[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Boże, co za nazwisko - parsknęła z irytacją.- Czy los naprawdę będzie namjuż do końca naszych dni zsyłał znajomości na poziomie śmietnika?Szober się nie odezwał.Zastanawiał się, czego gangster mógł od niego chcieć.Mycie, ubieranie i wyjście z mieszkania zajęło im dwadzieścia minut.Wyglądalielegancko i jak zwykle zwracali na siebie uwagę.Doktor- w okularach, ze starannie przystrzyżoną brodą, w garniturze, białej koszuli iw krawacie; jego żona - w obcisłej sukience przed kolana, z rozpuszczonymiwłosami i w butach na wysokich obcasach.Jej zgrabne ciało zachowało dawnymagnetyzm i sprężystość.Może dlatego  Rumba wysiadł z samochodu i otworzyłprzed nią drzwi.Zrobił to odruchowo, nie mogąc oprzeć się urokowi chwili.Gdyby go ktoś zapytał, co myśli o Patrycji Szober, odpowiedziałby, że myśleniejest tutaj nie na miejscu.Doktor uśmiechał się pod nosem, widząc reakcjęochroniarza, bawił się zapamiętanymi fragmentami koncertu Cesarii Evory,wyczuwał pod palcami skórzane obicia siedzeń. Rumba zapragnął się naglepopisać i gwałtownie przyspieszył.Samochód odskoczył do przodu, jakby muwłączono dopalacze.Patrycja napotkała w lusterku wzrok ochroniarza i przez moment poczuła się szczęśliwa.Fala zainteresowania odbiła się w jej oczach.Mężczyzna patrzył na nią tak, jakby chciał ją mieć tylko dla siebie.Rozumiała tospojrzenie i pamiętała jego urok.Od tragicznego wypadku zapomniała, co oznaczapożądanie, i wydawało jej się, że tak już będzie zawsze.Miała nadzieję, że mąż niezauważy spojrzeń ochroniarza i nie zburzy przyjemnego flirtu.Lęk zaczął gasnąć.Jej spojrzenie ponownie spotkało się z oczami  Rumby i w okolicy brzuchapoczuła przyjemne ciepło. Co za wspaniałe uczucie - westchnęła, nie zastana-wiając się, czy mąż to słyszy.Od obcego mężczyzny biła zwierzęca, prymitywnasiła.Wyglądał na zdecydowanego i nieśmiertelnego.Opalony, krótko ostrzyżony ibarczysty - przypominał jej dawnych chłopaków, z którymi umawiała się do kina i na dyskoteki.Tak oddziaływała młodość, niezliczonemiliony komórek, w których prężyły się hormony.I zapach.Wyobrażała sobie, żeskóra szefa ochrony pachnie pomarańczami i wiatrem od morza.Ukradkiemobrzuciła spojrzeniem męża i porównała go z  Rumbą.Mimo że nadal niczegomu nie brakowało, nie potrafiła myśleć o nim z namiętnością.Jej receptory nieodbierały już jego sygnałów, zużyły się i dopasowały.Pod tym względem chemiaciała działała bezwzględnie.Jej miłość do męża - uświadomiła to sobie wlimuzynie  Bonasery - przybrała teraz kształt chmury, która nigdy nie znika izapowiada tylko letni deszcz.Oblizała usta końcem języka, napotykając rozpalonespojrzenie  Rumby. Podobam się, naprawdę znów się podobam - myślała zradością.Potem stało się coś niewiarygodnego.Biały bus z wgiętym zderzakiem zablokowałim drogę.Po prostu zatrzymał się, a jego kierowca wysiadł i rozłożył bezradnieręce. Rumba zorientował się, że powinien natychmiast uciekać, ale było już zapózno.Drugi wóz zablokował ich z tyłu.Wtedy zobaczyli, że ze środka wyskakująubrani na czarno mężczyzni z bronią i maskami na twarzach. Rumba położyłręce na kierownicy i spokojnie powiedział:- %7ładnych gwałtownych ruchów.Mają nas.Nie musiał tego mówić, ponieważ Szoberowie bez trudu rozpoznali pistoletymaszynowe.Znajdowały się w rękach dwóch napastników i z obu stron celowałydo środka: jedna lufa - w szefa ochrony, druga - w doktora i jego żonę.Z tejodległości szyba prysnę- łaby jak bańka mydlana. Rumba powoli odblokowałdrzwi i znieruchomiał.Tamci natychmiast wyciągnęli Szoberów, wpychając ich dosamochodu, który zatrzymał się tuż obok.Miał prawie czarne szyby i żadnychinnych znaków szczególnych.Odjechał tak samo cicho i szybko, jak przyjechał.Ochroniarz nie gonił ich.Wiedział, że kilka serii z pistoletu maszynowego na zawsze mogło pozbawić go pamięci.W takim starciu nie miał najmniejszychszans.Poza tym natychmiast odgadł, że napastnicy byli zawodowcami.Być możenawet szkolonymi przez któregoś z jego kolegów.Nie dawała mu spokoju myśl, żejeden z nich kogoś mu przypominał.Nie wiedział kogo, ale za wszelką cenępostanowił to sobie przypomnieć.Wykręcił numer  Bonasery i zjechał na pobocze szosy.Nikt nie zwracał na niegouwagi.Wszystko odbyło się tak szybko, że nie zdążył nawet rozejrzeć się po ulicy.Zwiadkowie pojechali dalej lub wrócili do swoich zajęć.Nikt nie chciał miećproblemów.- Szefie, porwali ich - powiedział drewnianym głosem.- Sześciu ludzi wkominiarkach.- Coooo? - zdziwienie  Bonasery omal nie pozbawiło ochroniarza bębenka wuchu.W tym momencie styl  ojca chrzestnego umarł.Pojawił się wychowany naulicy prostak.- Wracaj!Obaj wiedzieli, że gdyby istniała chociaż jedna szansa na milion,  Rumbazdołałby uciec.Zachowanie niektórych ludzi było pewne jak smak herbatników.Zygmunt Rolka nie miał wątpliwości, że szef jego ochrony zrobi wszystko, żebytamtych odnalezć.Urażona ambicja  Rumby gwarantowała, że nie spocznie, dopóki nie zlikwiduje porywaczy. Bonasera widział kiedyś osiłka, któryośmielił się grozić bronią jego człowiekowi. Rumba przebywał wtedy wNiemczech i w hotelu kąpał się pod prysznicem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl