[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazało się, że jestentuzjastą telewizji w ogóle i co więcej, naszego programutelewizyjnego.Wreszcie wspólnymi siłami przełamaliśmy skrupułymałżonków Polanowskich.Zadowolona w gruncie rzeczyJańcia wyjęła klucze z kredensu i powędrowaliśmy domieszkania Dareckiej.- Pani Darecka sama tak tu mieszka? - pytał po drodzeDownar.- Odkąd umarli jej rodzice, to sama mieszka - odparłaPolanowska.- Nie wyszła za mąż?- Jeszcze nie.Nawet się dziwię, bo ładna i bardzo miłakobieta.Ma narzeczonego, ale czy co z tego będzie, to Bógraczy wiedzieć.W mieszkaniu Dareckiej pachniało kurzem i stęchlizną.Pospiesznie otworzyłem okno, żeby wpuścić trochę świeżegopowietrza.- O jakie panom właściwie fotografie chodzi? - spytałKozłowski.- O wszystkie te, które mają coś wspólnego z morzem, zrybakami - rzuciłem na chybił trafił.Byłem pewien, że tegorodzaju zdjęć znajdziemy sporo.Nie ma chyba fotografika,który nie interesowałby się tematyką morską.Pracowaliśmy z Downarem rzetelnie, wspomagani przezKozłowskiego.Polanowscy nie interesowali się nasządziałalnością.Jańcia zajęła się podlewaniem kwiatów, a staryusiadł w wygodnym fotelu i po chwili smacznie chrapał.W pewnym momencie Downar wziął do ręki jednąfotografię i pokazał ją Polanowskiej.- Czy pani wie kto to jest? - spytał.- To narzeczony Ani.Spojrzałem przez ramię Stefana.To było zdjęcie człowiekazamordowanego na Hali Olczyskiej.Jeszcze jeden dowód, żetajemniczy nieznajomy z taksówki i Anna Darecka.Ale nie tylko Downar znalazł coś ciekawego.Ja także.Awłaściwie nie ja, ale Kozłowski.To on zwrócił moją uwagę nafotografię starego rybaka.Poczułem, że dostaję wypieków.Mój gospodarz.Oczywiście nie dałem po sobie nic poznać idołączyłem to zdjęcie do innych, które zabieraliśmy z sobą,pragnąc zachować pozory, iż rzeczywiście myślimy wyłącznieo widowisku telewizyjnym.Z pracowni fotograficznej Anny Dareckiej wyszliśmy podwóch godzinach.Kiedy znalezliśmy się znowu w wozie,Downar powiedział:- Cholera.Stracony czas.To przecież wiedzieliśmy, że tenfacet znał Darecką.- Może niezupełnie stracony czas - uśmiechnąłem się.- Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjąłem z kieszeni zdjęciestarego rybaka.- Jakiś marynarz.- Nie, to nie marynarz.To rybak, u którego mieszkałem naWybrzeżu.- %7łartujesz?- Wcale nie żartuję, to ten sam człowiek.Downar tak był zamyślony, że nie uważał, w którą stronęjedziemy.- Chyba to nie ten kierunek - powiedziałem.- Warszawajest.- Jeżeli chcesz jechać do Warszawy - przerwał mi Downar -to musisz złapać jakiś pociąg.Ja wracam nad morze.- Nad morze?- Tak.Chcesz wysiąść? Nie wysiadłem.*Stary rybak i jego żona powitali mnie bardzo serdecznie.- Co się z panem działo? Niepokoiliśmy się o pana.Takienagłe zniknięcie.Myśleliśmy, że nie daj Boże jaki wypadek.Nie wiedzieliśmy co zrobić z rzeczami.Gdzie się panpodziewał?- Miałem pilne sprawy do załatwienia - odparłemwymijająco.- Tak się złożyło, że nie zdążyłem państwazawiadomić.Przepraszam.Przedstawiłem Stefana i usiedliśmy koło dobrze mi znanegostołu.Porozmawialiśmy chwilę grzecznościowo na tematpogody i na temat połowów, następnie zaś Downar przystąpiłdo rzeczy.Zdecydował się zagrać w otwarte karty ipowiedział, że jest z milicji.Rybak trochę się spłoszył.- Ja nic takiego nie zrobiłem, proszę panów.Jak Bogakocham.A Bednarczyk kłamie.Te sieci są moje.Kupiłem jeza ciężko zapracowane pieniądze.Mogę dowieść.Mamświadków.A jeżeli.- Mnie nie chodzi o sieci - przerwał mu Downar.Wyjął zkieszeni fotografię Dareckiej.- Zna pan te kobietę?Stary nasrożył się.Zmarszczki na czole stały się jeszczegłębsze.W zamyśleniu przygryzał wąsy.- Zna ją pan czy nie?- Widywałem ją tu - odparł niechętnie.- A co się stało?Downar pokazał zdjęcie starego rybaka.- Fotografowała pana, więc musiał ją pan znać.- Przychodziła tu czasami, ale żebym ją tak znał.Nawet niewiem jak się nazywa.- To panna Anna - wtrąciła się żona rybaka.- Mieszkała u państwa?- Nie.Przychodziła czasem.A mieszkała w tej willi obok.Pracowała u tego cudzoziemca.Podobno była jegosekretarką.- Dawno to było?- Będzie z rok, a może trochę więcej.Dokładnie niepamiętam.Aadna kobieta, postawna i miła.Przyjemnie byłoz nią porozmawiać.A jakie piękne zdjęcia umiała zrobić.- Daj spokój, matka - przerwał żonie niecierpliwie rybak.-To tych panów nie obchodzi.Downar wyjął z portfela fotografię człowiekazamordowanego na Hali Olczyskiej.- A tego państwo widzieli tu kiedy? - spytał.Stary skinąłgłową.- Tak.To narzeczony panny Anny.Przyjeżdżał do niej.Mielisię pobrać.Może nawet już się pobrali.- Jak się nazywa?- A tego to panu nie powiem.Nigdy się nie interesuję tym,jak się kto nazywa.- I bywali tu oboje u państwa?- Tak.Zdarzało się, że przychodzili na świeżą rybę.- Czy pan wie, że ten człowiek już nie żyje? - powiedziałwolno Downar.Rybak wytrzeszczył oczy.- Nie żyje? Taki młody mężczyzna?- Został zamordowany.- Jezus Maria! - wykrzyknęła żona rybaka.- A mówiłam, aostrzegałam.Wiedziałam, że to się musi zle skończyć.Stary zgromił ją spojrzeniem.- Przestań!- Przed kim pani ostrzegała tego człowieka? - zainteresowałsię Downar.- E, niech pan na nią nie zważa - powiedział gniewnierybak.- To takie głupie, babskie gadanie.Szkoda czasu.- Głupie, babskie gadanie?! - zaperzyła się.- Masz teraz teswoje głupie, babskie gadanie.Młody chłop i nie żyje.Zamordowali go, dranie.- Co za dranie? - spytał Downar.- Kogo pani ma na myśli?- No ci, z którymi handlował.Ze szmuglerami handlował, atacy ludzie to sumienia nie mają.Bandyci.- Przestań, matka - burknął znowu rybak.- Sama nie wieszco gadasz.%7łachnęła się.Po raz pierwszy widziałem ją w takimbuntowniczym nastroju.Dotychczas zawsze była uległa,cicha i posłuszna mężowi.- Dobrze wiem co mówię! - wrzasnęła z niespodziewanąenergią.- Ile czasu ci tłumaczyłam, żebyś się w takie rzeczynie wdawał! A teraz sam widzisz.Zabili go.I ciebie takżezabiją, jak się od nich nie odczepisz.To bandyci, mordercy!Stary rybak podniósł się z krzesła.%7łyły nabrzmiały mu naszyi.Twarz skurczyła się nagle.Oczy zabłysły z trudemhamowaną wściekłością.- Milcz, ty ścierwo! - warknął przez zaciśnięte zęby.Początkowo byliśmy neutralnymi świadkami małżeńskiegonieporozumienia.Ponieważ jednak lada chwila mogło dojśćdo rękoczynów, Downar zdecydował się interweniować.- Niech się pan uspokoi - powiedział łagodnie, alestanowczo, kładąc dłoń na ramieniu rybaka.- Te awanturydo niczego nie doprowadzą.Proszę pamiętać o tym, żejestem przedstawicielem milicji.Prowadzę dochodzenie wsprawie morderstwa, a to jest sprawa bardzo poważna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Okazało się, że jestentuzjastą telewizji w ogóle i co więcej, naszego programutelewizyjnego.Wreszcie wspólnymi siłami przełamaliśmy skrupułymałżonków Polanowskich.Zadowolona w gruncie rzeczyJańcia wyjęła klucze z kredensu i powędrowaliśmy domieszkania Dareckiej.- Pani Darecka sama tak tu mieszka? - pytał po drodzeDownar.- Odkąd umarli jej rodzice, to sama mieszka - odparłaPolanowska.- Nie wyszła za mąż?- Jeszcze nie.Nawet się dziwię, bo ładna i bardzo miłakobieta.Ma narzeczonego, ale czy co z tego będzie, to Bógraczy wiedzieć.W mieszkaniu Dareckiej pachniało kurzem i stęchlizną.Pospiesznie otworzyłem okno, żeby wpuścić trochę świeżegopowietrza.- O jakie panom właściwie fotografie chodzi? - spytałKozłowski.- O wszystkie te, które mają coś wspólnego z morzem, zrybakami - rzuciłem na chybił trafił.Byłem pewien, że tegorodzaju zdjęć znajdziemy sporo.Nie ma chyba fotografika,który nie interesowałby się tematyką morską.Pracowaliśmy z Downarem rzetelnie, wspomagani przezKozłowskiego.Polanowscy nie interesowali się nasządziałalnością.Jańcia zajęła się podlewaniem kwiatów, a staryusiadł w wygodnym fotelu i po chwili smacznie chrapał.W pewnym momencie Downar wziął do ręki jednąfotografię i pokazał ją Polanowskiej.- Czy pani wie kto to jest? - spytał.- To narzeczony Ani.Spojrzałem przez ramię Stefana.To było zdjęcie człowiekazamordowanego na Hali Olczyskiej.Jeszcze jeden dowód, żetajemniczy nieznajomy z taksówki i Anna Darecka.Ale nie tylko Downar znalazł coś ciekawego.Ja także.Awłaściwie nie ja, ale Kozłowski.To on zwrócił moją uwagę nafotografię starego rybaka.Poczułem, że dostaję wypieków.Mój gospodarz.Oczywiście nie dałem po sobie nic poznać idołączyłem to zdjęcie do innych, które zabieraliśmy z sobą,pragnąc zachować pozory, iż rzeczywiście myślimy wyłącznieo widowisku telewizyjnym.Z pracowni fotograficznej Anny Dareckiej wyszliśmy podwóch godzinach.Kiedy znalezliśmy się znowu w wozie,Downar powiedział:- Cholera.Stracony czas.To przecież wiedzieliśmy, że tenfacet znał Darecką.- Może niezupełnie stracony czas - uśmiechnąłem się.- Co chcesz przez to powiedzieć? Wyjąłem z kieszeni zdjęciestarego rybaka.- Jakiś marynarz.- Nie, to nie marynarz.To rybak, u którego mieszkałem naWybrzeżu.- %7łartujesz?- Wcale nie żartuję, to ten sam człowiek.Downar tak był zamyślony, że nie uważał, w którą stronęjedziemy.- Chyba to nie ten kierunek - powiedziałem.- Warszawajest.- Jeżeli chcesz jechać do Warszawy - przerwał mi Downar -to musisz złapać jakiś pociąg.Ja wracam nad morze.- Nad morze?- Tak.Chcesz wysiąść? Nie wysiadłem.*Stary rybak i jego żona powitali mnie bardzo serdecznie.- Co się z panem działo? Niepokoiliśmy się o pana.Takienagłe zniknięcie.Myśleliśmy, że nie daj Boże jaki wypadek.Nie wiedzieliśmy co zrobić z rzeczami.Gdzie się panpodziewał?- Miałem pilne sprawy do załatwienia - odparłemwymijająco.- Tak się złożyło, że nie zdążyłem państwazawiadomić.Przepraszam.Przedstawiłem Stefana i usiedliśmy koło dobrze mi znanegostołu.Porozmawialiśmy chwilę grzecznościowo na tematpogody i na temat połowów, następnie zaś Downar przystąpiłdo rzeczy.Zdecydował się zagrać w otwarte karty ipowiedział, że jest z milicji.Rybak trochę się spłoszył.- Ja nic takiego nie zrobiłem, proszę panów.Jak Bogakocham.A Bednarczyk kłamie.Te sieci są moje.Kupiłem jeza ciężko zapracowane pieniądze.Mogę dowieść.Mamświadków.A jeżeli.- Mnie nie chodzi o sieci - przerwał mu Downar.Wyjął zkieszeni fotografię Dareckiej.- Zna pan te kobietę?Stary nasrożył się.Zmarszczki na czole stały się jeszczegłębsze.W zamyśleniu przygryzał wąsy.- Zna ją pan czy nie?- Widywałem ją tu - odparł niechętnie.- A co się stało?Downar pokazał zdjęcie starego rybaka.- Fotografowała pana, więc musiał ją pan znać.- Przychodziła tu czasami, ale żebym ją tak znał.Nawet niewiem jak się nazywa.- To panna Anna - wtrąciła się żona rybaka.- Mieszkała u państwa?- Nie.Przychodziła czasem.A mieszkała w tej willi obok.Pracowała u tego cudzoziemca.Podobno była jegosekretarką.- Dawno to było?- Będzie z rok, a może trochę więcej.Dokładnie niepamiętam.Aadna kobieta, postawna i miła.Przyjemnie byłoz nią porozmawiać.A jakie piękne zdjęcia umiała zrobić.- Daj spokój, matka - przerwał żonie niecierpliwie rybak.-To tych panów nie obchodzi.Downar wyjął z portfela fotografię człowiekazamordowanego na Hali Olczyskiej.- A tego państwo widzieli tu kiedy? - spytał.Stary skinąłgłową.- Tak.To narzeczony panny Anny.Przyjeżdżał do niej.Mielisię pobrać.Może nawet już się pobrali.- Jak się nazywa?- A tego to panu nie powiem.Nigdy się nie interesuję tym,jak się kto nazywa.- I bywali tu oboje u państwa?- Tak.Zdarzało się, że przychodzili na świeżą rybę.- Czy pan wie, że ten człowiek już nie żyje? - powiedziałwolno Downar.Rybak wytrzeszczył oczy.- Nie żyje? Taki młody mężczyzna?- Został zamordowany.- Jezus Maria! - wykrzyknęła żona rybaka.- A mówiłam, aostrzegałam.Wiedziałam, że to się musi zle skończyć.Stary zgromił ją spojrzeniem.- Przestań!- Przed kim pani ostrzegała tego człowieka? - zainteresowałsię Downar.- E, niech pan na nią nie zważa - powiedział gniewnierybak.- To takie głupie, babskie gadanie.Szkoda czasu.- Głupie, babskie gadanie?! - zaperzyła się.- Masz teraz teswoje głupie, babskie gadanie.Młody chłop i nie żyje.Zamordowali go, dranie.- Co za dranie? - spytał Downar.- Kogo pani ma na myśli?- No ci, z którymi handlował.Ze szmuglerami handlował, atacy ludzie to sumienia nie mają.Bandyci.- Przestań, matka - burknął znowu rybak.- Sama nie wieszco gadasz.%7łachnęła się.Po raz pierwszy widziałem ją w takimbuntowniczym nastroju.Dotychczas zawsze była uległa,cicha i posłuszna mężowi.- Dobrze wiem co mówię! - wrzasnęła z niespodziewanąenergią.- Ile czasu ci tłumaczyłam, żebyś się w takie rzeczynie wdawał! A teraz sam widzisz.Zabili go.I ciebie takżezabiją, jak się od nich nie odczepisz.To bandyci, mordercy!Stary rybak podniósł się z krzesła.%7łyły nabrzmiały mu naszyi.Twarz skurczyła się nagle.Oczy zabłysły z trudemhamowaną wściekłością.- Milcz, ty ścierwo! - warknął przez zaciśnięte zęby.Początkowo byliśmy neutralnymi świadkami małżeńskiegonieporozumienia.Ponieważ jednak lada chwila mogło dojśćdo rękoczynów, Downar zdecydował się interweniować.- Niech się pan uspokoi - powiedział łagodnie, alestanowczo, kładąc dłoń na ramieniu rybaka.- Te awanturydo niczego nie doprowadzą.Proszę pamiętać o tym, żejestem przedstawicielem milicji.Prowadzę dochodzenie wsprawie morderstwa, a to jest sprawa bardzo poważna [ Pobierz całość w formacie PDF ]