[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To właśniepróbujesz mi wmówić?- To bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje.- Co ty nie powiesz?Po krótkiej pauzie Nick powiedział:- Nie zabiłem Joan.Bonnie kiwnęła głową na znak, że przyjęła to do wiadomości, ale nic nie powiedziała.Czepiała się.Niepotrzebnie.Nagle całe pomieszczenie zrobiło fikołka, miała wrażenie, żesufit znalazł się na miejscu podłogi.Oparła się o szafkę i wyjrzała przez okno, usiłując skupićwzrok na rozłożystym klonie rosnącym tuż przed domem.Widziała, jak gałęzie lekko uginająsię pod naporem wiatru, wykrzywiają, deformują.A może tylko wydawało się jej? Przeniosławzrok na litografię Chagalla, zawieszoną na ścianie obok okna.Odwrócona do góry nogamikrowa zdawała się powoli, lecz systematycznie zjeżdżać w dół po pochyłym dachu.Bonnieczuła, że uginają się pod nią kolana.Miała wrażenie, że jej głowa wygląda teraz tak, jak utych ludzi przedstawionych na obrazie Amandy.Bała się, że gdy podniesie dłoń do policzka,poczuje gładką, obcą powierzchnię sześciennego pudła.Co się z nią dzieje? Może nadszedłczas na następną tabletkę? Spojrzała na ręczny zegarek, ale nie była w stanie rozróżnićpojedynczych cyferek.Tarcza elektronicznego zegara, znajdującego się nad kuchenką,również była całkowicie nieczytelna, cyfry zamazały się, zlały w jedną barwną plamę.- 247 -SR - Zegar w moim samochodzie ma cyfrowy wyświetlacz - powiedziała na głos,przypominając sobie, co mówiła policji.Zaraz potem wybuchnęła histerycznym śmiechem.To wszystko było absurdalne.Zupełnie pozbawione sensu.Tylko dlaczego nikt jej nie powiedział, że będzie coraz gorzej?- Bonnie.- Głos Nicka był stłumiony, jakby docierał zza grubej dzwiękoszczelnejzasłony.- Co się dzieje? Dobrze się czujesz?Zrobiła krok do przodu i wpadła w panikę, ponieważ nie czuła pod stopami podłogi.- Pomóż mi! - zdążyła zawołać, nim kuchnia zatonęła w nieprzeniknionym mroku,który wessał ją, pchnąwszy na spotkanie bezdennej otchłani bez światła i dzwięków.27Otworzywszy oczy, stwierdziła, że leży w łóżku.Nick siedział obok na krześle.- Co się stało? - zapytała, powoli unosząc się na posłaniu.- Zemdlałaś - odparł, ostrożnie siadając w nogach łóżka.Rozejrzała się.Na dworze było jeszcze jasno.- Długo byłam nieprzytomna?- Niedługo.Mniej więcej godzinę.- Dzieci.- Sam i Lauren wrócili ze szkoły, ale zaraz wyszli.Mówili coś o tapetowaniu łazienkiu Diany.Amanda jeszcze nie wróciła.- Wszystko w porządku.Została zaproszona na przyjęcie do przyjaciół.Odwiozą jąokoło wpół do szóstej.Muszę wstać i przygotować kolację.Odetchnęła głęboko.Głowa wydawała jej się ciężka, jakby wypełniały ją samekamienie, bolał ją kark, nie miała siły ruszyć nogą ani ręką.Co się z nią dzieje? Nigdy dotądnie czuła się tak zle.Czyżby miała nawrót choroby?- Zostań tam, gdzie jesteś.Powiedziałem już dzieciakom, że kiedy wrócą do domu,zamówimy pizzę.- To śmieszne - dąsała się Bonnie.- Nie mogę wiecznie tkwić w łóżku.- Kto mówi, że będziesz tu tkwić wiecznie? Bonnie, nie jesteś naszą matką.Kilka dniw łóżku nie oznacza końca świata.Spróbowała się uśmiechnąć, lecz usta tylko zadrgały jej nerwowo.Nie podjęłanastępnej próby.- Od kiedy jesteś takim miłym gościem? - rzekła.Nick zignorował pytanie.- 248 -SR - Ktoś telefonował, kiedy spałaś.Przedstawił się jako Josh Freeman i utrzymywał, żejest twoim przyjacielem.Bonnie przytaknęła.- Jest nauczycielem w Weston Secondary.Wpadł tutaj wczoraj i przyniósł mi rosół.- Jak widzę - powiedział, masując jej stopy - nie możesz narzekać na brak mężczyznskorych zaopiekować się tobą.Ale nie ma wśród nich mojego męża, pomyślała gorzko.Jak na zamówienie rozległ siędzwonek telefonu i w słuchawce usłyszała głos Roda.- Jeszcze jesteś w łóżku? - zapytał na wstępie.- Chyba nie wykuruję się tak szybko, jak sądziłam.- Co na to lekarz?- Jutro będą wyniki badań, powinnam wiedzieć coś więcej - odrzekła, zdając sobiesprawę, że nie jest to precyzyjna odpowiedz.Nick niespokojnie krążył między łóżkiem i oknem.- Co u dzieciaków? - pytał Rod.- Wszystko w porządku.Lauren nic nie jest.Jak na razie oprócz mnie nikt niezachorował.I dzięki Bogu, pomyślała.- Kiedy on wraca? - powiedział głośno Nick.- Co? - zawołał Rod.- Kto tam jest? Znowu ten nauczyciel?- To Nick - wyjaśniła.- Nick? A co on tam robi, do cholery?- Opiekuję się moją siostrą - odparł Nick, przejmując słuchawkę z rąk Bonnie.- Czylirobię to, co należy do ciebie.- Nick! - zaprotestowała, ale słabo i bez przekonania.W głębi serca obiema rękamipodpisywała się pod słowami brata.- Do diabła, co się tam wyprawia? - wrzasnął Rod na drugim końcu linii telefonicznej.- Twoja żona jest chora.Zemdlała godzinę temu i na szczęście byłem w pobliżu, abyją złapać, zanim upadła na podłogę.- Zemdlała?- Kiedy masz zamiar wrócić do domu? - ponowił pytanie Nick.- Planowo miałem wrócić w sobotę rano.- Zmień plany.Zapadła cisza.Cała trójka wstrzymała oddech.Pierwszy odezwał się Rod.- 249 -SR - Daj mi Bonnie.Nick podał jej słuchawkę.- Rod.- Co tam się dzieje, Bonnie?- Nie czuję się dobrze, Rod.- Chcesz, żebym skrócił podróż służbową i wrócił do domu?Wyczuwała w jego głosie niemą prośbę o odpowiedz:  nie".Przymknęła powieki.Wustach poczuła posmak krwi.- Tak - powiedziała głośno i wyraznie.Po drugiej stronie linii zapadła nieprzyjemna cisza.- W porządku - rzekł w końcu Rod.- Sprawdzę, czy uda mi się wykupić bilet naktóryś z jutrzejszych lotów.Bonnie zaczęła płakać.- Przepraszam, Rod.Nie wiem, co się ze mną dzieje.Nie wiem, co mam robić.Bojęsię.- Nie bój się, skarbie.- W głosie zabrzmiała odrobina współczucia.- To tylko jakaśwyjątkowo paskudna odmiana grypy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl