[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Całkiem miły, cichy zakątek.Udał im się. Byli jużprzed bramą. Zostaw, ja zapłacę. Proszę  powiedział Viii Kovacs, ustępując drogęszwagierce. Czemu się denerwujesz?  spytał Władimir Ko-vacs. Nie idzmy tam  powiedział Viii Kovacs. Czemu się denerwujesz w tak spokojnym miejscu? Ano temu  powiedział Viii Kovacs  że kiedytu przychodzę, to jakoś mnie nerwy biorą i dobrze wiemdlaczego. Którędy idziemy? Tędy  powiedział Viii Kovacs, i ruszyli wzdłużklatek ze świnkami morskimi, sowami, szopami praczamii bielikami.Władimir Kovacs przystanął przed wybiegiem dla psówdingo.  Takiego to bym chętnie wziął do siebie  powie-dział  ale pewnie trzeba się nim dużo zajmować, ina-czej całkiem zdziczeje.I chyba niełatwo się przyzwyczaićdo jego dzikiego zapachu.A ja nie mam za dużo czasu.Czujesz ten zapach? Chodzże już, zaraz będziemy na miejscu.92 Naprawdę miły zakątek  powiedział Władimir Ko-vacs. Potem je sobie obejrzysz  powiedział Viii Ko-vacs. Zawsze był z ciebie wrażliwy dzieciak.Taki mały,wrażliwy smarkacz.Stuknięty nadwrażliwiec. Stuknięty, tak?  Viii Kovacs wyprzedzał o krokbrata, który został z żoną nieco z tyłu. No popatrz tylko  powiedział nagle Viii Kovacs,i wskazał przed siebie, gdzie u zbiegu trzech alejek znaj-dował się centralny plac zoo.Tam, za wysoką, szpiczaściezakończoną konstrukcją z żelaznego drutu stał utrzymanywe wschodnim stylu budynek ze ścianami wykładanymikafelkami, z wejściami półtora na półtora i napisem:Leo. Lew, widzisz?!Władimir Kovacs popatrzył na lwa, który trzymał sięnieco z dala, co chwila potrząsał głową i boleśnie zamia-tając tylną nogą, chodził w kółko wzdłuż ogrodzenia.Siedzącego na trawie mężczyznę zauważył dopiero, gdyspacerujący lew znalazł się z nim na jednej linii.Mężczy-zna miał śnieżnobiałe, sięgające ramion włosy, siedziałna trawie koło klatki i obserwował przechadzające sięzwierzę. To tu można siadać na trawie?  wyrwało się z ustWładimira Kovacsa.Następnie zwrócił się do Viii Ko-vacsa. Jakie zgrabne zwierzę.To lwica.I tak się na niągapi? To na tym spędza całe dnie? Sam widzisz?  powiedział Viii Kovacs. Tylkotak siedzi, patrzy się i nic nie robi.93Władimir Kovacs podszedł do ogrodzenia i zatrzymał się. Ile może u was kosztować takie zwierzę? Pewnobędą chcieli za nią ze czterdzieści tysięcy, chociaż takaznerwicowana.Viii Kovacs spojrzał z zimnym uśmiechem w twarz Wła-dimira Kovacsa. Nie jest na sprzedaż  powiedział. Jak się odwróci, podejdę do niego  rzucił szybkoWładimir Kovacs. Co mam mu powiedzieć? Nie odwróci się. Czemu? Bo nigdy się nie odwraca. A co mam mu powiedzieć? Tato, przyjechałem? Panie Kovacs.Powiedz do niego: panie Kovacs.  I co mi na to odpowie? Nic.Viii Kovacs nagle się odwrócił, powieki mu zadrgałyjak u mającego wybuchnąć płaczem dziecka, otarł dłoniązachmurzoną twarz. Chodz  powiedział, obejmując szwagierkę, i po-prowadził ją do najbliższej ławki, gdzie usiedli. Chodz,pogadamy. %7łona Władimira Kovacsa uśmiechnęła się.Viii Kovacs też się uśmiechnął, po czym wycedził ostrze-gawczo:  Nienawidzę.Obojga was nienawidzę. I za-milkł wyczerpany. Dziwne, taka tu cisza i taki spokój  powiedział Wła-dimir Kovacs, dosiadając się do nich. Już dawno nie czu-łem nic podobnego.Gdzie w dzisiejszych czasach możnaznalezć tyle spokoju i świeżego powietrza? Ile się człowiekmusi naszukać, zanim znajdzie kawałek przyrody! A tutaj94proszę: lew.A taki lew to lew, nie byle co.Kto wie, możegdybym miał więcej czasu, sam bym tak sobie posiedział.Ale ja nie mam na nic czasu.Viii Kovacs wstał. Zaczynam mieć już tego powyżej uszu  powiedziałcicho. Lepiej już sobie pójdę. Nie miałem serca mu przeszkadzać  powiedziałWładimir Kovacs. Słowo, nie umiem, no. I to by było na tyle  Viii Kovacs wstał, a gdy wstałapozostała dwójka, uśmiechnął się krzywo do szwagierki,potem nagle pochylił się przed nią i chwycił za ramię Wła-dimira Kovacsa, który wyciągnął aparat. Zrobię zdjęcie dla dzieciaków  powiedział Wła-dimir Kovacs. Pewnie nie widzieli takiego wielkiegoi zgrabnego lwa. Robi się zimno  powiedział sam do siebie Viii Ko-vacs, kiedy wracali do bramy. Chciałbym jeszcze raz obejrzeć psy dingo  po-wiedział Władimir Kovacs. Byłeś kiedyś w Australii?Tu jest napisane, że te psy stamtąd pochodzą.Dużo tamróżnych dziwnych stworzeń, jakieś latające ssaki, różnekangury i takie tam. Nie byłem w Australii, na litość boską!  powie-dział Viii Kovacs. A gdzie trzymają tego lwa, kiedy spadnie śnieg? spytał Władimir Kovacs, gdy już pili piwo za żywopło-tem. Co będzie, jak spadnie śnieg? Nienawidzę cię  powiedział Viii Kovacs. I tejtwojej żony też.W tym całym nieszczęściu potrafię wastylko nienawidzić.95 Ja też nienawidzę mojej żony  powiedział Władi-mir Kovacs, gdy wstali od stołu, i pytająco, z uśmiechemklepnął kobietę po plecach. Es war ganz nett  powiedziała żona Władimira Kovacsa, co miało znaczyć, że spędzili miłe popołudnie.Przełożyła Małgorzata Komorowska-FotekLISEM JESTEM!Pod wieczór, około wpół do siódmej, przed wielkim skle-pem samoobsługowym w samym centrum, podążający dowejścia w towarzystwie dwóch kobiet mężczyzna ni stąd,ni zowąd wyrwał się do przodu i krzyknął: Lisem jestem!Jeszcze wielokrotnie powtarzał ten okrzyk, a w jego za-łamującym się i więznącym w gardle głosie pobrzmiewałazarówno radość, jak i rozpacz tego wyznania.W samoobsługowym sklepie, nawet nie w centrum, o tejporze, przed siódmą, panuje z reguły duży ruch, więc sporokupujących, a także przechodniów zbiegło się, aby zoba-czyć, co takiego się dzieje.Na pierwszy rzut oka mężczyzna w niczym nie przy-pominał lisa.Blada twarz o miękkich rysach, szeroki nos,ciemne włosy i oczy.Był w letnim płaszczu, z gołą głową.Obie kobiety, z których towarzystwa tak zdecydowaniesię wyrwał, rzuciły się za nim z wyciągniętymi ramionami.Dogoniły go, rozpaczliwie chwyciły i błagalnie patrzyływ jego puste, niczego nierozumiejące i nikogo niepozna-jące oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl