[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwieży mózg trudno zbadać, tak więc czasamiumieszcza się go na dwa tygodnie w formalinie.Zależy, czego chcieli się dowiedziećfunkcjonariusze prowadzący śledztwo.- Dwa tygodnie?- Albo mniej.- A więc możliwe, że moja matka została pochowana bez mózgu?- Możliwe.Ale raczej mało prawdopodobne.Z tego co mi pani powiedziała ookolicznościach śmierci matki, zginęła ona od kuli.I pani ojciec zostawił przyznanie się dowiny.- Pewnego rodzaju - westchnęłam.Przez chwilę zastanawiałam się, po co w ogólezadawano sobie trud przeprowadzenia autopsji ciał moich rodziców, skoro było boleśnieoczywiste, co się stało: ojciec zastrzelił matkę, a potem sam się powiesił.Ale nagle zaświtało mi i przypomniałam sobie, podnosząc wzrok znad kierownicy nastare gotyckie budynki w kampusie uniwersyteckim sąsiadującym ze szpitalem i kostnicą: dlaprzypadkowego obserwatora było też raczej oczywiste, co się stało w lipcu w salonieHaywardów.Ale w rzeczywistości George Hayward nie zastrzelił się sam i to się stało jasnedopiero po tym, jak lekarz sądowy, z którym właśnie się spotkałam, przeprowadził sekcjęjego ciała.Tak więc było równie ważne, aby ciała moich rodziców również zostały poddaneautopsji.- Jakiego koloru koszulę nocną miała na sobie Alice w chwili śmierci? - spytałamlekarza, wychodząc.- Pytam tak z ciekawości.- To raczej była taka męska koszula nocna - odparł.- Sięgała ledwie do połowy uda.- Była w kratę?- Nie.Na pewno była jednolicie czerwona. W CIGU TYGODNI PO powrocie do Nowego Jorku, po krótkiej wizycie w Vermoncie cały czasmyślałam o Stephenie Drew.Nie tęskniłam za nim, jeśli chodzi o ścisłość.W końcu naszzwiązek choć był poważny, był też krótki.Ale zastanawiałam się nad tym, jak to mojezamiary, miłe po prostu, sprowadziły mnie na manowce.Początkowo miałam tylko nadzieję,że zapewnię mu poradę i pocieszenie.Chciałam zaoferować mu swoje doświadczenie ipodzielić się dostępem do aniołów.Tymczasem błędnie odczytałam wszystko w tymczłowieku i straciłam z oczu światło i skrzydła, które prowadziły mnie od tamtego wieczoru,kiedy omal nie odebrałam sobie życia.Tamtej jesieni upadły kapłan nie wydawał mi sięnieodwracalnie stracony.Ale postrzegałam go jako zagrożenie dla ciszy i opanowania, którepomagają mi obcować z aniołami.I wiedziałam, że jeśli nasze drogi jeszcze się kiedyśskrzyżują, będzie mi wyjątkowo trudno mu zaufać.Niemniej jednak często o nim myślałam.Jakże miało być inaczej? Skoro odwiedziłamnie w domu policja stanowa Vermontu.Dzień po dniu stwierdzałam, że mam w głowie dwa światy.Jeden znam dobrze, drugizbudowałam całkowicie ze swojej wyobrazni.Pierwszy obejmował wszystkie te dni i noce,które spędziłam ze Stephenem w Haverill, na Manhattanie i w Statler.Zamykałam drzwi icała cyklorama naszych wspólnych przeżyć rozpościerała się przede mną.Znowu czułamciepło jego ciała obok mnie i zapach jego skóry na szyi.Widziałam jego oczy i to, jak słuchał,kiedy mówiłam, ze swoimi długimi, pięknymi palcami ułożonymi w wieżyczkę, niemalnieporuszenie.Przypominałam sobie historie, którymi się ze mną dzielił, i dzwięk jego głosu -kojącego jak ciepła kąpiel - i jak wierzyłam we wszystko, co mi mówił.Drugi świat był dla mnie o wiele bardziej abstrakcyjny i zwykle trochę niepewny ipłynny, ponieważ skonstruowałam go wyłącznie z rzeczy, które ludzie mi powiedzieli alboktóre wytworzyłam w wyobrazni.I ten świat był ostatnim dniem - ostatnimi godzinami -Alice i George'a Haywardów.Zaczynał się od chrztu w niedzielny poranek, z obrazami zfotografii cyfrowych, które zrobiła Ginny O'Brien i pokazała mi je na pogrzebie Alice.Zestawem, opuszczonym, kiedy Stephen i ja go minęliśmy samochodem.Nie, to się zaczęło jeszcze wcześniej.Wyobrażałam sobie, jak Alice ubiera się rano.Jak w swoim pokoju wybiera kostium kąpielowy o ósmej piętnaście albo trzydzieści.Możewpatruje się w swoje odbicie w długim lustrze, które wisiało po wewnętrznej stronie drzwibiałej szafy w małżeńskiej sypialni.Z jej strony nie byłaby to próżność: w końcu miała nosićkostium przed całą kongregacją i musiała być pewna, że dzieło George'a zostanie dobrzeukryte.W tamtej chwili zostało jej jakieś dwanaście godzin życia.Widziałam dokładnie jej wynurzenie z wód stawu.Jest mniej więcej jedenasta trzydzieści.Pozostało jej dziewięć godzin.Widziałam, jak nakłada sobie sałatki makaronowejna papierowy talerzyk na potlaczu (a sałatka makaronowa była domysłem nieopartym naniczym, ponieważ nikt mi nie powiedział ani słowa o tym, co Alice jadła na tympoczęstunku).Jak zajmuje się ogrodem wczesnym popołudniem, w warzywniku na tyłachdomu może piele grządki marchewki i zbiera strąki groszku i fasoli.Jak pędzi do sklepu tużprzed jego zamknięciem o piątej, żeby kupić przezroczysty pojemnik sałatki coleslaw: jejostatni zakup na tym padole.Teraz już ma ledwie trzy godziny.Może trzy godziny i paręminut.Mniej, niż zajmuje mi podróż samochodem do siostry w Statler.Mniej, niż zajmowałomojej matce upieczenie indyka, kiedy byłam dzieckiem.I wreszcie nadchodzi jej ostatniarozmowa telefoniczna z Ginny.Z silną, siostrzaną, opiekuńczą Ginny O'Brien (teraz smutną,przerażoną i wciąż zdruzgotaną Ginny O'Brien).Oto jej ostatnia na tym świecie rozmowa zkimkolwiek innym niż mężczyzna, który ją zabije.Miała już tylko minuty, chociaż iledokładnie - nigdy się nie dowiemy.Lekarz sądowy w Vermoncie powiedział mi, że nie dałosię określić dokładnie godziny śmierci.Ale było oczywiste, że czas, który jej pozostał,należało liczyć w minutach, nie w godzinach.Obraz, do którego wciąż wracałam, wyglądał tak: Alice Hayward sama w swojejsypialni o ósmej trzydzieści rano, przygląda się swoim kształtom, nogom i piersiom wkostiumie kąpielowym.Dwanaście godzin.Pół dnia.Już miała wychodzić.Zastanawiałamsię, co by zrobiła inaczej, gdyby wiedziała, że za kilkanaście godzin nie będzie żyła? Gdybyzasady były takie, że nie ma odwołania od jej nieuniknionego losu - nie mogła wyjechać, niemogła znalezć się gdzieś indziej w tamten niedzielny wieczór - ale rozumiałaby, że to jejostatnie godziny na ziemi, jakie rozmowy by zainicjowała? Jakie przeżycia miałyby dla niejznaczenie? Jakiej rady udzieliłaby piętnastoletniej Katie?Ale oczywiście nie wiedziała, co się na nią czai.Stephen przekonywał mnie, żewiedziała - że było dla niej jasne, że umrze, i że on z kolei powinien był coś zrobić.Powiedział, że mogła nie wiedzieć, że to się zdarzy w tamten niedzielny wieczór, ale byłapewna, że wkrótce zginie z rąk męża.I rzeczywiście zginęła z jego rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • atson+lato+drugiej+szansy.php">Morgan Matson Lato drugiej szansy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qiubon.opx.pl