[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tym wstrząsie uznałam, żenajbezpieczniejszym rozwiązaniem jest patrzenie jedynie na rękęAmmy.Mimo to udało mi się spojrzeć na dwie wyznawczynie, któresiedziały tuż obok niej  jedna masowała jej uda, a druga przykładałachłodne kompresy.Podczas swoich maratonów przytulania Amma wogóle nie wstawała i zapewne cierpiała z powodu skurczów mięśni.Nie wychodziła nawet do toalety.Może, jak twierdziła Melinda,naprawdę miała nadludzkie moce, a może wynikało to z faktu, że nicnie piła.Kiedy Astrid i Cartier podawały prasad, miałam łzy w oczach,jakbym patrzyła na ślub własnych sióstr.Teraz my mogłyśmy sięprzytulić  kompletnie o tym zapomniałam, tak byłam wzruszonapatrzeniem, jak inni przytulają się do Ammy.Stanęłyśmy w kolejce i wolno posuwałyśmy się do przodu.Za chwilęja, już za chwilę, za chwilę.i nagle poczułam, jak jakiś gorliwywyznawca rzuca mnie na ziemię.Lewą rękę przycisnął mi do podłogi,a głowę zmusił do skłonu.Amma oparła dłoń na moim lewymramieniu, słuchając jednocześnie gadatliwego, młodego mężczyzny,który mamrotał coś w lokalnym języku malajalam, i przyciskając go doswoich bujnych piersi drugą ręką.Wreszcie nadeszła moja kolej.Amma przyciągnęła mnie do siebie i wtuliła moją głowę w fałdyswojego sari.Powiedziała mi do ucha:  Durga, Durga, Durga"niecierpliwym, donośnym szeptem, po którym ciepło rozlało mi się pokarku i nie mogłam złapać tchu.Podziękowałam za prasad ipoprosiłam o bilet, który uprawniał do otrzymania mantry na końcudarśanu, ale Amma patrzyła na mnie bez wyrazu  mówiła tylko wjęzyku malajalam, a ja tylko po angielsku.Zapadło niezręcznemilczenie.Po chwili ktoś mnie pociągnął w tył i podniósł do pozycjistojącej  wtedy właśnie uświado- miłam sobie, że zapomniałam wypowiedzieć życzenie.Służbaporządkowa zaczęła się naradzać, czy powinnam dostać bilet pomantrę.Tymczasem Cartier już się znalazła w ramionach Ammy, aAstrid została przyszpilona do podłogi w oczekiwaniu na swoją kolej.Na dobre doszłam do siebie dopiero wtedy, gdy znalazłyśmy się naparapecie przy opustoszałym stoisku z ćaiem.Zciskałyśmy w dłoniachbilety na mantrę.Byłyśmy oszołomione, zdezorientowane i było nam trochę gorąco.Przytulanie okazało się przyjemne, ale żadna z nas nie widziałabłysków oślepiającego światła.Cartier i Astrid wypowiedziały swojeżyczenia  nie chciały mi powiedzieć jakie, ale mogłabym sięzałożyć, że zgadnę.Amma wyszeptała do ucha Astrid:  Dewi", czyliimię samej Boskiej Matki, natomiast Cartier, podobnie jak Charlie, niemogła się zorientować, o jakie bóstwo chodziło.Zapytałam Melindę,co znaczy  Durga". Naprawdę tak cię nazwała? Niesamowite.Durga to wyjątkowopiękna i gniewna bogini.Jezdzi na lwie, ma złote ciało i dziesięć rąk, wktórych trzyma broń, klejnoty i różaniec.Za pomocą trójzębu, miecza istrzał unicestwiła całe armie wrogów.Była grozną wojowniczkądziewicą.Zwietnie, dziewczyno!Z zadowolenia włosy Melindy urosły o kolejne dwa centymetry.Cartier i Astrid zaczęły klaskać i wznosić radosne okrzyki.Niezdążyłam wypowiedzieć życzenia, więc moje cycki nie stały sięwiększe, ale czułam się fantastycznie.O siódmej rano wróciłyśmy do sali darśanu, ale Amma nadalprzytulała wiernych i okazało się, że będzie dawać mantry niewcześniej niż o jedenastej.Sala opustoszała  w kolejce czekałozaledwie kilkaset osób  a zamiast gorączkowego podnieceniawyczuwało się jedynie zmęczenie. Poszłyśmy coś zjeść do jednego z hinduskich straganów nadziedzińcu. Czy ktoś oprócz mnie jest zmęczony?  spytała Astrid, ziewającnad swoimi iddly.Też czułam się wypruta, a Cartier, normalnie ucieleśnienie pogodnejelegancji, teraz wyglądała na brudną i zmęczoną.Gdy dwie duże łyżkicukru w herbacie nie poprawiły nam nastrojów, zaczęłyśmy sięniepokoić.Czułam się tak jak wtedy, gdy w wieku osiemnastu latchorowałam na mononukleozę  byłam jak ogłuszona, nie umiałamwykrzesać z siebie żadnej energii ani nawet się uśmiechnąć.Zrozumiałyśmy, że tak samo musiała się czuć Cath.Rozejrzałyśmy się zdaje się, że uścisk Ammy jakoś nikogo nie uszczęśliwił.Ammamogła tyrać jak wół, mogła mieć nadludzkie moce, ale i tak nie była wstanie wypełnić ogromnej otchłani ludzkich potrzeb.W aśramieSivananda organizowano przyjemne obozy duchowej rozrywki dlazestresowanych Europejczyków, poszukujących wypoczynku z jogą,natomiast aśrama Ammy spełniała zupełnie inną funkcję dostarczała nadziei i miłości biednym i potrzebującym emocjonalnegowsparcia.Już samo zetknięcie się z taką ilością nieszczęścia byłowyczerpujące, a co dopiero mieszkanie tutaj.Nic dziwnego, że wy-znawcy byli bladzi i zmęczeni.My też byłyśmy zbyt wykończone, żeby ustawić się w kolejce pomantrę.Poczekałyśmy do dziewiątej, kiedy otwierano biuro, żebyodebrać paszporty, wpakowałyśmy swoje nędzne tyłki na prom, po razostatni spojrzałyśmy na różowe wieżowce i odwróciłyśmy się plecamido aśramy.Opadłyśmy na siedzenia ambassadora i spałyśmy trzy godziny, aż dosamego Kochi.Ja i Cartier przespałyśmy też resztę popołudnia wtrzyosobowym pokoju w tanim hoteliku, a Astrid, u której poziomenergii zdążył już wrócić do normy, wybiła wszystkie komary włazience i poszła pojezdzić rowerem wokół %7łydowskiej Dzielnicy.Popowrocie opowiedziała nam o swoim upadku z roweru, o synagodze z podłogą wykładanąpłytkami z chińskiej porcelany, o wieży z zegarem, sklepach zantykami i o zapachu przypraw  cynamonu, kardamonu i pieprzu dochodzącym z sal, gdzie odbywały się aukcje, oraz o tym, że jutrowczesnym rankiem będzie pomagać rybakom przy wyciąganiu sieci.Na dworcu, gdzie kupowała sobie bilet na Goa, poznała Jacka,nauczyciela jogi, malarza i projektanta wnętrz z hrabstwa Antrim.Jackzaprosił ją na kolację i był tylko trochę wkurzony, że przyszła razem zemną i Cartier.Siedzieliśmy przy ogromnym półmisku frytek, ryb ikrewetek w restauracji Europa mieszczącej się przy plaży, tuż obokporozwieszanych sieci rybackich, które Astrid miała jutro wyciągać.Jack też był u Ammy i nasze opowieści wcale go nie zaskoczyły. Dla mnie to oczywiste. Pociągnął kolejny łyk  herbaty"nalewanej ze stojącego pod stołem imbryka. Amma prowadzimiędzynarodową wymianę energii.Pobierają od bogatychEuropejczyków i przekazuje biednym.Coś w rodzaju duchowegoRobin Hooda.Ale nie mam jej tego za złe, w końcu nas na to stać,inaczej by tego nie robiła.Czujecie się już lepiej, prawda? Potwierdziłyśmy. No właśnie. Napełnił nasze filiżanki. ZaDewi, Durgę i.? Cartier  powiedziała Cartier z pewnością siebie.Wiedziałam, że będzie mi ich brakowało.Cartier musiała zdążyć nasamolot do Nowego Jorku, więc wyjechała wcześnie rano następnegodnia, bredząc coś o spotkaniu ze swoją pralką automatyczną iekspresem do kawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl