew i powoli przetarła zimną wodą czoło.Oczyściła spadający naoczy bandaż i odpędziła natrętne muchy.22 - Al? - usłyszała słaby, chrypiący głos i pochyliła się nad nim.- Tak, jestem - wyszeptała.Z wielkim trudem żołnierz wypowiedział jeszcze jedno słowo:- Dzięki.Alaina poczuła nagły przypływ zadowolenia, że okazała komuś pomoc.Przygryzając drżące wargi, by jeuspokoić, odpowiedziała swym przybranym chłopięcym żargonem:- Nie ma sprawy, Jankesie.Cole zatrzymał się w drzwiach pokoju oficerskiego, słysząc, że woła go sierżant służb sanitarnych Grissom.Sierżant podbiegł szybko.- Kapitanie, przyszła do pana jakaś młoda dama.Czeka w przedsionku.- Nie mam czasu - uciął Cole.- Mówi, że to pilne, że nie może czekać.Cole zmarszczył czoło.Bardzo go intrygowało to wezwanie, ale był zajęty.- Czy jest ranna?Sierżant Grissom uśmiechnął się szeroko.- Rzekłbym, panie kapitanie, że zdecydowanie nie.- Więc ktoś inny jest ranny?- Nic takiego nie mówiła.- Proszę zobaczyć, czy któryś z innych lekarzy nie mógłby się nią zająć.Sierżant uniósł krzaczaste brwi.- Mówi, że musi się widzieć z panem, kapitanie.I czeka już chyba z godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • 2004)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkolmor.opx.pl