[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszałam tamte bębny.Zpiew Sabine i Neva.Przypomniałam sobie, żepoczułam zapach Shaya, że znalazłam go związanego, z zasłoniętymioczami.Serce zaczęło mi mocno tłuc w piersi, dostrajając się dogorączkowego rytmu bębnów.- Ale ona w ogóle nie przyszła - głos Ansela przeszył mgłę wspomnień iotworzywszy oczy, przekonałam się, że na mnie patrzy.- Znalazła mnie - powiedział Shay.- Zostałem porwany.Związali mnie,miałem czekać, aż zostanę złożony w ofierze podczas ceremonii.- Interesujące - mruknął Silas.- To nie jest interesujące - rzucił ostro Connor.- To chore.- Co ty tu w ogóle jeszcze robisz? - Pokazałam Siłasowi zęby.- Niepowinieneś przekładać swoich papierków?- Moja dziewczynka.- Connor się uśmiechnął.- Skrybowie koordynują wszelkie działania wywiadowcze prowadzone wplacówkach - rzekł Silas, dumnie wypinając pierś.- Straciliśmy dzisiajkluczowego agenta, ten chłopak może nam wyjaśnić, jak do tego doszło.Uniósł brew, patrząc na Ansela, ale Ansel tylko bezmyślnie gapił się wblat stołu.Silas odchrząknął i spojrzał na Shaya.- Opowiedz nam o tej ofierze.Wchodziły w grę jakieś rytualneprzygotowania?- Rytualne przygotowania? - powtórzył Shay.- Och.nie.Po prostu mnieogłuszyli.Jeśli coś się działo, zanim ocknąłem się w lesie, to ja nic o tymnie wiem. Connor zerknął na Shaya.- Dobrze się czujesz, mały?- Nic mi nie jest - odparł Shay, chociaż wyglądał nieco blado.- Możemy zaczekać z pytaniami, póki nie skończy? - odezwał sięMonroe, gestem zachęcając Ansela, by mówił dalej.Grupa zamilkła.- Nikt z nas nie wiedział, co się stanie - powiedział Ansel po chwilimilczenia.- No cóż.przynajmniej nikt z naszego klanu.Myśleliśmy, żeRen i Calla przyjdą razem.Wiedzieliśmy, że kogoś się zabije, alemyśleliśmy, że to będzie.Urwał i rozejrzał się wokół.- Och, jak miło.- Connor roześmiał się ponuro.- Co? - spytała Adne.Ethan się skrzywił.Wstał i zaczął przechadzać się obok paleniska.- Jeden z nas.Myśleli, że to jeden z nas zostanie tam zabity.Isaaczakrztusił się lekko swoją herbatą.Adne podała mukuchenny ręcznik.W kuchni zapanowało niezręczne milczenie.- To już przeszłość - podsumował na koniec Monroe.-Zostawmy to.Ansel popatrzył na Monroe'a, a kiedy ten skinął głową, zaczął mówićdalej:- Czekaliśmy tak długo, że Efron kazał kilku starszym wilkom z KaryNocy pobiec do lasu.Po chwili rozległo się ich wycie.Pobiegliśmy tamwszyscy.Wilki i Opiekunowie.I wtedy ją zobaczyłem.- Flynn - Shay i ja powiedzieliśmy jednym głosem.Ansel pokiwał głową.- Nie mogłem przestać się gapić.Nie wiedziałem, skąd ona w ogólewzięła się w lesie, a teraz nie żyła, najwyrazniej zabita przez kogoś z nas.- Przerwał i spojrzał na mnie.-Wiedziałaś, że jest sukubem? - Dopiero, kiedy nas zaatakowała - szepnęłam, wspominając jej skrzydła iten ogień, który buchnął z jej gardła.- No i wtedy zaczęło się prawdziwe szaleństwo - ciągnął Ansel.- Efron iLumine wykrzykiwali jakieś rozkazy.Ja próbowałem trzymać się Bryn,ale starsze wilki Kary Nocy nas rozdzieliły.Nie rozumiałem, co siędzieje.Wepchnęli mnie do samochodu, a potem znalezliśmy się wmieście.- W mieście? - powtórzyłam, marszcząc brwi.- W Edenie.Ale nie w samym klubie.W podziemiach.Efron ma tam cośw rodzaju.więzienia.Tam nas zabrali.- No cóż, to pomocna informacja - mruknął Silas.- Co takiego? - spytał Shay.- Nie wiedzieliśmy, gdzie Opiekunowie je umieścili - wyjaśnił Monroe.-Mów dalej, Ansel.- Nie wiedziałem, dlaczego traktują nas jak wrogów.-Jego dłonie terazwyraznie drżały.- Mnie i Masona wsadzili do jednej celi.I chyba Fey iBryn też są razem.nie widziałem ich, ale słyszałem ich krzyki.Zadygotałam.Shay splótł palce z moimi, a ja nie wyrwałam mu ręki.- Przez jakiś czas nic się nie działo.- Ansel mówił tak cicho, że wszyscynachyliliśmy się naprzód, natężając słuch.-Nałożyli nam dyby i niemogliśmy zmieniać postaci.Ale to był tylko początek.Shay spojrzał na Monroe'a.- Wy się wymieniacie pomysłami, czy jak? Monroe nie odpowiedział.- O co chodzi? - Nachmurzyłam się i spojrzałam na Shaya.- Zaraz po przybyciu do Akademii oni też ci takie założyli.- Gdyby się ocknęła, kiedy ją przenosiliśmy, zaatakowałaby, sama niewiedząc, co robi - stwierdził Connor.- Nie mieliśmy wyboru.Shay otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć.- Daj spokój, Shay - wtrąciłam szybko.- Nic się nie dzieje. - A potem przyprowadzili tam Rena.- Ansel jakby nie zauważył naszejwymiany zdań.Tkwił myślami w przeszłości zupełnie jak w pułapce.Na dzwięk imienia Rena wyrwałam rękę Shayowi.Ren usiłował nampomóc.Okłamał Opiekunów dla nas.Jaką cenę musiał za to zapłacić?I nagle wydało mi się, że słyszę jego głos. Tu przecież chodzi o miłość".Poczułam na skórze jego oddech, jego usta na swoich.Jego gorący uścisk,zanim go tam zostawiłam.- No i wtedy się zaczęło.- Ansel poruszył się gwałtownie na swoimkrześle, jego ramiona mocno zadrżały.- Co się zaczęło? - spytał łagodnie Monroe.- Kary - szepnął Ansel.- Wtedy pojawiły się zmory.- Adne, powinnaś już stąd iść.- Monroe nie odrywał wzroku odroztrzęsionego Ansela.- Nie - odparła, chociaż jej też trzęsły się ręce.- Lepiej by było, gdybyś tego nie słuchała.Kiedy skończymy, powiem ci,o co chodziło.- Nie - powtórzyła.- Dlaczego nie miałaby zostać? - spytał Shay.Monroe zacisnął zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • nclude("s/6.php") ?>