[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdę powiedziawszy, musiał udawać, żemartwi się mniej.Tam gdzieś jest Amys? Przecież Mądre nie brały udziału w bi-twach; szły nietknięte przez pola bitewne i waśnie krwi.Naruszyły obyczaj, o ilenie prawo.po to żeby go ratować.Wolałby już raczej wpuścić Perrina z powrotemdo tego wiru, niż tak je zostawić.Nie, to nie dla Mądrych albo ludzi z Dwu Rzek. Sevanna chce mojej głowy, Taim.Najwyrazniej uznała, że zdobędzie ją dzi-siaj. Pustka nadała jego głosowi stosowny, pozbawiony emocji ton.Co chybazmartwiło Min; gładziła jego plecy, jakby chciała go uspokoić. Musi się do-wiedzieć, że popełniła błąd.Kazałem ci wykonać broń, Taim.Pokaż mi, jak jestśmiercionośna.Rozpędz Shaido.Rozbij ich szeregi. Jak każesz. O ile Taim był dotąd sztywny, to teraz zamienił się w ka-mień. Wystawcie na pokaz mój proporzec, w takim miejscu, z którego będziewidoczny dla wszystkich rozkazał Rand.Niechaj ci poza kopułą zobaczą, ktozdobył obóz.Może Mądre i ludzie z Dwu Rzek się wycofają, kiedy go zobaczą.Loialowi niepewnie zadrgały uszy, a Perrin chwycił Randa za rękę, kiedy Taimodszedł.459 Na własne oczy widziałem, do czego są zdolni, Rand.To. Miał za-krwawioną twarz i trzymał w ręku zakrwawiony topór, a mimo to w jego głosiesłychać było niesmak. To co ja mam zrobić, twoim zdaniem? spytał gniewnie Rand. Cojeszcze mogę zrobić?Perrin opuścił rękę i westchnął. Nie wiem.Ale wcale mi się to nie musi podobać. Grady, wznieś Sztandar Zwiatłości! zawołał Taim, donośnym i grzmią-cym za sprawą Mocy głosem.Jur Grady wyrwał za pomocą strumieni Powietrzadrzewce z rąk zaskoczonego Dobraine i wzniósł je aż do otworu w szczycie ko-puły.Jaskrawa czerwień wybiła się ponad kłębowisko dymu unoszącego się odpłonących wozów; wokół wytrysnął ogień, a w tle zalśniła błyskawica.Rand roz-poznał wiele twarzy wśród mężczyzn w czarnych kaftanach, ale oprócz Jura tylkonielicznych znał z nazwiska.Damer, Fedwin i Eben, Jahar i Torvil; jedynie Torvilnosił Smoka na kołnierzu. Asha mani, utwórzcie szyk bitewny! zagrzmiał Taim.Odziani na czarno mężczyzni pobiegli pędem zająć pozycje między barierą,a pozostałymi uczestnikami bitwy, wszyscy z wyjątkiem Jura i tych, którzy pilno-wali Aes Sedai.Oprócz Nesune, która przyglądała się wszystkiemu z napięciem,kobiety z Wieży padły na kolana, w ogóle nie patrząc na mężczyzn, którzy oto-czyli je tarczami, i nawet Nesune nadal miała taką minę, jakby zaraz miała zwy-miotować.Większość sióstr z Salidaru przypatrywała się obojętnie strzegącym jeAsha manom, co jakiś czas przenosząc lodowaty wzrok na Randa.Alanna, dla od-miany, wpatrywała się tylko w niego.Zorientował się, że lekko świerzbi go skóra;wszystkie musiały obejmować saidara, skoro czuł to mimo dzielącej ich odległo-ści.Miał nadzieję, że będą na tyle rozsądni, by teraz nie przenosić; patrzący nanich mężczyzni o kamiennych twarzach dzierżyli takie ilości saidina; które mogłyich rozsadzić, i wyglądali na równie spiętych jak gładzący miecze Strażnicy. Asha mani, unieście barykadę na wysokość dwóch piędzi! Na rozkazTaima krawędzie kopuły podniosły się dookoła.Zaskoczeni Shaido, którzy napie-rali na to, czego nie mogli widzieć, zatoczyli się do przodu.Ochłonęli natychmiastna widok pędzącej do przodu rzeszy z osłoniętymi na czarno twarzami, ale zdążylizrobić tylko jeden krok, kiedy Taim znowu krzyknął. Asha mani, zabijajcie!Przedni szereg Shaido eksplodował.Inaczej ująć się tego nie dało.Odzianew cadin sor sylwetki rozpadały się w fontannach krwi i ciała.Strumienie saidinaprzebijały się przez gęstą mgłę, w mgnieniu oka pomykając od jednego wojowni-ka do drugiego, i już padał następny szereg Shaido, potem znowu następny i jesz-cze kolejny, jakby oni wszyscy wbiegali w otwór jakiejś monstrualnej maszynydo mielenia mięsa.Wpatrzony w tę rzez Rand nerwowo przełknął ślinę.Perrinpochylił się, by zwymiotować, i Rand w pełni go rozumiał.Poległ kolejny szereg.Nandera zakryła oczy, a Sulin odwróciła się plecami.Krwawe szczątki zaczynały460spiętrzać się w mur.Nikt nie byłby w stanie stawić temu czoła.Już po pierwszym wybuchu śmier-ci Shaido z przedniego szeregu próbowali zawrócić, ale zderzali się z tymi, któ-rzy napierali do przodu.Wirująca masa splątanych ciał eksplodowała raz jeszczei wtedy cofali się już wszyscy.Nie cofali się, uciekali.Deszcz z ognia i błyskawicatakujący kopułę zelżał. Asha mani! zadzwięczał głos Taima. Utwórzcie pierścień z Ziemii Ognia!Pod stopami Shaido, tych znajdujących się najbliżej wozów, nagle wybuchłaziemia, fontannami ognia i ziemi; rozrzuciła ich we wszystkich kierunkach.Ciałaciągle jeszcze wisiały w powietrzu, a tymczasem spod ziemi wytryskiwały kolejnejęzory ognia, hucząc głośno, coraz liczniejsze, oplatając wozy coraz szerszymkręgiem, ścigając Shaido przez odległość pięćdziesięciu kroków, stu, dwustu.Niebyło tam teraz nic prócz paniki i śmierci.Jeden po drugim odrzucali włóczniei tarcze.A nad wszystkim górowała kopuła, doskonale widoczna mimo kłębówdymu unoszących się od płonących wozów. Przestańcie! Ryk wybuchów zagłuszył okrzyk Randa, tak samo jak za-głuszał przerazliwe wrzaski ginących.Utkał więc takie same sploty, jakimi posłu-żył się Taim. Wstrzymaj to, Taim! Tym razem jego głos zadudnił niczymgrzmot, wybijając się ponad wszystkie inne dzwięki.Jeszcze jedna salwa wybuchów i Taim zawołał: Asha mani, spocznij!Przez chwilę powietrze zdawała się wypełniać ogłuszająca cisza.Randowidzwięczało w uszach.Potem usłyszał krzyki i jęki.Ranni słaniali się na sto-sach zabitych.A dalej biegli Shaido, zostawiając za sobą rozproszone grupki si-swai aman i Panien z czerwonymi opaskami na rękach, Cairhienian i Mayenian,wśród których część jeszcze dosiadała koni.Ci, niemalże z wahaniem, ruszyliw stronę wozów, niektórzy Aielowie opuszczali zasłony.Dzięki Mocy wyostrza-jącej wzrok dostrzegł Rhuarka; wódz kulał, jedna ręka zwisała mu bezwładnie,ale szedł o własnych siłach.Potem, w sporej odległości za Rhuarkiem, wypatrzyłdużą grupę kobiet w burych, baniastych spódnicach i jasnych bluzkach, strzeżo-nych przez mężczyzn z Dwu Rzek z długimi łukami w rękach.Stali zbyt dalekood niego, by mógł rozpoznać twarze.Rand poczuł, jak wzbiera w nim poczucie dojmującej ulgi, aczkolwiek niewystarczającej, by pozbyć się pieczenia w żołądku.Min wtuliła twarz w jegokoszulę, płakała.Pogładził ją po włosach. Asha mani! Nigdy dotąd nie był taki zadowolony, że Pustka pozbawiajego głos wszelkich emocji. Dobrze się spisaliście.Gratuluję, Taim. Odwró-cił się, nie chcąc dłużej patrzeć na tę rzez, ledwie słysząc okrzyki Lord Smok!i Asha mani! , które zagrzmiały od strony odzianych na czarno mężczyzn.Kiedy się odwrócił, zobaczył Aes Sedai.Merana kryła się z tyłu, za to Alan-461na stanęła niemalże twarzą w twarz z nim, obok dwóch Aes Sedai, których nierozpoznał. To ty się dobrze spisałeś powiedziała jedna z nich, ta obdarzona kan-ciastymi rysami.Wieśniaczka, z twarzą pozbawioną śladów upływu lat i spoj-rzeniem, które wskazywało, że ostatkiem sił zachowuje spokój i ignoruje ota-czających ją Asha manów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Prawdę powiedziawszy, musiał udawać, żemartwi się mniej.Tam gdzieś jest Amys? Przecież Mądre nie brały udziału w bi-twach; szły nietknięte przez pola bitewne i waśnie krwi.Naruszyły obyczaj, o ilenie prawo.po to żeby go ratować.Wolałby już raczej wpuścić Perrina z powrotemdo tego wiru, niż tak je zostawić.Nie, to nie dla Mądrych albo ludzi z Dwu Rzek. Sevanna chce mojej głowy, Taim.Najwyrazniej uznała, że zdobędzie ją dzi-siaj. Pustka nadała jego głosowi stosowny, pozbawiony emocji ton.Co chybazmartwiło Min; gładziła jego plecy, jakby chciała go uspokoić. Musi się do-wiedzieć, że popełniła błąd.Kazałem ci wykonać broń, Taim.Pokaż mi, jak jestśmiercionośna.Rozpędz Shaido.Rozbij ich szeregi. Jak każesz. O ile Taim był dotąd sztywny, to teraz zamienił się w ka-mień. Wystawcie na pokaz mój proporzec, w takim miejscu, z którego będziewidoczny dla wszystkich rozkazał Rand.Niechaj ci poza kopułą zobaczą, ktozdobył obóz.Może Mądre i ludzie z Dwu Rzek się wycofają, kiedy go zobaczą.Loialowi niepewnie zadrgały uszy, a Perrin chwycił Randa za rękę, kiedy Taimodszedł.459 Na własne oczy widziałem, do czego są zdolni, Rand.To. Miał za-krwawioną twarz i trzymał w ręku zakrwawiony topór, a mimo to w jego głosiesłychać było niesmak. To co ja mam zrobić, twoim zdaniem? spytał gniewnie Rand. Cojeszcze mogę zrobić?Perrin opuścił rękę i westchnął. Nie wiem.Ale wcale mi się to nie musi podobać. Grady, wznieś Sztandar Zwiatłości! zawołał Taim, donośnym i grzmią-cym za sprawą Mocy głosem.Jur Grady wyrwał za pomocą strumieni Powietrzadrzewce z rąk zaskoczonego Dobraine i wzniósł je aż do otworu w szczycie ko-puły.Jaskrawa czerwień wybiła się ponad kłębowisko dymu unoszącego się odpłonących wozów; wokół wytrysnął ogień, a w tle zalśniła błyskawica.Rand roz-poznał wiele twarzy wśród mężczyzn w czarnych kaftanach, ale oprócz Jura tylkonielicznych znał z nazwiska.Damer, Fedwin i Eben, Jahar i Torvil; jedynie Torvilnosił Smoka na kołnierzu. Asha mani, utwórzcie szyk bitewny! zagrzmiał Taim.Odziani na czarno mężczyzni pobiegli pędem zająć pozycje między barierą,a pozostałymi uczestnikami bitwy, wszyscy z wyjątkiem Jura i tych, którzy pilno-wali Aes Sedai.Oprócz Nesune, która przyglądała się wszystkiemu z napięciem,kobiety z Wieży padły na kolana, w ogóle nie patrząc na mężczyzn, którzy oto-czyli je tarczami, i nawet Nesune nadal miała taką minę, jakby zaraz miała zwy-miotować.Większość sióstr z Salidaru przypatrywała się obojętnie strzegącym jeAsha manom, co jakiś czas przenosząc lodowaty wzrok na Randa.Alanna, dla od-miany, wpatrywała się tylko w niego.Zorientował się, że lekko świerzbi go skóra;wszystkie musiały obejmować saidara, skoro czuł to mimo dzielącej ich odległo-ści.Miał nadzieję, że będą na tyle rozsądni, by teraz nie przenosić; patrzący nanich mężczyzni o kamiennych twarzach dzierżyli takie ilości saidina; które mogłyich rozsadzić, i wyglądali na równie spiętych jak gładzący miecze Strażnicy. Asha mani, unieście barykadę na wysokość dwóch piędzi! Na rozkazTaima krawędzie kopuły podniosły się dookoła.Zaskoczeni Shaido, którzy napie-rali na to, czego nie mogli widzieć, zatoczyli się do przodu.Ochłonęli natychmiastna widok pędzącej do przodu rzeszy z osłoniętymi na czarno twarzami, ale zdążylizrobić tylko jeden krok, kiedy Taim znowu krzyknął. Asha mani, zabijajcie!Przedni szereg Shaido eksplodował.Inaczej ująć się tego nie dało.Odzianew cadin sor sylwetki rozpadały się w fontannach krwi i ciała.Strumienie saidinaprzebijały się przez gęstą mgłę, w mgnieniu oka pomykając od jednego wojowni-ka do drugiego, i już padał następny szereg Shaido, potem znowu następny i jesz-cze kolejny, jakby oni wszyscy wbiegali w otwór jakiejś monstrualnej maszynydo mielenia mięsa.Wpatrzony w tę rzez Rand nerwowo przełknął ślinę.Perrinpochylił się, by zwymiotować, i Rand w pełni go rozumiał.Poległ kolejny szereg.Nandera zakryła oczy, a Sulin odwróciła się plecami.Krwawe szczątki zaczynały460spiętrzać się w mur.Nikt nie byłby w stanie stawić temu czoła.Już po pierwszym wybuchu śmier-ci Shaido z przedniego szeregu próbowali zawrócić, ale zderzali się z tymi, któ-rzy napierali do przodu.Wirująca masa splątanych ciał eksplodowała raz jeszczei wtedy cofali się już wszyscy.Nie cofali się, uciekali.Deszcz z ognia i błyskawicatakujący kopułę zelżał. Asha mani! zadzwięczał głos Taima. Utwórzcie pierścień z Ziemii Ognia!Pod stopami Shaido, tych znajdujących się najbliżej wozów, nagle wybuchłaziemia, fontannami ognia i ziemi; rozrzuciła ich we wszystkich kierunkach.Ciałaciągle jeszcze wisiały w powietrzu, a tymczasem spod ziemi wytryskiwały kolejnejęzory ognia, hucząc głośno, coraz liczniejsze, oplatając wozy coraz szerszymkręgiem, ścigając Shaido przez odległość pięćdziesięciu kroków, stu, dwustu.Niebyło tam teraz nic prócz paniki i śmierci.Jeden po drugim odrzucali włóczniei tarcze.A nad wszystkim górowała kopuła, doskonale widoczna mimo kłębówdymu unoszących się od płonących wozów. Przestańcie! Ryk wybuchów zagłuszył okrzyk Randa, tak samo jak za-głuszał przerazliwe wrzaski ginących.Utkał więc takie same sploty, jakimi posłu-żył się Taim. Wstrzymaj to, Taim! Tym razem jego głos zadudnił niczymgrzmot, wybijając się ponad wszystkie inne dzwięki.Jeszcze jedna salwa wybuchów i Taim zawołał: Asha mani, spocznij!Przez chwilę powietrze zdawała się wypełniać ogłuszająca cisza.Randowidzwięczało w uszach.Potem usłyszał krzyki i jęki.Ranni słaniali się na sto-sach zabitych.A dalej biegli Shaido, zostawiając za sobą rozproszone grupki si-swai aman i Panien z czerwonymi opaskami na rękach, Cairhienian i Mayenian,wśród których część jeszcze dosiadała koni.Ci, niemalże z wahaniem, ruszyliw stronę wozów, niektórzy Aielowie opuszczali zasłony.Dzięki Mocy wyostrza-jącej wzrok dostrzegł Rhuarka; wódz kulał, jedna ręka zwisała mu bezwładnie,ale szedł o własnych siłach.Potem, w sporej odległości za Rhuarkiem, wypatrzyłdużą grupę kobiet w burych, baniastych spódnicach i jasnych bluzkach, strzeżo-nych przez mężczyzn z Dwu Rzek z długimi łukami w rękach.Stali zbyt dalekood niego, by mógł rozpoznać twarze.Rand poczuł, jak wzbiera w nim poczucie dojmującej ulgi, aczkolwiek niewystarczającej, by pozbyć się pieczenia w żołądku.Min wtuliła twarz w jegokoszulę, płakała.Pogładził ją po włosach. Asha mani! Nigdy dotąd nie był taki zadowolony, że Pustka pozbawiajego głos wszelkich emocji. Dobrze się spisaliście.Gratuluję, Taim. Odwró-cił się, nie chcąc dłużej patrzeć na tę rzez, ledwie słysząc okrzyki Lord Smok!i Asha mani! , które zagrzmiały od strony odzianych na czarno mężczyzn.Kiedy się odwrócił, zobaczył Aes Sedai.Merana kryła się z tyłu, za to Alan-461na stanęła niemalże twarzą w twarz z nim, obok dwóch Aes Sedai, których nierozpoznał. To ty się dobrze spisałeś powiedziała jedna z nich, ta obdarzona kan-ciastymi rysami.Wieśniaczka, z twarzą pozbawioną śladów upływu lat i spoj-rzeniem, które wskazywało, że ostatkiem sił zachowuje spokój i ignoruje ota-czających ją Asha manów [ Pobierz całość w formacie PDF ]