[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dodatek pomyślałem sobie, że był na tyle przewrotny, by założyć, że sposób, w jaki dootwierania tych drzwi zabrałaby się większość ludzi, powinien uruchamiać śmiertelną pułapkę.—A co z pierwotnym wejściem zachodnim? — spytał Treggar.—Nie mogłem znaleźć dogodnego dojścia — odpowiedziałgiermek.—Ale myślę, że znajdę jakąś drogę na górę.— Wskazał rumowisko pokrywające zachodnią ścianępomieszczenia,w którym siedzieli.—Tędy? — spytał William.—Zupełnie możliwe — odpowiedział James.— Domyślamsię, że główne wejście powinno prowadzić na dziedziniec paradny i mury wokół twierdzy.Mur i brama są więcgdzieś nad nami.Powinno być przynajmniej kilka korytarzy, którymi obrońcy w razie potrzeby mogli się dostać ze zbrojowni.—Wskazał za siebiew głąb korytarza.— Na znajdujący się nad nami dziedziniec.Treggar wstał i zaczął badać rumowisko.Większość głazów dała się przesunąć, a kilka większych zalegałośrodek pomieszczenia.Podszedłszy do jednego z nich, spróbował go ruszyć.Po kilku pchnięciach udało mu się golekko przesunąć.Usatysfakcjonowany tym Kapitan dał na razie spokój.—Tak sobie myślę.— odezwał się James.— Belki są zmur szałe.Pociągnij za niewłaściwy kamień izwali się na nas całesklepienie.Na północ stąd jest jeszcze jeden korytarz, wiodący do komnaty nawet bardziej zawalonejkamieniami niż nasza.Jeżeli więc nie masz innej drogi, jeszcze dalej ku wschodowi,to jedynym wyjściem osiągalnym dla nas jest to, przez które tuwleźliśmy albo wschodnia furta.—Którędy zatem pójdziemy?—Łatwiej wydostać się tędy, którędy przyszliśmy, ale jak naszeptaszki się spostrzegą, że Edwin tropiciel przepadł bez wieści, zacznąprzeczesywać okoliczne wzgórza.Jeżeli w ich stajni znajdziemy konie, może uda się nam je wykraść.A wtedymamy szansę na dotarcie do Aruthy szybciej niż tamci.— Wzruszył ramionami.—A widziałeś te stajnie? — spytał Treggar.— Wiemy, jakotworzyć bramę? Uruchamia ją kołowrót czy może spuszczana jest na linach? Jest w niej opuszczana krata? Może trzymająjakaś przeciwwaga? Nad tą fosą jest most, czy po drugiej stronie drzwi będzie płaski teren?—Kapitanie, wszystkie wasze pytania rozważymy po kolei— odpowiedział James.—A poza tym.— ciągnął nieubłaganie Treggar.— Jeżeliuda nam się ucieczka i dotrzemy do Księcia, czy oni tu jeszczebędą, gdy nadciągną nasi? Czy nie dojdą do wniosku, że lepiejsię rozproszyć i zebrać gdzieś w innym miejscu?James spojrzał na Williama.—Owszem, to możliwe — powiedział.— Muszę pomyśleć— dodał po chwili.Zgasił światło.William i Treggar usłyszeli,jak siada pod ścianą.W ciągu następnej godziny wszyscy trzejzawzięcie milczeli.A potem w ciemnościach rozległ się głosJamesa.— Mam pewien pomysł!James leżał nieruchomo wewnątrz pękniętej rury odpływo wej i nadstawiał ucha.Upewniwszy się, że na górze nie ma żadnych natrętów, wyczoł gał się do wartowni obok celi Edwina i zajrzałdo więźnia.—Teraz? — Edwin podniósł nań oczy pełne nadziei.— Mmm.— odpowiedział James, oglądając zamek.Mechanizm był stary, prosty niczym konstrukcja cepa igiermek mógłbygo otworzyć z zawiązanymi oczami.Sięgnąwszy do sakwy, wyjąłz niej długi, sprężysty metalowy pręt, który wsunął w otwór naklucz.Po chwili rozległo się ciche szczęknięcie, a James przekręcił pręt.Zamek się otworzył.Tropiciel wyskoczył z celi w sekundę później, i zaraz dał nura za Jamesem do ciemnej rury.— Jak tylko się spostrzegą, że mnie nie ma, zaczną szukaćpod każdym kamieniem — zauważył Erwin, kiedy czołgali sięw mroku.— Na to właśnie liczę — stęknął James, podciągając siędalej.Gdy dotarli do końca rury, giermek lekko wysunął się nazewnątrz, chwycił jej krawędź dłońmi i opuścił się na posadzkę.— Jestem tutaj — wyszeptał, kierując głos wgórę.— Zwieśsię z rury i puść.To tylko trzy stopy.Tropiciel bezgłośnie opadł na kamienie.James położył mu dłoń na ramieniu.— Teraz nie piśnij, choćbyś wlazł na kolec — szepnął.—Trzymaj dłoń na moim ramieniu, ponieważ będziemy szlipo ciemku.Z niemałą ulgą spostrzegł, że choć sytuacja nie należała do zwykłych, Edwin zachował zimną krew i precyzjęruchów.Nie zatrzymał się ani na chwilę i nie przyspieszył, tak że James musiał zwolnić tylko bardzo nieznacznie.Kilka razy zatrzymywał się i czekał, nasłuchując, czy oprócz nich ktoś jeszcze nie czai się w mroku.Z niemałąsatysfakcją odnotował w pamięci, że Edwin ani razu nie spytał, czemu się zatrzymują.Tropiciel otworzył usta dopiero wtedy, gdy dotarli do kryjówki Treggara i Williama.—Dziękuję, Jamesie.Giermek zapalił ogarek.—Zostały mi jeszcze tylko cztery, więc musimy oszczędzać.—Jak cię złapali? — spytał Treggar.—Znają tę okolicę lepiej od nas.— Edwin wzruszył ramionami.— Kryłem się, ale są tu rozległe przestrzenie, na których można spostrzec każdy ruch, wystarczy, że ktośobserwuje.Arawan, Benito i ja zostaliśmy wyłapani w odstępach jednego dnia.—Myślałem, że Książę wysłał czterech zwiadowców—stwierdził Treggar.—Owszem, został jeszcze Bruno.— Edwin się uśmiechnął.—Ten się nie dał złapać.Wciąż jeszcze gdzieś tam jest.-— Możesz go znaleźć? — spytał James.— Owszem, mogę.— Edwin kiwnął głową.— To dobrze — skwitował stwierdzenie tropiciela James.— Myślę, że wiem, jak cię wyprowadzić na zewnątrz, ale najpierw wykradnę dla nas trochę jadła i coś dopicia.Zaczekajcietutaj.— Bez dalszych słów zgasił ogarek i zniknął w mroku.—Nie cierpię, kiedy to robi — mruknął William.Treggar tylko zaśmiał się cicho.James wtulił się w ścianę za rogiem, tuż obok pryczy kucha rza.Czuł głód i pragnienie, osobliwie podczasostatnich kilku godzin, kiedy jednak zbliżył się do kuchni, uczucia te szarpnęły jego wnętrznościami zniespotykaną siłą.Mieszkańcy gniazda spali za dnia, ale pracujący w kuchni mieli wstać lada moment, by sięwziąć za przygotowanie posiłku.Zajrzawszy ostrożnie za róg, zobaczył, że chrapiący potężnie kucharz odwrócił się na drugi bok.W odległościdwóch jardów leżeli dwaj chłopcy odziani w wyjątkowo obszarpane łachmany.Byli to najprawdopodobniejniewolnicy kupieni w Durbinie albo porwani z jakiejś karawany.Nieco dalej, na kołku wbitym w ścianę nadokrągłą studnią z ceglanym obmurowaniem, wisiał skórzany wór na wodę.Logiczne było, że pustynna fortecamiała przynajmniej jedną własną studnię.Zerknąwszy w górę, James zobaczył dziurę w sklepieniu i zorientowałsię, że otwór musi wychodzić na dawny wewnętrzny dziedziniec twierdzy.Teraz poczynił poprawki w swoim planie.Wcześniej nie wiedział o tej sztolni, a dzięki niej wiele spraw możnabyło rozwiązać łatwiej.Pospiesznie podbiegł do wylotu i wskoczywszy na cembrowinę, oparł dłonie oprzeciwległą ścianę, a potem spojrzał w górę.Na wysokości stu stóp nad głową zobaczył krąg światła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl