[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobra.Nadchodzi tarcza przeciwko wróżeniu! - Odwróciła się do Popioła.- Czujeszgdzieś Tielle albo naszego kościstego przyjaciela?- Nie czuję! Nie słyszę! - Popiół pomachał ogonem.- Cóż, kiedy Tielle zobaczy ten czar, przyleci tu co tchu.Just obracał między palcamiostrze miecza i wyczekująco patrzył na krzaki.Nie wypatrywał jednak ani łańcuchowychmnichów, ani faerie.Czekał na znacznie grozniejszego przeciwnika.Escalla, powoli zataczająckoła, działała szybko i zdecydowanie.Otworzyła dłonie, między którymi tworzył się czar, awtedy glify, które nakreśliła w powietrzu, rozbłysły mocą.Wionęło magią.Escalla otworzyłaoczy i klasnęła.- Dobra! Ruszamy!Jus, Polk i Henry zanurkowali do przenośnej dziury.Escalla złożyła ją, włożyła sobiepakunek pod pachę i śmignęła na grzbiet Enid.Mocno chwyciła sierść wielkiego sfinksa, któryrozłożył skrzydła i wzbił się w górę.Leciał szybko, mocno machając skrzydłami.Escallatrzymała się kurczowo i piszczała z radości.Dla niej była to najwspanialsza zabawa na świecie.Przez jakieś piętnaście kilometrów Enid leciała nisko, poniżej wierzchołków drzew, aprzy tym tak szybko, że każdy potencjalny prześladowca w sekundę straciłby ją z oczu.Escallaodgarnęła kłębiące się warkoczyki sfinksa, próbując dostrzec coś przed sobą.Nagle krzyknęła,po trosze z radości, a po trosze ze strachu, bo Enid skręciła w bok i zanurkowała niczymjastrząb do wąwozu, w którym płynęła rzeka.Wyhamowała zaledwie kilka centymetrów nadpowierzchnią wody i pomknęła niczym strzała tuż nad rwącym strumieniem.Starannie wybierając miejsce, wylądowała na skalnej wysepce, oddalonej po mniejwięcej sześć metrów od każdego brzegu.Trzeba przyznać, że dokonała znakomitego wyboru,na wysepce znalazło się bowiem drewno na opał, krzaki i głazy, w których można by się ukryćoraz rozległy widok, który pozwalał dostrzec zbliżające się postacie w promieniu kilkukilometrów.Escalla zeskoczyła na ziemię, znalazła przenośną dziurę i rzuciła ją na ziemię.Ostrożnie wyglądając na powierzchnię, po chwili wysunął się z niej Jus z Popiołem na hełmie,za nim Henry i wreszcie, przy pomocy chłopca, Polk.Wszyscy rozsiedli się między głazami iwydali z siebie chóralne westchnienie ulgi.Ostatecznie, mocny kamień wysepki i rwąca wodadokoła zapewniały jakie takie bezpieczeństwo.Poza workiem mąki schowanym w pudle w przenośnej dziurze nie mieli żadnegoprowiantu.Popiół rozpalił więc ogień i zajęli się pieczeniem podpłomyków.Jus znalazł gałąz, zktórej ciekła żywica i podał ją ogarowi.Ten położył się na skale i zaczął obgryzać szyszki,104głośno narzekając przy tym na ich smak.Zabrali się do jedzenia.Ciszę przerwał Justicar, który cały czas bacznie obserwowałotoczenie.- Skopali nam tyłki.Cóż, choć była to prawda, myśl ta nie należała do przyjemnych.Najpierw dobrała sięim do skóry Tielle.Potem nieumarły potwór zapewne zabiłby Justicara, gdyby nie pomocHenry'ego, Polka i Popioła.Wszyscy siedzieli w ponurym milczeniu.Słychać było jedynieogłuszający huk wody.Jus rozgarnął ognisko i włożył w popiół patyki, żeby się zwęgliły.Piekielny ogarpotrzebował strawy i musiał ją dostać, by zachować swój płomień.Henry podał Jusowi wiązkędrewna na opał i usiadł przy jego boku.- Sir? Kim był ten.ten stwór? - Nerwowo przebierał palcami - Znał go pan i już kiedyśna pewno z nim walczył.- Walczyłem dla niego.Jus wyciągnął szczotkę i grzebień i zaczął czesać futro Popioła.Escalla usiadła mukolanie, opierając policzek o jego ramię.Mężczyzna w zamyśleniu wpatrywał się wkruczoczarne futro ogara.- Nazywał się Recca - powiedział wreszcie.Szyszki w ognisku trzasnęły.Escalla mocniej chwyciła ramię Jusa i słuchała wmilczeniu.Futro Popioła szeleściło za każdym pociągnięciem szczotki, a Justicar mówił, niepodnosząc głowy.- Elfy z plemienia Trawiastych Biegaczy zawsze cieszyły się dobrą sławą Wspólnieżyły na równinach i razem polowały.Były dobrymi wojownikami - szybkimi i sprytnymi.Wychowałem się w wiosce przy granicy Bandyckich Królestw.Często wymykałem się doTrawiastych Biegaczy.Chciałem się od nich wszystkiego nauczyć.Ich stary wódz byłprzebiegły i ostrożny.Nauczył mnie, jak się ukrywać, tropić i polować.Miał trzystuletniegosyna, Reccę Szermierza, o którego przyjazń zabiegały nawet elfy z wysokich rodów, ba, nawetksiążęta.Uczył jednak niewielu, tylko tych, którzy coś w sobie mieli.Ja także zostałem jegouczniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Dobra.Nadchodzi tarcza przeciwko wróżeniu! - Odwróciła się do Popioła.- Czujeszgdzieś Tielle albo naszego kościstego przyjaciela?- Nie czuję! Nie słyszę! - Popiół pomachał ogonem.- Cóż, kiedy Tielle zobaczy ten czar, przyleci tu co tchu.Just obracał między palcamiostrze miecza i wyczekująco patrzył na krzaki.Nie wypatrywał jednak ani łańcuchowychmnichów, ani faerie.Czekał na znacznie grozniejszego przeciwnika.Escalla, powoli zataczająckoła, działała szybko i zdecydowanie.Otworzyła dłonie, między którymi tworzył się czar, awtedy glify, które nakreśliła w powietrzu, rozbłysły mocą.Wionęło magią.Escalla otworzyłaoczy i klasnęła.- Dobra! Ruszamy!Jus, Polk i Henry zanurkowali do przenośnej dziury.Escalla złożyła ją, włożyła sobiepakunek pod pachę i śmignęła na grzbiet Enid.Mocno chwyciła sierść wielkiego sfinksa, któryrozłożył skrzydła i wzbił się w górę.Leciał szybko, mocno machając skrzydłami.Escallatrzymała się kurczowo i piszczała z radości.Dla niej była to najwspanialsza zabawa na świecie.Przez jakieś piętnaście kilometrów Enid leciała nisko, poniżej wierzchołków drzew, aprzy tym tak szybko, że każdy potencjalny prześladowca w sekundę straciłby ją z oczu.Escallaodgarnęła kłębiące się warkoczyki sfinksa, próbując dostrzec coś przed sobą.Nagle krzyknęła,po trosze z radości, a po trosze ze strachu, bo Enid skręciła w bok i zanurkowała niczymjastrząb do wąwozu, w którym płynęła rzeka.Wyhamowała zaledwie kilka centymetrów nadpowierzchnią wody i pomknęła niczym strzała tuż nad rwącym strumieniem.Starannie wybierając miejsce, wylądowała na skalnej wysepce, oddalonej po mniejwięcej sześć metrów od każdego brzegu.Trzeba przyznać, że dokonała znakomitego wyboru,na wysepce znalazło się bowiem drewno na opał, krzaki i głazy, w których można by się ukryćoraz rozległy widok, który pozwalał dostrzec zbliżające się postacie w promieniu kilkukilometrów.Escalla zeskoczyła na ziemię, znalazła przenośną dziurę i rzuciła ją na ziemię.Ostrożnie wyglądając na powierzchnię, po chwili wysunął się z niej Jus z Popiołem na hełmie,za nim Henry i wreszcie, przy pomocy chłopca, Polk.Wszyscy rozsiedli się między głazami iwydali z siebie chóralne westchnienie ulgi.Ostatecznie, mocny kamień wysepki i rwąca wodadokoła zapewniały jakie takie bezpieczeństwo.Poza workiem mąki schowanym w pudle w przenośnej dziurze nie mieli żadnegoprowiantu.Popiół rozpalił więc ogień i zajęli się pieczeniem podpłomyków.Jus znalazł gałąz, zktórej ciekła żywica i podał ją ogarowi.Ten położył się na skale i zaczął obgryzać szyszki,104głośno narzekając przy tym na ich smak.Zabrali się do jedzenia.Ciszę przerwał Justicar, który cały czas bacznie obserwowałotoczenie.- Skopali nam tyłki.Cóż, choć była to prawda, myśl ta nie należała do przyjemnych.Najpierw dobrała sięim do skóry Tielle.Potem nieumarły potwór zapewne zabiłby Justicara, gdyby nie pomocHenry'ego, Polka i Popioła.Wszyscy siedzieli w ponurym milczeniu.Słychać było jedynieogłuszający huk wody.Jus rozgarnął ognisko i włożył w popiół patyki, żeby się zwęgliły.Piekielny ogarpotrzebował strawy i musiał ją dostać, by zachować swój płomień.Henry podał Jusowi wiązkędrewna na opał i usiadł przy jego boku.- Sir? Kim był ten.ten stwór? - Nerwowo przebierał palcami - Znał go pan i już kiedyśna pewno z nim walczył.- Walczyłem dla niego.Jus wyciągnął szczotkę i grzebień i zaczął czesać futro Popioła.Escalla usiadła mukolanie, opierając policzek o jego ramię.Mężczyzna w zamyśleniu wpatrywał się wkruczoczarne futro ogara.- Nazywał się Recca - powiedział wreszcie.Szyszki w ognisku trzasnęły.Escalla mocniej chwyciła ramię Jusa i słuchała wmilczeniu.Futro Popioła szeleściło za każdym pociągnięciem szczotki, a Justicar mówił, niepodnosząc głowy.- Elfy z plemienia Trawiastych Biegaczy zawsze cieszyły się dobrą sławą Wspólnieżyły na równinach i razem polowały.Były dobrymi wojownikami - szybkimi i sprytnymi.Wychowałem się w wiosce przy granicy Bandyckich Królestw.Często wymykałem się doTrawiastych Biegaczy.Chciałem się od nich wszystkiego nauczyć.Ich stary wódz byłprzebiegły i ostrożny.Nauczył mnie, jak się ukrywać, tropić i polować.Miał trzystuletniegosyna, Reccę Szermierza, o którego przyjazń zabiegały nawet elfy z wysokich rodów, ba, nawetksiążęta.Uczył jednak niewielu, tylko tych, którzy coś w sobie mieli.Ja także zostałem jegouczniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]