[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziała, że chce mnie zobaczyć.Dała mi swój adres: 3la Elphington Street.Londyn.- To niedaleko mnie.- Wiem.- Czyli przyjechałeś, żeby się z nią zobaczyć.- Postanowiłem spróbować.Rodzice zastępczy pożyczyli mi pieniądze.- Co się stało?- Byli zadowoleni, że mogą się mnie pozbyć.- Chodziło mi o twoją mamę.Odwróciłeś się.Twoją twarz wykrzywiały emocje, z którymi starałeś się walczyć.- Naprawdę chcesz to wiedzieć?Skinęłam głową.Trzema krokami pokonałeś werandę i zatrzasnąłeś za sobą drzwi.Potem słyszałam cię w domu, jak stąpasz ciężko, otwierasz szufladę.Czekałam, spięta.Drzwiznowu się otworzyły, waląc mocno o ścianę.Coś mi wcisnąłeś w ręce: kopertę.- Przeczytaj - warknąłeś.Mało nie upuściłam tej koperty, dłonie zaczęły mi nagle drżeć, kiedy wyjmowałam ześrodka cienkie kartki.Wypadło też stare zdjęcie, które wylądowało mi na kolanach.Podniosłam je.Było wypłowiałe i stare, trochę pogniecione na brzegach.Przedstawiało dziewczynę,mniej więcej w moim wieku, mocno tulącą do piersi dziecko.Śmiało patrzyła w obiektyw,jakby rzucała wyzwanie fotografowi.Trochę zaskoczona studiowałam jej długie, ciemnewłosy i zielone oczy.Wyglądała trochę jak ja.Dziecko, które trzymała, było maleńkie, mocnozawinięte w szpitalne kocyki.Ale oczy miało niebieskie jak oceany, a jedyny lok na główcebył złocisty.Popatrzyłam znowu na ciebie, mój wzrok zatrzymał się na blond włosach spadającychci na oczy.-.Ty?Walnąłeś dłonią w słupek werandy, aż cała budowla zadrżała.- Chciałem, żebyś to przeczytała! - Chwyciłeś kartki leżące na moich kolanach.- Jaknie chcesz czytać, to oddaj.Zdjęcie też zabrałeś, uważając, żeby go nie zginać.Ostrożnie włożyłeś je do kieszenikoszuli, a kartki za nim.Mówiłeś cicho, jakby sam do siebie.- Napisała.poprosiła, żebym z nią zamieszkał - wyjaśniłeś.- Ze za długo była sama.- I co się stało? - Mój głos był też tylko szeptem.Pochyliłeś się nade mną.Ostrożnie rozprostowałeś palce i wyciągnąłeś je w stronęmojej twarzy.Wtedy zobaczyłam ciemną krew na twojej dłoni, już zasychającą.Odwróciłamtwarz, ale pociągnąłeś ją znowu w swoją stronę, zmuszając mnie, żebym na ciebie spojrzała.Końce twoich palców dotknęły moich włosów.- Ela Elphington Street to była pieprzona narkotykowa melina - westchnąłeś.- Naścianach gówno, w kominku zdechłe wróble.Jakiś diler omal mnie nie zabił, kiedyzapukałem.- A twoja mama? - Trudno było wydobyć z siebie słowa przy mocnym uścisku twoichpalców.- Nie było jej tam.Najwyraźniej wyprowadziła się tydzień przed moim przyjazdem.-Twój wzrok uciekł na bok, we wspomnienia.- Starałem się zdobyć jej inny adres, ale nikt niechciał mi go dać.Powiedzieli, że była wplątana w takie gówno, że nie chcą jej znać.Próbowałam uwolnić się z twojego uścisku.Nie pozwalałeś mi.Ściskałeś tylkomocniej i przysunąłeś wargi bliżej mojej twarzy; twój oddech był kwaśny jak twoje papierosywłasnej roboty.- W końcu zdobyłem telefon, pod którym można ją było zastać.Długie dnietrzymałem ten kawałek papieru w kieszeni, zanim zebrałem się na odwagę, żeby zadzwonić,aż znałem cały numer na pamięć.A kiedy zadzwoniłem, jakaś stara kobieta zapytała, czymam pieniądze, a jak powiedziałem, że nie mam, oznajmiła, że nie wie, o kim mówię.Ale tenjej głos.- Wziąłeś głęboki oddech -.jak na pół martwy.Była pijana, naćpana, czy coś.Tata czasem tak mówił.- Urwałeś.- Wiesz, często się zastanawiałem, czy to rzeczywiście onaodebrała, czy to był jej głos.?Odwzajemniłam twoje spojrzenie.Powoli spróbowałam cofnąć głowę, trochę odsunąćsię od ciebie.- Szukałem dalej - ciągnąłeś, nie zauważając moich ruchów.- Szukałem w tychsąuatach i schroniskach, próbowałem ją znaleźć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl