[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Póki pamiętam, matka prosiła, żeby coś ci powtórzyć  zwrócił się doCreasy ego. Słucham. Jutro niedziela.Kazała powiedzieć, że nie musisz się fatygować do nas naobiad, jeżeli nie zabierzesz ze sobą żony.Creasy skrzywił się. Twoja matka potrafi zalezć za skórę.Kiedy ostatni raz grała w bingo?Joey rozłożył ręce. Nie miałem pojęcia, że w ogóle grywa w bingo.Masz rację, potrafi zalezćza skórę.Creasy ogłosił swoją decyzję w poniedziałek wieczór przy kolacji.Rano tegodnia odebrał korespondencję przychodzącą na adres  Gleneagles ; jeden z listówmiał stempel pocztowy z Waszyngtonu.Po południu nie poszedł pracować z Joeyem przy remoncie domu, lecz zaszyłsię w swoim gabinecie i odbył kilka zagranicznych rozmów telefonicznych i paręmiejscowych. Jutro wyjeżdżam  oznajmił wieczorem. Nie będzie mnie parę tygodni. Dokąd jedziesz?  zainteresował się Michael. W różne miejsca.Muszę coś załatwić.Utkwił w chłopcu uważne spojrzenie i spytał: Znasz chyba niejakiego George a Zammita? To bratanek Paula Schembri,kuzyn Joeya.Michael skinął głową. Wiesz, czym się zajmuje?Michael przytaknął po raz drugi. Rozmawiałem z nim dziś przez telefon  ciągnął Creasy  i poczyniłempewne kroki.Od jutra, a pózniej w każdy wtorek i czwartek, będziesz wsiadał naprom wypływający o siódmej rano, a potem przesiadał się na autobus kursującydo Valetty.Z dworca pozostanie ci dojść do Fort St.Elmo, gdzie George będziena ciebie czekał. Co będę robił?Creasy zastanawiał się chwilę, po czym zerknął na Leonie.65  Będziesz kontynuował swoją edukację  dokończył stanowczo, i dodałzwracając się do Leonii:  Wiem, że to wczesna pora, ale wolałbym, żebyś w cza-sie mojej nieobecności odwoziła go na prom. Nie ma sprawy. 13Pierwszym celem jego podróży był Luksemburg, gdzie spędził godzinę w biu-rze niewielkiego prywatnego banku.Następnie udał się do Londynu i zamieszkałw hotelu  Gore w Queensgate, małym, wygodnym hoteliku prowadzonym przezrodzinę.Zameldował się pod nazwiskiem Stuart.Poprosił recepcjonistkę o zare-zerwowanie dla niego biletu na wieczorne przedstawienie  Ducha w operze.Do hotelu wrócił po północy.Nocny portier wpuścił go i poinformował, żew barze czeka na niego jakiś mężczyzna.Ponieważ barman dawno już wyszedł,nocny portier przygotował im drinki, po czym zostawił ich samych.Mężczyzna był niskiego wzrostu, o nieco pulchnej figurze i słomkowych wło-sach.Zbliżał się do sześćdziesiątki. Pytano o ciebie  oznajmił Creasy emu na powitanie. Kto taki?Zciany baru obwieszone były obrazami, których autorem był jeden człowiek,przyjaciel właścicieli hotelu.Wszystkie wystawione zostały na sprzedaż, chociażCreasy nie przypominał sobie, by za jego czasów któreś z dzieł znalazło nabywcę,jasnowłosy rozmówca wpatrywał się teraz w jeden z obrazów. Nie podobają mi się te malowidła, jakieś takie dziwaczne.A ty co o nichmyślisz? Można się przyzwyczaić.Kto o mnie pytał? Przede wszystkim Peter Fleming, facet odpowiedzialny za śledztwo w spra-wie katastrofy w Lockerbie.Zwrócił się do Wydziału Specjalnego, a oni przeka-zali pytanie nam.Wylądowało na moim biurku. A więc? No więc uszczęśliwiłem go jednostronicowym opracowaniem, które koń-czy się twoją śmiercią w Neapolu.W tydzień pózniej przyszło kolejne zapytaniew tej sprawie. I co?Niewysoki jegomość uśmiechnął się. Powiedziałem facetowi z Wydziału Specjalnego, że niczym więcej nie dys-ponujemy.Nie omieszkałem dodać, że jestem wystarczająco zajęty wydarzeniamiw Europie Wschodniej, żeby jeszcze zaprzątać sobie głowę byłym najemnikiem,67 który nie żyje od pięciu lat. Serdeczne dzięki.Gość upił łyk whisky. Wszystko pięknie, ale potem wpłynęło pytanie od wysokich czynnikówz FBI. Jak wysokich? Bennett, wicedyrektor FBI.Creasy przechylił się nad barem, zdjął pokrywę z pojemnika na lód i wrzuciłkilka kostek do swojej szklanki. Domagał się konkretów? I to jak.W sprawę zaangażował się osobiście dyrektor generalny. W jegogłosie pojawił się przepraszający ton. Musiałem uruchomić wszystkie przyci-ski na mojej małej konsoli i dać im wszystko, czym dysponujemy.Creasy mieszał kostki lodu w szklance, wpatrując się zamyślonym wzrokiemw jej zawartość. I co się w końcu okazało?  zapytał.W głosie rozmówcy brzmiała nadal przepraszająca nuta. Otóż okazało się, że trafiły do nas trzy raporty, których autorzy twierdzą, żewidzieli cię w ciągu ostatnich pięciu lat, a więc w czasie, kiedy to byłeś rzekomomartwy.Ostatni raz widziano cię dwa miesiące temu na lotnisku Heathrow.Zosta-łeś rozpoznany przez obserwatora z oddziału antyterrorystycznego przy WydzialeSpecjalnym.Powinieneś był poddać się operacji plastycznej. Można się było tego spodziewać, zwłaszcza ze strony FBI.Sam to zaaran-żowałem.Jego rozmówca nie potrafił ukryć zaskoczenia. Po co? Chciałem, żeby ktoś się dowiedział.Teraz już wie.Jak idzie śledztwo?Jegomość uśmiechnął się ponuro. Bardzo powoli, jak zawsze w przypadku takiego dochodzenia.Ostatnia no-tatka służbowa, jaką widziałem w tej sprawie, pochodzi sprzed tygodnia, Flemingco prawda wygląda na nieustępliwego faceta, ale ma kłopoty z policją niemiec-ką.Zaczyna już nawet podejrzewać, że w grę wchodzić może chronienie czyjegośtyłka albo kompletny bałagan.Niemcy bowiem chcą za wszelką cenę wykazać, żebomba nie pojawiła się we Frankfurcie i zwalają wszystko na Heathrow, z koleiochrona na lotnisku Heathrow próbuje oczywiście przerzucić odpowiedzialnośćna Frankfurt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl