[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O dziwo, koło jedenastej telefon nagle zamilkł.Anita postanowiła skorzystać z okazji i ruszyła do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę,gdy telefon znowu zadzwonił.- Nie ma takiego numeru - warknęła do słuchawkii rozłączyła się.Zrobiła dwa kroki w stronę drzwi, gdy telefon znowuzadzwonił.Postanowiła zignorować natręta.Wolnym krokiem przeszła do kuchni, włączyła czajnik i usiadła nastołku, czekając, aż woda się zagotuje.Telefon tymczasemwytrwale dzwonił.82- I tak nie odbiorę.Nie myśl sobie!Sięgnęła po czajnik, gdy nagle tuż nad jej głową rozległ się huk, jakby zawalił się sufit.Podskoczyła przestraszona, przechyliła czajnik i wlała sobie wrzątek prosto dobuta.Wrzasnęła, a w odpowiedzi ktoś piętro wyżej znowuwalnął w sufit kijem od miotły.- Cicho tam! - krzyknęła do żyrandola, zadzierającgłowę.- To wy macie być cicho! - rozległ się głos z góry.-Bo wezwę policję i do administracji pójdę, żeby was wyrzucili! Agencję sobie otworzyli!Anita pokazała język żyrandolowi.Takie sceny odbywały się przynajmniej raz w tygodniu.- Skaranie boskie z takimi sąsiadami! - Anita pogroziłażyrandolowi mokrym butem.Kuśtykając, dotarła do swojego biurka i usiadła na krześle.Oparła poparzoną nogę nasegregatorze z przeterminowanymi fakturami i syknęłaz bólu.- Muszę jechać na pogotowie.A niech to!Spróbowała dojść do drzwi, ale po kilku krokach skapitulowała i skacząc na jednej nodze, wróciła do sekretariatu.Telefon znowu zadzwonił.- Nie mam czasu! Spadaj, palancie! - warknęła,odłożyła słuchawkę na biurko i z satysfakcją rzuciła: - Teraz spróbuj zadzwonić, psycholu.Sięgnęła po torebkę i wygrzebała komórkę.Wybrałanumer i czekała.- Słucham - odezwał się po drugiej stronie Karolek.- Masz natychmiast przyjechać do biura! - zażądałaAnita.- Nie ma mowy - brzmiała chłodna odpowiedz.- Przedchwilą dzwoniłem i powiedziałaś: Nie mam czasu! Spadaj, palancie!".Pewnie jak tylko stanę w drzwiach, to rzucisz we mnie doniczką.Tak jak ostatnio.- Segregatorem - sprostowała Anita.- Ostatnio rzuciłam w ciebie segregatorem.83- A sekundę wcześniej opisałaś go czerwonym flamastrem.Koszulę mi zniszczyłaś.Dzisiaj akurat też mam nasobie nową koszulę, potwornie drogą.Nie ma mowy, nieprzyjadę.Mikulskiemu wysłałem dzisiaj rano SMS-a, żeidę na spotkanie z bardzo ważnym klientem i nie będziemnie w biurze.- Raczej z klientką, chyba że zmieniłeś orientację seksualną.Masz tu być najpózniej za godzinę - wrzasnęłaAnita i zerwała się z krzesła, ale natychmiast usiadła z jękiem.- Co ci się stało? - zapytał zaniepokojony Karolek.- Nogę sobie poparzyłam.- A co? Splunęłaś jadem, wyżarło ci dziurę w buciei poparzyło stopę?- Nie bądz świnią.Przyjedz szybko! No co nic nie mówisz?Karolek tymczasem nie odzywał się, bo intensywnie kalkulował, czy opłaca mu się jechać do biura.Jeśli to prawda, że Anita ma chorą nogę, to nicmu nie grozi.Zawsze zdąży uciec przed rozezlonąkochanką.A jeśli to podstęp? Szkoda nowej koszuli.- Dobra - powiedział do telefonu.- Przyjadę po ciebieza dwie godziny.- Dopiero za dwie godziny? - jęknęła Anita.- Dlaczegonie szybciej?- Koszulę muszę zmienić - odpowiedział Karolek.- Nodobra, żartowałem.Po prostu jestem na drugim końcumiasta.- U kochanki! - Anita ze złością kopnęła biurko i poczuła, jak jej się robi słabo.- Au!- Nie.U pana Kowala.Gramy w szachy.Co ty tak wyjesz? - zaniepokoił się Karol.- Bo mnie noga boli.- Zaraz będę.Wytrzymasz?84- Nie.Odgryzę sobie stopę i wyślę ją kurierem do szpitala.Jesteś tam? - rzuciła do telefonu, ale po drugiej stronie panowała cisza.Karolek rozłączył się i zdjął koszulę.Widząc jednak potępiające spojrzenie pana Józefa, natychmiast założył jąz powrotem.- No t o jadę.- Jedz, jedz - powiedział gospodarz.Po wyjściu młodego człowieka pan Leszek Kowal westchnął i spojrzał na brata, który siedział po drugiej stroniestołu.Ostatnio spędzał u niego dużo czasu, czekając, ażskończy się kryzys w jego małżeństwie.Na razie, niestety,się na to nie zanosiło.- No sam popatrz! - zaczął i zamilkł.- Na co? - Józef Kowal podniósł wzrok znad szachownicy.- Na co mam patrzeć?- Na tych młodych ludzi.Tacy niby mądrzy.- U nas się mówi creative - wtrącił się siedzący do tejpory cicho Karol, trzeci z braci Kowalów.- To po polskubędzie chyba kreatywny.- Kretyn to chyba za mocno powiedziane - skrzywił siępan Leszek.- Ale fantazji i romantyzmu to w nich za grosznie ma.Słyszałeś? Koszuli mu było szkoda poświęcić dladziewczyny.A pamiętasz, Józek, jak ja dla Alinki najlepsząwełnianą marynarkę zniszczyłem? Byliśmy na spacerzew parku, ławki były świeżo malowane, no to zdjąłem marynarkę, żeby mogła usiąść.- Pamiętam! To była moja marynarka! Wziąłeś ją bezpytania i zniszczyłeś!- Bez pytania, bez pytania - przedrzezniał brata Leszek.- Jakbym cię zapytał, to byś mi pożyczył?- Nigdy w życiu.Pracowałem na tę marynarkę dwamiesiące!- No to się dziwisz, że cię nie zapytałem? Twójruch.85Karol Kowal siedział z boku i w milczeniu przysłuchiwał się kłótni młodszych braci.On też pamiętał.Coprawda nie marynarkę, ale sweter.I dziewczynę, której tensweter dał, gdy w chłodny deszczowy wieczór wracaliz kina na przedmieściach Londynu.Pokłócili się wtedyo coś, już nawet nie pamiętał o co.Miał pójść do niej następnego dnia, ale nie zrobił tego.Gdy wreszcie po miesiącu kupił kwiaty i chciał ją przeprosić, okazało się, żewyjechała.Wróciła do Polski i nigdy więcej nie zobaczyłani jej, ani swojego swetra.- Słuchaj, Leszku - zwrócił się do brata.- A ty sięz Alinką już pogodziłeś?- Ja z nią tak.- To całe szczęście!- Ale ona ze mną nie.Nie odzywa się.- To akurat żaden problem - wtrącił się do rozmowypan Józef.- Zawsze uważałem, że gada za dużo.Ale kiedyona znowu zacznie nam gotować? Ja mam stary żołądeki nie mogę bez przerwy jeść surowej marchwi i kalarepy.- A dlaczego? - zdziwił się pan Leszek.- Przecież masznowe zęby.- Nowe, nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.O dziwo, koło jedenastej telefon nagle zamilkł.Anita postanowiła skorzystać z okazji i ruszyła do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę,gdy telefon znowu zadzwonił.- Nie ma takiego numeru - warknęła do słuchawkii rozłączyła się.Zrobiła dwa kroki w stronę drzwi, gdy telefon znowuzadzwonił.Postanowiła zignorować natręta.Wolnym krokiem przeszła do kuchni, włączyła czajnik i usiadła nastołku, czekając, aż woda się zagotuje.Telefon tymczasemwytrwale dzwonił.82- I tak nie odbiorę.Nie myśl sobie!Sięgnęła po czajnik, gdy nagle tuż nad jej głową rozległ się huk, jakby zawalił się sufit.Podskoczyła przestraszona, przechyliła czajnik i wlała sobie wrzątek prosto dobuta.Wrzasnęła, a w odpowiedzi ktoś piętro wyżej znowuwalnął w sufit kijem od miotły.- Cicho tam! - krzyknęła do żyrandola, zadzierającgłowę.- To wy macie być cicho! - rozległ się głos z góry.-Bo wezwę policję i do administracji pójdę, żeby was wyrzucili! Agencję sobie otworzyli!Anita pokazała język żyrandolowi.Takie sceny odbywały się przynajmniej raz w tygodniu.- Skaranie boskie z takimi sąsiadami! - Anita pogroziłażyrandolowi mokrym butem.Kuśtykając, dotarła do swojego biurka i usiadła na krześle.Oparła poparzoną nogę nasegregatorze z przeterminowanymi fakturami i syknęłaz bólu.- Muszę jechać na pogotowie.A niech to!Spróbowała dojść do drzwi, ale po kilku krokach skapitulowała i skacząc na jednej nodze, wróciła do sekretariatu.Telefon znowu zadzwonił.- Nie mam czasu! Spadaj, palancie! - warknęła,odłożyła słuchawkę na biurko i z satysfakcją rzuciła: - Teraz spróbuj zadzwonić, psycholu.Sięgnęła po torebkę i wygrzebała komórkę.Wybrałanumer i czekała.- Słucham - odezwał się po drugiej stronie Karolek.- Masz natychmiast przyjechać do biura! - zażądałaAnita.- Nie ma mowy - brzmiała chłodna odpowiedz.- Przedchwilą dzwoniłem i powiedziałaś: Nie mam czasu! Spadaj, palancie!".Pewnie jak tylko stanę w drzwiach, to rzucisz we mnie doniczką.Tak jak ostatnio.- Segregatorem - sprostowała Anita.- Ostatnio rzuciłam w ciebie segregatorem.83- A sekundę wcześniej opisałaś go czerwonym flamastrem.Koszulę mi zniszczyłaś.Dzisiaj akurat też mam nasobie nową koszulę, potwornie drogą.Nie ma mowy, nieprzyjadę.Mikulskiemu wysłałem dzisiaj rano SMS-a, żeidę na spotkanie z bardzo ważnym klientem i nie będziemnie w biurze.- Raczej z klientką, chyba że zmieniłeś orientację seksualną.Masz tu być najpózniej za godzinę - wrzasnęłaAnita i zerwała się z krzesła, ale natychmiast usiadła z jękiem.- Co ci się stało? - zapytał zaniepokojony Karolek.- Nogę sobie poparzyłam.- A co? Splunęłaś jadem, wyżarło ci dziurę w buciei poparzyło stopę?- Nie bądz świnią.Przyjedz szybko! No co nic nie mówisz?Karolek tymczasem nie odzywał się, bo intensywnie kalkulował, czy opłaca mu się jechać do biura.Jeśli to prawda, że Anita ma chorą nogę, to nicmu nie grozi.Zawsze zdąży uciec przed rozezlonąkochanką.A jeśli to podstęp? Szkoda nowej koszuli.- Dobra - powiedział do telefonu.- Przyjadę po ciebieza dwie godziny.- Dopiero za dwie godziny? - jęknęła Anita.- Dlaczegonie szybciej?- Koszulę muszę zmienić - odpowiedział Karolek.- Nodobra, żartowałem.Po prostu jestem na drugim końcumiasta.- U kochanki! - Anita ze złością kopnęła biurko i poczuła, jak jej się robi słabo.- Au!- Nie.U pana Kowala.Gramy w szachy.Co ty tak wyjesz? - zaniepokoił się Karol.- Bo mnie noga boli.- Zaraz będę.Wytrzymasz?84- Nie.Odgryzę sobie stopę i wyślę ją kurierem do szpitala.Jesteś tam? - rzuciła do telefonu, ale po drugiej stronie panowała cisza.Karolek rozłączył się i zdjął koszulę.Widząc jednak potępiające spojrzenie pana Józefa, natychmiast założył jąz powrotem.- No t o jadę.- Jedz, jedz - powiedział gospodarz.Po wyjściu młodego człowieka pan Leszek Kowal westchnął i spojrzał na brata, który siedział po drugiej stroniestołu.Ostatnio spędzał u niego dużo czasu, czekając, ażskończy się kryzys w jego małżeństwie.Na razie, niestety,się na to nie zanosiło.- No sam popatrz! - zaczął i zamilkł.- Na co? - Józef Kowal podniósł wzrok znad szachownicy.- Na co mam patrzeć?- Na tych młodych ludzi.Tacy niby mądrzy.- U nas się mówi creative - wtrącił się siedzący do tejpory cicho Karol, trzeci z braci Kowalów.- To po polskubędzie chyba kreatywny.- Kretyn to chyba za mocno powiedziane - skrzywił siępan Leszek.- Ale fantazji i romantyzmu to w nich za grosznie ma.Słyszałeś? Koszuli mu było szkoda poświęcić dladziewczyny.A pamiętasz, Józek, jak ja dla Alinki najlepsząwełnianą marynarkę zniszczyłem? Byliśmy na spacerzew parku, ławki były świeżo malowane, no to zdjąłem marynarkę, żeby mogła usiąść.- Pamiętam! To była moja marynarka! Wziąłeś ją bezpytania i zniszczyłeś!- Bez pytania, bez pytania - przedrzezniał brata Leszek.- Jakbym cię zapytał, to byś mi pożyczył?- Nigdy w życiu.Pracowałem na tę marynarkę dwamiesiące!- No to się dziwisz, że cię nie zapytałem? Twójruch.85Karol Kowal siedział z boku i w milczeniu przysłuchiwał się kłótni młodszych braci.On też pamiętał.Coprawda nie marynarkę, ale sweter.I dziewczynę, której tensweter dał, gdy w chłodny deszczowy wieczór wracaliz kina na przedmieściach Londynu.Pokłócili się wtedyo coś, już nawet nie pamiętał o co.Miał pójść do niej następnego dnia, ale nie zrobił tego.Gdy wreszcie po miesiącu kupił kwiaty i chciał ją przeprosić, okazało się, żewyjechała.Wróciła do Polski i nigdy więcej nie zobaczyłani jej, ani swojego swetra.- Słuchaj, Leszku - zwrócił się do brata.- A ty sięz Alinką już pogodziłeś?- Ja z nią tak.- To całe szczęście!- Ale ona ze mną nie.Nie odzywa się.- To akurat żaden problem - wtrącił się do rozmowypan Józef.- Zawsze uważałem, że gada za dużo.Ale kiedyona znowu zacznie nam gotować? Ja mam stary żołądeki nie mogę bez przerwy jeść surowej marchwi i kalarepy.- A dlaczego? - zdziwił się pan Leszek.- Przecież masznowe zęby.- Nowe, nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]