[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odczuwałsatysfakcję z cudów, ale odczuwał tak\e satysfakcję z chleba powszedniego swojej pracy, zcodziennej dbałości o zdrowie hordy.Cią\yły na nim miliony obowiązkówadministracyjnych, bywał obecny przy co bardziej doniosłych sprzeczkach, miał sporąpraktykę lekarską i zasiadał na nie kończących się naradach, które odbywały się niemalcodziennie.Tyle tego wszystkiego, oprócz zapewnienia bytu dwóm \onom i czworgu dzieci.A robił to przecie\ z jednym uchem i jednym okiem wzniesionym do Wielkiego Ducha, wcią\nasłuchując, wcią\ wypatrując najniklejszego dzwięku albo znaku.Wierzgający Ptak zaszczytnie dzwigał swoje rozliczne obowiązki i ka\dy to wiedział.Wiedział to, bo znał tego człowieka.Ani jedna kość Wierzgającego Ptaka nie słu\yławłasnemu ciału i dokądkolwiek jechał, jechał obarczony brzemieniem ludzkiego szacunku.Niektórzy spośród rannych ptaszków mogli dziwić się, dokąd się udaje tegopierwszego poranka, ale nawet nie śniło im się o to spytać.Wierzgający Ptak nie jechał w specjalnej misji.Udał się na prerię, by rozjaśnić sobiew głowie.Nie lubił wielkich wędrówek: z zimy na lato, z lata na zimę.Towarzyszący impotworny jazgot rozpraszał go.Rozpraszał jego słuch i wzrok, który starał się wznosić kuWielkiemu Duchowi, i tego pierwszego poranka po długiej podró\y wiedział, \e zgiełkrozbijanego obozu będzie ponad jego siły.Wziął zatem najlepszego kuca, kasztanka z szerokim zadem, i pojechał w kierunkurzeki, jadąc kilka mil wzdłu\ jej brzegów, a\ dotarł na guzowate wzniesienie, które znał oddzieciństwa.Tam czekał, a\ preria mu się objawi, a kiedy to się stało, Wierzgający Ptak odczułzadowolenie.Nigdy w jego oczach nie wyglądała tak dobrze.Wszystkie znaki wró\yły obfitelato.Będą oczywiście nieprzyjaciele, ale horda była teraz bardzo silna.Wierzgający Ptak niemógł powstrzymać się od uśmiechu.Był pewien, \e będzie to pora dobrobytu.Po godzinie jego rozradowanie nie opadło.Wierzgający Ptak powiedział sobie:przejadę się po tym pięknym kraju, i spiął kuca, kierując się na wschodzące właśnie słońce. 5Zanurzył w wodzie oba koce, zanim przypomniał sobie, \e pranie trzeba przyło\yćczymś cię\kim.W zasięgu wzroku nie było ani jednego kamienia.Przyciskając do piersi ociekające wodą koce i resztę ubrań, porucznik Dunbar,nowicjusz w praniu, powlókł się w dół strumienia, lekko stąpając gołymi stopami.wierć mili dalej trafił na płytki \leb prowadzący na dogodny podest.Narobił sporopiany i jak ka\dy nowicjusz raczej niemrawo wcierał mydło w jeden z koców.Stopniowo połapał się, w czym rzecz.Z ka\dą sztuką odzienia nabierał coraz większejwprawy w mydleniu, tłuczeniu kijanką i płukaniu, a pod koniec Dunbar śmigał z robotą zeskupieniem, jeśli ju\ nie dokładnością, godnym dojrzałej praczki.W ciągu zaledwie dwóch tygodni spędzonych tutaj wyrobił w sobie pietyzm dladrobiazgów i wiedząc, \e pierwsze kawałki spartaczył, wyprał je jeszcze raz.Kawałek wy\ej na urwisku rósł karłowaty dąb i tam powiesił pranie.Było to dobremiejsce, nasłonecznione i niezbyt wietrzne.Jednak chwilę zajmie, zanim wszystkopowysycha, a on zapomniał zabrać przyborów do skręcania papierosów.Nagi porucznik postanowił nie czekać.Ruszył z powrotem do fortu.6Wierzgający Ptak słyszał niepokojące opowieści o ich liczbie.Przy niejednej okazjisłyszał, jak ludzie mówili, \e jest ich tyle co ptaków, i wtedy w głębi duszy szaman odczuwałtrwogę.Ale przecie\ z tego, co było widać, owłosione usta budziły jedynie litość.To była chyba smutna rasa.Ci biedni \ołnierze w forcie, tak bardzo bogaci w u\yteczne rzeczy, a tak bardzobiedni we wszystkim innym.Kiepsko strzelali z karabinów, kiepsko jezdzili na swoichdu\ych, powolnych koniach.Rzekomo mieli to być wojownicy białych ludzi, ale wcale niebyli czujni.I tak łatwo było ich przestraszyć.Porwać im konie to zabawka, jak zbieraniejagód z krzaka.Dla Wierzgającego Ptaka byli wielką zagadką ci biali ludzie.Nie potrafił zastanawiaćsię nad nimi, \eby się nie uwikłać w domysłach.Na przykład \ołnierze z fortu.śyli bez swoich rodzin.I \yli bez swoich największychwodzów.I mimo \e obecność Wielkiego Ducha przejawiała się wszędzie i ka\dy mógł ją dostrzec, czcili to, co napisane było na papierze.I byli tacy brudni.Nawet o własną czystośćnie dbali.Wierzgający Ptak nie mógł pojąć, jak te owłosione usta mogły utrzymać się choćbyprzez rok.A przecie\ mówiono o nich, \e prą do przodu.Nie rozumiał tego.Przypomniał sobie to wszystko, kiedy pomyślał o forcie, o podejściu do niego bli\ej.Miał nadzieję, \e sobie poszli, ale w ka\dym razie trzeba to było sprawdzić.A teraz, siedzącna swoim kucu i patrząc po prerii, od pierwszego wejrzenia stwierdził, \e to miejsceulepszono.Fort białego człowieka był czysty.Wielka skóra łopotała na wietrze.Niedu\y koń,dobrze wyglądający, stał w zagrodzie.Nie było \adnego ruchu.Ani nawet odgłosu.Miejsceto musiało być wymarłe.Ale ktoś utrzymywał je przy \yciu.Wierzgający Ptak popędził kuca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl