[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.! - oburzyła się.- Co pan sobie wyobraża? Wjakim celu miałabym go odwiedzać w jego kawalerce?- A skąd pani wie, że pan Konorski ma kawalerkę?- Skąd? Musiał mi powiedzieć.Tak, tak, w rozmowiepowiedział mi, że nie jest żonaty i że mieszka w kawalerce.- A jakiej marki ma wóz, który trzyma w tym pani garażu?- Tego nie wiem.Nie pytałam o to.- Niech sobie pani wyobrazi, że pan Maurycy Konorski wogóle nie ma samochodu.- O.! W takim razie po co wynajął garaż?Zamyśleni wracali do komendy.- W takim razie po co wynajął garaż? - powtórzył Makowieckisłowa pani Węgrowskiej.Pawelec wzruszył ramionami.- Trudno zgadnąć.Różne rzeczy można robić w garażu.Można drukować fałszywe dolary, można, jak Mazurkiewicz, zakopywać trupy pod podłogą, można pędzić bimber, możnagwałcić młode dziewczęta itd.itd.Zastosowanie garażu bywawszechstronne.Można w nim także trzymać samochód.- Tyle że Maurycy Konorski nie ma samochodu.- Pokaż mi swój garaż, a powiem ci, kim jesteś - powiedziałsentencjonalnie Pawelec.- Będziemy musieli obejrzeć garażpani Węgrowskiej, w którym nie trzyma się samochodu.W komendzie czekały na nich obydwie siostry.- O, cieszę się, że panie widzę -- powiedział serdecznieMakowiecki, ściskając dziewczętom dłonie.- To bardzo milo, żepanie przyszły.- Otrzymałam wezwanie - powiedziała z posępną minąTeresa.- Nie poszłam na wykłady.- A pani? - Makowiecki zwrócił się do Joanny.- Nie chciałam, żeby siostra sama tu przyjechała.Więc choćmiałam być dziś w telewizji.- Sądzę, że siostra mogła do nas przyjechać bez opieki.Wkomendzie milicji raczej nic jej nie grozi - powiedział Pawelec.- Ale skoro już się widzimy, chciałbym spytać, czy paniwiedziała o tym, że panna Teresa.przyjazni się z panemMaurycym Konorskim?- Nie - padła sucha, niechętna odpowiedz.- Jakimi jeszczewyjaśnieniami możemy panom służyć?Pawelec uśmiechnął się.- Do pani nie mamy właściwie żadnego interesu, a pannęTeresę chcieliśmy prosić, żeby zechciała pojechać z nami domieszkania Maurycego Konorskiego.Jeżeli pani ma ochotę,może nam pani towarzyszyć.Joanna skinęła głową.Pojechali.Pieczęcie na drzwiach kawalerki były nie naruszone.Pokójznalezli w takim stanie, w jakim go pozostawili poprzeszukaniu.W kuchni i łazience także żadnych zmian.Joanna spojrzała na milicjantów.- Więc?- Więc - powtórzył Makowiecki - chodzi nam o taką sprawę.Chcielibyśmy prosić pannę Teresę, żeby uważnie rozejrzała się po całym mieszkaniu i żeby nam powiedziała, czy znajduje siętutaj coś, co nie jest własnością Maurycego Konorskiego alboco w jakiś sposób nie pasuje do jego osoby.Czy pani dobrzerozumie, o co nam chodzi?Dziewczyna skinęła głową.- Sądzę, że tak.- Doskonale.W takim razie zaczynamy.Teresa rozpoczęła swoje poszukiwania od regału.Po chwiliwzięła z półki niewielką książeczkę z barwną okładką.- Maurycy nie zna angielskiego - powiedziała.- Nie wiem,skąd tutaj mógł się wziąć ten kryminał Agaty Christie.- Więc pani jest zupełnie pewna, że Maurycy Konorski nieumie po angielsku? - spytał Pawelec.- Najzupełniej.Maurycy zna niemiecki i rosyjski.Wiem napewno.- Hm.No cóż.Szukajmy dalej.Joanna niecierpliwie spojrzała na zegarek.- Pośpiesz się, Tereniu.Za pół godziny muszę być w telewizji.Dziewczyna w milczeniu skinęła głową i ze zdwojona energiąprzystąpiła do akcji.Po upływie dwudziestu minut odgarnęła spadające jej na oczywłosy i spojrzała na sierżanta:- Nic - powiedziała lakonicznie.- Tylko te korki.- Jakie korki?- No.zwyczajne, do butów.Tam w szafie.Trzy pary.- Dlaczego panią to zastanowiło? - spytał Makowiecki.- Ponieważ Maurycy nigdy nie używał korków do butów.- Skąd pani to wie?- Kiedyś rozmawialiśmy na ten temat.Maurycy nosiłspecjalną wkładkę ortopedyczną.Pamiętam, radziłam mu, żebysobie kupił korki do butów.Powiedział wtedy, że nie możeużywać korków, bo to jeszcze gorzej wpływa, na jego nogi.Pawelec obejrzał korki znalezione w szafie.- Nowe - zauważył.- Zupełnie nowe.Ani razu nie używane.Czy nie znalazła niczego więcej pani, co mogłoby nasunąćjakieś wątpliwości?- Nie. Joanna znowu spojrzała na zegarek.- Możemy już jechać, panie poruczniku?- Tak.Oczywiście.Dziękujemy paniom.Zostali sami.- Korki - mruknął sierżant.- Korki i angielska książka.Coś tunie gra.- Wypada stwierdzić - westchnął Makowiecki - że w całejsprawie od początku nic nie gra, absolutnie nic.Pawelec pokiwał głową.- Widzisz, Jureczku, to jest tak: jeżeli chcemy, żeby jakiśinstrument grał niezbyt fałszywie, to co trzeba zrebić?- Nastroić.- O, właśnie.Trzeba go nastroić.My w tej chwili mamy wrękach bardzo dużo strun, ale nie umiemy ich nastroić i w tymcały kłopot.Wydaje mi się jednakże, że pewne fakty możemyjuż-sobie powoli kojarzyć.- Co masz na myśli?- Daty.Zastanówmy się chwilę.Mniej więcej w połowiesierpnia Maurycy Konorski przestał czytać gazety.W tymsamym czasie zrezygnował z usług sprzątającej mu dozorczyni.Również w tym czasie wynajął sobie garaż i przestał widywaćsię z Teresą.- Do licha! - wykrzyknął Makowiecki.- Czy przypuszczasz,że.?Sierżant powstrzymał go ruchem ręki.- Nie galopujmy, nie galopujmy.- Tisze jedziesz, dalszebudiesz.Pomalutku, aż do skutku.Co nagle, to po diable.Więcej przysłów nie wymienię - starczy.Makowiecki odetchnął głęboko.- Zaczynam wierzyć, że uda nam się nastroić ten instrument.Ty masz głowę na karku.Nie da się zaprzeczyć.Twoje wywodypodziałały na mnie dziwnie kojąco.- Wiadomo.Waleriana - uśmiechnął się Pawelec i głośniejniż zwykle pociągnął nosem. Numer telefonu zanotowany w encyklopedii pod literą  Bnależał do Wacława Burczaka, który na dalekim Czerniakowieprowadził skromny warsztat mechaniczno- ślusarski.Wacio-Bomba, jak go nazywali przyjaciele i bardziejspoufaleni klienci, odznaczaj się znakomitym apetytem, o czymbez trudu można się było przekonać, patrząc na jegopucołowatą twarz, ozdobioną paroma podbródkami, oraz napotężny brzuch, po którym lubił się poklepywać w chwilachwolnych od innych zajęć.Odwiedziny milicjantów na ogół w każdym, nawet najbardziejlojalnym obywatelu, wywołują uczucie pewnego, zupełnieirracjonalnego niepokoju.Co dopiero pan Wacio- Bomba.Przybladł trochę, a jego otłuszczone serce poczęło intensywniejpracować.Nie miał pojęcia, o co może chodzićprzedstawicielom władzy i błyskawicznie przeprowadziłpobieżny rachunek sumienia, który najwyrazniej nie wypadłzadowalająco, ponieważ do bicia serca dołączyły się jeszczeniemiłe dreszczyki.- Pan nazywa się Wacław Burczak? - spytał urzędowymtonem Makowiecki.- Tak jest.Ale jeżeli chodzi o tę blachę, to ja absolutnie niemam z tym nic wspólnego.- Nie chodzi o blachę - wtrącił uspokajająco sierżant Pawelec.Wacio-Bomba odetchnął z prawdziwą ulgą.Mogło się zdawać,że w jednej chwili stracił dwadzieścia kilo nadwagi.- Proszę, panowie usiądą.- Przysunął pociemniałą, drewnianąławę.- A może przejdziemy do mieszkania? - W pytaniu tymnie wyczuwało się nuty zbytniego entuzjazmu.Usiedli.Milicjanci patrzyli na ślusarza, a ślusarz na mi-licjantów.Milczeli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl