[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie kwestia naszej uprzejmości czy hojności, tylko po prostu zwykła uczciwość.Gdyby los zrządził inaczej, twoja matka odziedziczyłaby te pieniądze, a potem ty dostałabyś je w spadku po niej.Masz do tego prawo, jesteś przecież z naszej krwi.Nie chodzi o jałmużnę.Chodzi o sprawiedliwość!Pilar odparła gniewnie:– I właśnie dlatego ich nie chcę! Nie chcę też, żebyś tak do mnie mówiła! Przyjechałam tu z chęcią, bo mnie to bawiło, to była przygoda! Zepsuliście wszystko.Natychmiast wyjeżdżam i nigdy więcej o mnie nie usłyszycie!Płacz stłumił jej słowa.Pilar odwróciła się i wybiegła z salonu.Lidia otwarła szeroko oczy i rzekła ze smutkiem:– Nie spodziewałam się, że tak to przyjmie!– Chyba coś ją gnębi – zauważyła Hilda.George odchrząknął i obwieścił ostentacyjnie:– Hm.Już to dzisiaj mówiłem.Obraliśmy niedobre wyjście.Pilar jest dostatecznie inteligentna, by to zauważyć.Odmawia przyjęcia jałmużny.Lidia odparła ostro:– To nie jałmużna.Pieniądze należą się jej sprawiedliwie!– Najwyraźniej wcale tak nie myśli – odparował George.W drzwiach ukazał się inspektor Sugden wraz z Poirotem.Policjant rozejrzał się po wnętrzu i zapytał:– Gdzież jest pan Farr? Chciałem prosić go na słówko.Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Herkules Poirot spytał nerwowo:– Gdzie jest signorina Estravados?George Lee odparł tonem, w którym dało się wyczuć nutę złośliwej satysfakcji:– Wyjeżdża stąd natychmiast.Przynajmniej tak powiedziała.Najwyraźniej sprzykrzyli się jej angielscy krewni.– Szybko! – krzyknął Poirot.– Powtórzył raz jeszcze, zwracając się do Sugdena: – Szybko! Nie ma czasu do stracenia!W tejże chwili z daleka doszedł ich odgłos upadku jakiegoś ciężkiego przedmiotu i wołanie o pomoc.Obydwaj przebiegli przez hall i wpadli na schody.Drzwi od pokoju Pilar były otwarte i stał w nich jakiś mężczyzna.Na odgłos ich kroków odwrócił głowę.Był to Stephen Farr.– Żyje.– rzekł.Pilar przywarła do ściany swego pokoju.Patrzyła rozszerzonymi oczami na podłogę, gdzie leżała ogromna kamienna kula.– Ktoś ją położył na górnej krawędzi moich drzwi – szepnęła niemal bez tchu.– Roztrzaskałaby mi głowę, ale zaczepiłam sukienką o gwóźdź i to mnie zatrzymało.Poirot przyklęknął i obejrzał gwóźdź.Zwisały na nim strzępy czerwonej wełny.Poirot podniósł się z posępną twarzą i pokiwał głową.– Mademoiselle, ten gwóźdź uratował pani życie.– Co to wszystko ma znaczyć?! – krzyknął inspektor.– Ktoś chciał mnie zabić! – zawołała Pilar.Sugden spojrzał na drzwi.– Głupi kawał – rzekł.– Stary głupi kawał, ale zrobiono go z myślą o morderstwie.To już drugie morderstwo z premedytacją zaplanowane w tym domu.Ale tym razem mordercy się nie udało.– Dzięki Bogu, zdołała się pani uratować – rzekł ochrypłym głosem Stephen Farr.Pilar rozłożyła szeroko ręce w wymownym geście.– Madre de Dios! Kto miałby mnie zabijać? Co ja takiego zrobiłam?– Powinna pani raczej spytać: „Co ja takiego wiem?” – odparł Poirot.– Ja? Przecież ja nic nie wiem.– Jest pani w błędzie.Proszę mi powiedzieć, mademoiselle Pilar, gdzie pani była w chwili morderstwa? Bo nie w tym pokoju.– Byłam tutaj i już! Przecież panu mówiłam.Inspektor Sugden odezwał się z uprzedzającą grzecznością:– Tak.ale nie mówiła pani prawdy.Wedle pani słów usłyszała pani krzyk dziadka, ale to niemożliwe.W tym pokoju nie było go słychać.Sprawdziliśmy to wczoraj wraz z panem Poirotem.– Och! – Pilar zabrakło tchu.– Była pani znacznie bliżej pokoju dziadka – odezwał się Poirot.– I myślę, że wiem, gdzie pani była, mademoiselle.We wnęce z posągami, tuż przy tamtych drzwiach.Pilar rzekła przestraszona:– O.Skąd pan wie?Poirot powiedział ze słabym uśmieszkiem:– Widział tam panią Stephen Farr.– Nic podobnego! – rzucił ze złością Stephen.– To kłamstwo! Absolutne kłamstwo!– Bardzo pana przepraszam, monsieur Farr, ale pan ją widział.Przypomina pan sobie własną uwagę o trzech statuach we wnęce? Widział ich pan trzy, choć w rzeczywistości są tylko dwie.Tylko jedna osoba tego wieczoru nosiła białą suknię – mademoiselle Estravados.To ona była trzecią statuą.Prawda, mademoiselle?Pilar po chwili przyznała:– Tak.To prawda.– A teraz proszę nam powiedzieć całą prawdę.Po co tam pani poszła?– Po obiedzie opuściłam salon i pomyślałam, że dobrze byłoby odwiedzić dziadka.Myślałam, że byłby temu rad.Kiedy jednak skręciłam w korytarz, zobaczyłam, że pod drzwiami ktoś stoi.Nie chciałam, żeby mnie widział, bo wiedziałam, że dziadek nie życzy sobie żadnych wizyt tego wieczoru.Ukryłam się we wnęce i czekałam, aż tamta osoba sobie pójdzie.Nagle usłyszałam straszliwy hałas, wszystko się waliło i tłukło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl