[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak ten drugi, ludwik, wydawał sięmieć do niej prawo, ponieważ to on pierwszy ją zauważył: żałowałatego i kierując swe gorączkowo żarzące się oczy na ludioika, chciałado niego zawołać wyschniętymi ustami: to ten, z tymi pięknymioczami, ma prawo mnie posiąść.I kiedy ją puszczono, natychmiastruszyła biegiem, aby gdzieś w ustronnym miejscu uspokoić swełomoczące serce: było to do tego stopnia oszałamiające, żewyobrażała sobie, iż nigdy nie będzie mogła przeżyć innej przygody,ale dni mijały, wrażenia się rozwiewały.i coś w niej domagało sięnowszych i mocniejszych wrażeń.suche miejsce, wypalona pustyniadomagała się ulewnego deszczu.ondyna chodziła po drodze zkapliczką albo wzduż torów biegnących przez pola ze sznuremszklanych paciorków na szyi i skórzaną torebką na ramieniu, którątak długo skrywała na strychu, i nieomal płakała, że nigdzie nie wi-dać panów.Kiedy między nimi stała, prawie jej widać nie było, takabyła młoda i mała, ale jej miłość była ogromna i wznosiła się takwysoko, że ondyna gotowa była się rozerwać: aby pozwolić mu napićsię mojej krwi, pomyślała.Była zmęczona, była przestraszona, kiedywracała do domu spoza niczyjego lasu wzdłuż 1-szych brudnychdomów.i póznym letnim popołudniem, kiedy każdy gdzieśwychodził, by szukać tego, co nie było mu dane, zakradła się na strych, aby zobaczyć, gdzie panludwik ją dotykał: był to 1-szy raz, że odważyła się obejrzeć swojewłasne ciało: tutaj mnie dotykali, pomyślała.bo myślała o nichobydwu, nie umiała sobie wyobrazić pana ludwika z tkalni labor bezpana achiłlesa z przędzalni jilatura.PIKNE I WZNIOSAEZebranie znów odbywa się w pełnym składzie i mos-sieu colson zmiństerstwa żartuje, że niech ci, których nie ma, podniosą rękę.alekantyczny nauczyciel nie potrafi się z tego roześmiać, ma w głowie innezmartwienia: napisałeś dopiero co, powiada, że ondynka po raz 1-szyobejrzała swe własne ciało i powiedziała: tu mnie dotykali.A zatemjeśli pytasz o moje zdanie: mam coś przeciwko takiej prozie, niedługo wniczym nie będziesz ustępować tej malarce tippetotje: gdy widzę obrazytippetotje i wychodzę na dwór, to mam wrażenie, że pierwsza z brzegukobieta, którą napotkam, będzie naga.piszże prozę piękniejszą i bardziejwzniosłą.I słowa kantycznego nauczyciela ranią cię jak drut kolczastywokół zamkowego lasu; bo aby odmalować ondynkę jak żywą, pisałeśmając przy sobie fotografię maryjki  na co twoja żona trochę się zży-mała  i zapisałeś wszystko, co przydarzyło się jean-nince.a o tychprzypadkach jeanninki umyśliłeś sobie napisać oddzielny kawałek,dopiero wtedy kantyczny nauczyciel wywali gały! I johan janssens kiwapotakująco głową.ale kiwa zarówno do ciebie, jak i do kan-tycznegonauczyciela.i mówi tak: no dobrze, te przygody maryjek i jeanninek, awięc oczywiście i ich powieściowego odbicia  ondynki, istnieją.alepo patrz tylko, pisarzu, co z ciebie za człowiek, gdy wczoraj szedłeś ze mnąprzez wielkie miasto i nie mogłeś powstrzymać się od śmiechu, zerkającco chwilę na te kioski, w których sprzedaje się wszelkiego rodzaju ty-godniki drukujące na 1-szej stronie bardzo ładne dziewczęce główki; ipośród tych niewiarygodnych piękności pustka kiosku, w której siedzikobieta sprzedająca te tygodniki: bardzo brzydka baba, która swoimiczarnymi paznokciami zgarnia z białej gazety do swojego brudnegofartucha kilka centymów.A ponieważ ty się śmiałeś, to i ja oczywiścieśmiałem się razem z tobą.ale właściwie wydało rai się to smutne:smutne, dlatego że rzeczywistość nigdy nie jest tym, co chcą namwmówić książki, religie, partie i reklamy.i dlatego dobrze, że w tychswoich zapiskach kładziesz na to nacisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl