[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piekło i szatani! Tylkotego mu brakowało! Miał pełne ręce roboty, tyle spraw na głowie.Jak się z tymwszystkim upora, kiedy Evie wiecznie stała mu przed oczami i panoszyła się wjego sercu? Niech to szlag!Huknął pięścią w najbliżej stojącą skrzynię i aż się zwinął z bólu.Uraził itak już poszkodowaną rękę.Wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu.To gopowinno nauczyć, by romantyczne wybuchy pozostawił tym facetom, którzylubują się w cierpieniach.Na szczęście pod wpływem bólu rozjaśniło mu się wgłowie.Miał zadanie do wykonania, a jak dotąd z każdego wywiązywał się w stuprocentach.Jednym z jego największych atutów był brak wszelkich więziemocjonalnych.Nie spowalniały jego działań, nie utrudniały logicznegorozumowania.Teraz też nie będą! Nie dopuści do tego.W ciągu ostatniej godziny wszystko uległo zmianie.Jakimś cudem jegoprzeciwnik odkrył, dokąd zostanie przewieziony ów niezwykły wynalazek.Najprostsze w świecie odebranie przesyłki stało się ryzykownymprzedsięwzięciem.Justin nie miał wątpliwości, że mężczyzna, z którym stoczył walkę, jestagentem obcego wywiadu.Co prawda - na użytek Evie - wyraziłprzypuszczenie, że włamywaczem mógł być jakiś podpity obibok, któremu sięzachciało łatwego zarobku, ale w głębi duszy wcale w to nie wierzył.Wolał byćzbyt podejrzliwy niż łatwowierny, zwłaszcza że chodziło o bezpieczeństwoEvie.I o pomyślne wykonanie zadania.Tyle że nie miało już dla niego takiegoznaczenia.Teraz ważniejsza była Evie.- Przynajmniej - mówił sobie Justin - nie muszę się już głowić, jakprzemycę do North Cross Abbey tego naukowego eksperta! Jako że głównymcelem akcji było przejęcie wynalazku w absolutnej tajemnicy, jego zadanie niemiało teraz większego sensu.Wielka szkoda, że było już za pózno nawstrzymanie wysyłki. Nie ma rady, musi odebrać to paskudztwo.I zaraz odeśle je z powrotemBernardowi.Wziął do ręki łom i podważył wieka obu skrzyń.Przekonał się, żewewnątrz nie ma żadnych diabelskich przyrządów.Tuzin pudeł na kapelusze.Zamknął znów skrzynie i cofnął się o krok.Dostrzegł coś błyszczącego nadywanie.Schylił się i podniósł kuchenny nóż do mięsa.Obecność tego przedmiotu była w bibliotece tym bardziej niepokojąca, żenikt nie miałby z niego pożytku przy otwieraniu skrzyni czy innej paczki.Ten,kto go tu przyniósł, chciał mieć przy sobie broń.Jeżeli to był jego kolega pofachu, to sprzeniewierzył się zasadom gry.Tajni agenci posiadali szczególną umiejętność wtapiania się w lokalneśrodowisko, co pozwalało im na zbieranie informacji.Niektórzy przedostawalisię chyłkiem na jakiś teren i przez całe lata wrastali w otoczenie, upodobniającsię do niego tak, by nie zwracać niczyjej uwagi.Inni - na przykład Justin -przybywali otwarcie pod jakimś nieszkodliwym pretekstem, wcielając się wpostać, którą trudno podejrzewać o niecne intencje.Szpieg rzadko posuwał siędo przemocy, gdyż to zwróciłoby na niego uwagę.Gdy ktoś ucieka przedpolicją, raczej wątpliwe, by mógł przy tym wykonać ważne zadanie - naprzykład wykraść diabelski wynalazek.Poza tym tajni agenci nie mordowali się nawzajem.Byli specjalistami oddostarczania informacji, nie od mokrej roboty.Ten nóż wyjątkowo nie podobał się Justinowi.Zacisnął usta.Bogu dzięki, że Evie nie weszła pierwsza do biblioteki! Nasamą myśl, co by się mogło stać, gdyby natknęła się na tego bandziora z nożem,poczuł, że strach chwyta go za gardło.Powinien ją czym prędzej stąd odesłać.Powiedzieć, że się rozmyślił i nieżyczy sobie żadnych bankietów w starym opactwie.Ale natychmiastzrezygnował z tego pomysłu.Po prostu nie mógł zrobić Evie takiego świństwa!Zmiany, których dokonała w North Cross Abbey w ciągu kilku tygodni,graniczyły z cudem.Rezultat zapierał dech w piersi.Przeistoczyła pokrytepleśnią i kurzem stare mauzoleum w - jak to określiła -  całkiem malownicząwiejską rezydencję"! Nie miał prawa skarżyć się, że przy okazji wywróciła dogóry nogami całe jego życie.A już z pewnością nie powiadomi jej ospustoszeniach, jakich dokonała w jego sercu. Przez te wszystkie lata musiał zdobyć się na wiele wyrzeczeń dlaosiągnięcia obecnej pozycji, dla zachowania dyskrecji, dla dobra ojczyzny.Nigdy dotąd nie podliczał swoich strat i nie ubolewał nad tym, co go ominęło.Nie dbał ani trochę o opinię swego dziadka, choć prawdę mówiąc, nie miałbynic przeciwko temu, gdyby jego babcia dowiedziała się, że nie jest obibokiem ileniem.Teraz jednak wzdrygał się na myśl, że w oczach Evelyn mógłby stać siębezwartościowym śmieciem właśnie dlatego, że odnosi tyle sukcesów wwywiadzie.Bał się, że ujrzy w jej pociemniałych oczach gorzkie rozczarowanie.Ale to był wyłącznie jego problem.Ani Evie, ani ojczyzna nie mogły na tymucierpieć.Musiał pozostawić tę dziewczynę w przekonaniu, że jest irytującym,pozbawionym ambicji pasożytem.Przysiągł, że dotrzyma tajemnicy.Dobrzewiedział, jak niezbędna była absolutna dyskrecja.Nie tylko jego życie, ale iżycie innych zależało od tego, czy dochowa przysięgi, póki jego zwierzchnicynie zwolnią go z niej.Jednak te mądre rozważania nie pomagały Justinowi w rozstrzygnięciubieżących problemów związanych z Evie.Co z nią teraz zrobić? - zadawał sobiew duchu pytanie i starał się znalezć jasną, obiektywną odpowiedz.Miał już pewność, że w pobliżu czai się wróg i musiał podjąć wszelkieśrodki ostrożności.Nikt nie dybie na życie Evie, powtarzał sobie.Wystarczydopilnować, by nie zbliżała się do podejrzanych przesyłek, a będzie bezpieczna.Poza tym człowiek, który go zaatakował, zdradził się ze swymizamiarami.Nie zaryzykuje następnego otwartego ataku.Nie wykona następnegoruchu, póki nie będzie pewien, że to, czego szuka, znajduje się w zasięgu jegoręki.Ale choć rozsądek i doświadczenie uspokajały Justina, serce nie wierzyłoich zapewnieniom, a strach nadal go nie opuszczał.Mógł uśmierzyć te obawy wjeden jedyny sposób - znalezć człowieka, który miał na twarzy ślady jego pięści.Opuścił bibliotekę, nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi naklucz, i skierował się do pokojów sypialnych, odnotowując po drodze zmiany wwyglądzie starego opactwa.Z sufitów nie odpadał już tynk, brudne izawilgocone ściany odmalowano.Wschodni kobierzec tłumił jego kroki.Zwiszącego na jednej ze ścian portretu uśmiechała się do niego jakaśosiemnastowieczna flirciara.Wyminął ją i skręcił w pasaż wiodący do pomieszczeń sypialnych.Evelynzajmowała pokój na końcu korytarza - narożny, z dwoma oknami, przez którebez większego trudu można się było z różnych stron dostać do wnętrza.Ale po co jego przeciwnicy mieliby się wdzierać się do sypialni Evie? Co by im z tegoprzyszło?!Justin zajrzał do pokoju na wprost jej sypialni.Wyciągnął stamtąd fotel iustawił go pod oknem na końcu korytarza.Musiał od czegoś zacząćposzukiwanie szpiega z siniakami na gębie.Czemu nie wziąć na pierwszy ogieńdomku braci Blumfieldów? Jutro złoży im sąsiedzką wizytę.A gdybyprzypadkiem chorego braciszka nie było na widoku, albo zdrowy braciszekErnst gdzieś się zawieruszył, no cóż.będzie można stąd wysnuć jakieś logicznewnioski.Na przykład, że któryś z nich woli się nie pokazywać z podbitymokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl