[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aha, oddam pani również akt ślubu.Może pa-ni wujowi uda się anulować to małżeństwo.Ale nie ma pani paszpor-tu.Mógłbym pani zostawić mój na nazwisko Almadei.Kazałem wpi-sać adnotację, że obejmuje on również panią.Ale obawiam się, że niebyłaby pani bezpieczna z tym dokumentem. Nie potrzebuję paszportu, zabrałam własny na nazwisko pa-nienskie.Będę go odtąd używała, gdyż jeszcze przez kilka lat zacho-wa ważność. Aha, widzę, że pani liczyła na to, że odzyska wolność  powie-dział mężczyzna kiwając głową z uznaniem. A więc życzę paniwszystkiego dobrego.Naprawdę zaimponowała mi pani.Taka kobie-ta jeszcze mi się nigdy nie trafiła.Ciekaw jestem, co z pani wyrośnie,gdy ktoś panią rozbudzi.Zdaje się, że pani jeszcze nigdy nie kochała? Odmawiam odpowiedzi na to pytanie  powiedziała Jolanta,dumnie odrzucając głowę. A więc już inny panuje w pani sercu.Nic dziwnego, że mi siępani oparła. Proszę mnie zostawić w spokoju.Jestem u kresu sił.Mężczyzna przez chwilę patrzył na nią dziwnym wzrokiem, poczym wyprostował się dumnie, Spełnię i tę prośbę pani; jestem dziś w wielkodusznym nastro-ju.Choć przyznaję, że czynię to niechętnie.A więc powodzenia.Iprzepraszam, że postawiłem panią w tak przykrym położeniu.Aleteraz nic się już nie da zmienić.Proszę dać dowód wielkoduszności ipożegnać mnie dobrym słowem.Jolanta spoglądała na niego niepewnie, obawiając się nawrotubrutalności z jego strony. %7łyczę, by się panu w przyszłości udało prowadzić uczciwe, po-rządne życie  powiedziała cicho. Na taki luksus nie mogę sobie pozwolić  zawołał, machającżywo ręką. Ma pan przecież moje pieniądze, czy nie mógłby pan zacząćżyć uczciwie?89  Aby żyć uczciwie, musiałbym mieć o wiele więcej pieniędzy powiedział. Proszę nie zapominać, że jestem awanturnikiem, lubięniebezpieczeństwo.Ale.niech się pani za mnie modli, bym nieskończył na szubienicy.Jolanta wzdrygnęła się ze zgrozą.Widząc to, mężczyzna roześmiałsię. To straszne, co? Być żoną mężczyzny, który może trafić naszubienicę! Ale nie spieszy mi się do tego.A więc, z Bogiem, JolantoWarren! Musi pani jeszcze przez godzinę pozostać w tym pomiesz-czeniu; zamknę panią.Proszę mi dać słowo, że pani nie zadzwoniwcześniej na obsługę hotelową.Radzę pani przenocować w hotelu;zapłacę za panią rachunek do jutra rana.Powiem portierowi, że mu-szę wyjechać dziś w nocy, zresztą to prawda, a moja żona pojedziedopiero jutro rano.Tak będzie lepiej dla pani.Gdy się pani obudzi,pomyśli pani, że to wszystko było tylko złym snem.Mimo wszystko zrobił dla niej więcej, niż można by oczekiwać poczłowieku tego pokroju.Jolanta potrafiła to docenić, toteż, by sięzrewanżować, powiedziała: Dobrze, daję panu słowo, że do rana nie wyjdę z tego pokoju.Proszę zlecić, by za godzinę przyniesiono mi herbatę i kanapki.Ateraz bardzo proszę mnie zostawić.Ukłonił się i rzuciwszy jej po raz ostatni spojrzenie, zniknął wswoim pokoju, zamykając drzwi na klucz.Słyszała, jak przez chwilęjeszcze krząta się tam.Drzwi prowadzące z jej pokoju na korytarzzamknął z zewnątrz.Wreszcie usłyszała, jak odchodzi.Wtedy Jolantaskurczyła się nagle w sobie i tak jak stała z jękiem rzuciła się na ka-napę.Zdjęła tylko kapelusz, kładąc go na stoliku, gdzie leżał rewol-wer i papiery zostawione przez jej pseudomęża.Leżała tak, niezdolnaodczuwać ból ani myśleć.Była wolna, wolna  ale okryta hańbą bar-dziej jeszcze, niż do tej pory.Tymczasem Giuseppe Pighetti uregulował rachunek, zapłaciwszyrównież za nocleg i śniadanie  żony , i opuścił hotel, opowiedziawszyportierowi przygotowaną bajeczkę.Pojechał na dworzec taksówką,którą kazał sobie wezwać.Przedtem jeszcze zamówił i zapłacił kolacjędla Jo, którą miano jej zanieść na górę za godzinę.90 W pół godziny pózniej siedział już w pociągu jadącym do Paryża.Potem miał zamiar udać się do Monte Carlo  nie tyle po to, by grać,bo na to nie miał dość pieniędzy  lecz z powodu bogatych gości.IXGerd w towarzystwie doktora Geringa jechał do domu profesoratargany niepokojem.Przybywszy na miejsce, oddał służącemu swójbilet wizytowy z dopiskiem: W nadzwyczaj ważnej sprawie doty-czącej życia i śmierci panny Warren.Na szczęście profesor był w domu.Otrzymawszy kartę, mimo iżzajęty pilną pracą, zaraz kazał wezwać gościa.Gerd chciał rozmawiaćsam na sam z profesorem, gdyż obecność osób trzecich byłaby w tymwypadku krępująca.Doktor Gering zgodził się z nim, uzgodnili więc,że będzie czekał na Gerda w jego mieszkaniu.Gerd wysiadł z samo-chodu i poszedł za służącym.Na jego widok profesor podniósł się z fotela z niepewnym wyra-zem twarzy. Przyjąłem pana, panie doktorze, mimo iż mam pilną pracę.Sądząc z tego, co napisał pan na bilecie wizytowym, sprowadza panaważna okoliczność. Tak, panie profesorze.Zapewne dziwi pana moje zaintereso-wanie losem panny Warren.Wszystko panu wyjaśnię, ale najpierw,zaklinam pana, proszę powiedzieć, że ślub pańskiej siostrzenicy jesz-cze się nie odbył.Na jego twarzy malowało się takie wzburzenie, że profesor zanie-pokoił się nie na żarty. Moja siostrzenica  powiedział  wzięła dziś ślub cywilny zpanem de Almadeią i w godzinę pózniej wyjechała wraz z nim w po-dróż poślubną. Boże wszechmogący!  jęknął Gerd, opadając na fotel, którywskazał mu gospodarz.91  Jak mam sobie tłumaczyć pańskie wzburzenie, doktorze? spytał zdumiony profesor.Gerd z wielkim wysiłkiem zapanował nad sobą, ale twarz mu sil-nie pobladła.Jeśli do tej pory miał jakieś wątpliwości co do swychuczuć dla Jolanty Warren, teraz zyskał ostateczną jasność. A więc przyjechałem za pózno  powiedział. Nie spodzie-wałem się tego.Jak mogłem przypuszczać, że ślub odbędzie się takszybko po zaręczynach? Pan de Almadeia chciał jak najszybciej podjąć przerwaną po-dróż dookoła świata.Dlatego zgodziliśmy się na tak szybki ślub wurzędzie stanu cywilnego.Zlub kościelny ma się odbyć dopiero wHiszpanii na zamku Mandrilla. Nie wierzę, by kiedykolwiek się odbył  powiedział Gerd zgłębokim westchnieniem. W każdym razie na pewno nie na zamkuMandrilla, panie profesorze. Pańskie zachowanie jest dla mnie coraz bardziej niezrozumia-le  rzekł profesor, przyglądając się Gerdowi zdezorientowany. Wierzę panu  Gerd skinął głową z rozpaczą. Słowa, któremam panu powiedzieć, nie przechodzą mi przez gardło.Wiem, że dlapana każda minuta jest droga, ale muszę panu zająć trochę czasu. A więc proszę mówić i nie martwić się tym, jakie wrażeniewywrą na mnie pańskie słowa.Wiem, że jest pan człowiekiem po-ważnym i nie przyszedł pan z powodu głupstwa.Słucham, o co cho-dzi?Gerd wyprostował się, rysy mu stężały.Jeśli chce uratować Jolan-tę, musi działać szybko. Dobrze, będę się streszczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl