[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygodneznajomości nie zapełniały tej luki - Ruta prawdziwie kochała tylko Marka.Jedyną przyjaciółką była teraz.sztuka.Uprawiała ją niczym lipcowy ogród,troskliwie i z pasją, choć jej praca zawodowa była bardzo absorbująca.Jednak samotnośćpozwala czasem na to, na co brakuje czasu w związku - to była zdecydowanie największazaleta tego stanu.Ruta mogła realizować się w malarstwie, tworzyła prace coraz piękniejsze icoraz bardziej.w swoim stylu.Nie była wprawdzie znaną w środowisku artystką, ale ludziecoraz częściej kupowali jej prace, które wisiały w jednej z niewielkich krakowskich galerii.Ato znaczyło, że się podobają.We wrześniu miała zaplanowany kolejny poważniejszy wernisaż, znów w Aodzi,zorganizowany przez dawno niewidzianą koleżankę, Alicję, która ukończyła wprawdzierazem z nią filozofię, ale pracowała w jednym z łódzkich dzienników.I była z tego faktuzupełnie zadowolona.To właśnie z Alicją i z Martą Ruta zżyła się przez te lata najbardziej,wciąż utrzymywały ze sobą kontakt, ostatnio poprzez jeden z portali społecznościowych.Trudno jednak mówić o jakiejś wielkiej przyjazni - ot, sentymentalna znajomość, którejfundamentem były studia i toruńskie wędrówki.A jednak to ten fundament okazał sięnajtrwalszy, bardziej nawet trwały od miłości, bez której podobno jesteśmy niczym cymbałbrzmiący.Ruta obserwowała zmieniający się za oknem krajobraz, na świecie robiło się corazciaśniej i gwarniej, widomy znak coraz zbliżania się stolicy.Zebrała swoje rzeczy - termos z kawą (woziła go zawsze na wszelki wypadek), książkę i gazety, i czekała na koniec podróży.A potem przesiadka, pociąg do Działdowa, znów mozolne godziny odmierzanestukotem kół, wyraznym, bo to już nie był nowoczesny skład Intercity, lecz stary pociąg, doktórego widoku Ruta przywykła od dzieciństwa.Z brązowymi zasłonkami w oknach ilusterkami przytwierdzonymi do ściany.Lepsze od wpatrywania się w okno okazało się spotkanie z książką, która miałazapełnić czas, pozwolić odpocząć myślom.Ruta czuła wyrazny nerw, gdzieś w dole brzucha ina przegubach rąk, o którym mówiła, że jest efektem nerwicy.Ale to wydawało się całkiemnieważne w obliczu faktu, że wkrótce zobaczy Marka.Właściwie.miała nadzieję, że gozobaczy, znała bowiem wprawdzie jego adres, ale skąd mogła wiedzieć, czy jest w domu, czyjej otworzy, a jeśli nawet - to jak zareaguje na jej nagłe pojawienie się na progu?7.Pózna jesień, wiersz Wacława Oszajcy.8.Wacław Oszajca, www.blogpowszechny.pl9.Zwieńczenie festiwalu Festiwal Kultury %7łydowskiej, odbywającego się co roku nakrakowskim Kazimierzu.Na jedną noc w roku ulica Szeroka na krakowskim Kazimierzuzamienia się w największą scenę muzyki żydowskiej na świecie. Podczas tej niezapomnianej zimy rozmawialiśmy raz o tym,czy stwórca istotnie różni się od innych ludzi.Pamiętasz?Dopiero dzisiaj znam odpowiedz.Twórca to człowiek odalekim widzeniu, przed którym szeroko odsłania sięprzyszłość.Artysta nigdy nie będzie mógł żyć życiem ludziprzeciętnych.Gdy on staje się z biegiem lat ruchliwszy,głębszy, dojrzalszy, bardziej twórczy, gdy żyje, nadając kształtswym marzeniom, zwykły człowiek ubożeje duchem i powoli,powoli zamiera.Artysta jest jak wieczność,co przenika w głąb dni.- Może nie wkładaj tej sukienki.Jest taka.awangardowa - odradzał jej kiedyśMarek.Ruta pamiętała to wyjątkowo dobrze.Właśnie wybierali się na wernisaż.Jej własnywernisaż, pierwszy w tym mieście! Dotarli do Aodzi wieczorem poprzedniego dnia.Nocowaliu Alicji, w jej pięknej kamienicy na ulicy Tuwima.- Ta sukienka jest dla mnie bardzo ważna.Dostałam ją od mamy - powiedziała,odwracając wolno twarz ku niemu.- Ale.Ten dekolt.Czy nie jest zbyt wyzywający?Sukienka była zielona.Dopasowana dosłownie wszędzie i kobieta w nią ubranamusiała mieć idealną figurę, bo butelkowa zieleń zdradzała na delikatnych załamaniachmateriału każdą niepotrzebną fałdkę.Ruta tych fałdek nie miała, dlatego bezpiecznie czuła sięw delikatnej materii, która eksponowała jej ramiona, tkwiące bezpiecznie w wąskichrękawach, z jednej strony ozdobionych fantazyjną bufką (kto wtedy nosił bufki!), z drugiejzaś - delikatną, ręcznie robioną szydełkową koronką.Koronkę dorobiła koleżanka mamy,nauczycielka.Suknia miała dziewięć lat - przez te lata figura Ruty niewiele się zmieniła, kujej radości, bo wciąż mogła nosić to zielone cudo na wszelkie ważne okazje.Marek nie lubił tej sukienki.Może dlatego, że Ruta wyglądała w niej kobieco, może nawet nazbyt kobieco,czyli, jak on to określił, wyzywająco.Ale tak naprawdę nie było w niej nic wyzywającego.Tak mówią czasem mężczyzni, którzy nie potrafią znalezć w swoim słowniku innego słowa.Owo  wyzywająco brzmi dostatecznie mocno, by kobieta lękliwie rezygnowała z ubioru,obawiając się, że będzie przez otoczenie nazwana mniej lub bardziej dosadnie.Jakimśpowszechnie używanym określeniem.Dla wyglądu Ruty znacznie lepsze byłoby w tejsytuacji określenie:  zjawiskowo ,  niewypowiedzianie pięknie ,  zniewalająco , lecz topociągało za sobą myśl, że inni mężczyzni też tak o Rucie pomyślą, a tego Marek by niezniósł.Dlatego właśnie powiedział  wyzywająco , co z kolei Rucie nie bardzo się spodobało.Ale była z nim już na tyle długo, by zakręcić się zabawnie na pięcie i powiedzieć:- I tak w niej pójdę.Jest w sam raz na dzisiejszą okazję.Marek wzruszył ramionami.Niech idzie.Był przyzwyczajony, że Ruta w kwestiiubioru prawie zawsze podejmowała decyzje sama.Były też inne kwestie, w które niewtajemniczała go zupełnie.Na przykład - przestrzeń życiowa.Ruta zawsze mu mówiła, że wmiłości musi być miejsce na oddech, samotność.Jak w napełnianej herbatą filiżance.Niepowinno się wypełniać filiżanki do końca nie tylko dlatego, by nie wylać płynu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl