[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet się nie zdziwił.Przez moment miała wrażenie, że jej niedosłyszał.A może nic nie wiedział o francuskiej arystokracji? Skądmiałby wiedzieć.Ona też całkiem niedawno o tym usłyszała.Uśmiechnął się.- Wiem o tym, ukochana.- Wiesz?!- Owszem.Alistair powiedział mi o wszystkim na godzinę przedtym, zanim wyruszyłem do zamku Glenmore.- Ale skąd Alistair.- Słowa uwięzły jej w gardle, bo w tej samejchwili przypomniała sobie rozmowę z Margaret Davidson.Zatemprzeczucie jej nie omyliło.Margaret rzeczywiście ją rozpoznała.- Mnich mu powiedział, po drodze do Braedun Lodge.- Brat Ambrose! - To on ją zapamiętał! - Skąd mógłby o tymwiedzieć?!- Kiedy przybył do Toddów z wiadomością od ciebie,przypadkowa usłyszał ich rozmowę.Mówili właśnie o Beatrix.- A jednak w Braedun mnie nie zdradził.Dlaczego? Przecież niebył mi niczego winien.Nic nas nie łączy.- Tak, ale za to ma duży dług wdzięczności wobec Alistaira.Amój wuj w pewnych sprawach potrafi być stanowczy.Kazał drogiemubraciszkowi trzymać język za zębami dopóty, dopóki nie zapadnąwłaściwe decyzje.- A co by zrobił, gdybym nie wyjechała? Co byś uczynił, gdybyśwcześniej wiedział? Iain popatrzył na nią z uśmiechem.- Nie mam pojęcia, moja kochana.To przecież już bez znaczenia.Nieprawda.Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.- Zanim ruszyłeś za mną w pogoń - szepnęła tak cicho, że nawetsama ledwie słyszała swoje słowa - wiedziałeś, że Beatrixd'Angouleme była moją matką.- Tak.I co z tego?Chciał ją objąć, ale pospiesznie cofnęła się i ciaśniej owinęłapledem.Wesołość zgasła w oczach Iaina.Popatrzył na nią jakby zwyrzutem.Migotliwe światło płomieni podkreślało wyraziste rysyjego twarzy.- Masz teraz potężnych przyjaciół - powiedział ostrożnie.- O ileich się nie wyprzesz.- Co chcesz przez to powiedzieć? Kogo? Odwrócił głowę ispojrzał w ogień.- Króla Jana, rzecz jasna.Władcę Anglii.To nie miało żadnegosensu.- Nic nie rozumiem.Parsknął drwiąco i pokręcił głową, zdradzając niecierpliwość.Dobrze znała to jego zachowanie.Jedną rękę położył jej na ramieniu,a w drugiej mocniej ścisnął pergaminy.- Mówię o jego żonie, dziewczyno.O tej, którą poślubił niecałetrzy lata temu.O Izabeli.Alena popatrzyła na niego z osłupieniem.Nic jej to nie mówiło.Nic nie wiedziała o koneksjach angielskiego dworu.- O Izabeli d'Angouleme, o młodszej siostrze twojej matki.Otwojej ciotce.Serce podeszło jej do gardła.- Ale matka, to znaczy Madeleine Todd nie wspomniała mi o tymani słowem!- Być może sama nie wiedziała.Izabela urodziła się już pośmierci Beatrix.Zwiat zawirował jej przed oczami i nagłym ruchem osunęła się wramiona Iaina.Przytrzymał ją i uspokoił.- Ta.Izabela.- wyjąkała z trudem -.jest niemal w moimwieku?- Chyba tak, chociaż nie mogę być tego zupełnie pewny. - Wiedziałeś o tym! - wypaliła, wyrywając mu się z uścisku.-Wiedziałeś, zanim wyruszyłeś za mną! Zanim odesłałeś do domuElizabeth Macgillivray!Próbował objąć ją znowu, ale mu uciekła.- Tak, ale.- Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo chcesz mnie poślubić!Wspaniały sojusz! Nie tylko z Francją, ale jeszcze z Anglią!Odwróciła się gwałtownie.Azy piekły ją pod powiekami.Niechciała patrzeć na Iaina.- Co by powiedział na to nasz dobry król Wilhelm, gdybyśzaniósł mu taką wiadomość?- Aleno.- Położył jej ręce na ramionach.- Nie! - krzyknęła.- Nie dotykaj mnie!Pled zsunął jej się z ramion podczas tej szamotaniny.Iainwzmocnił uścisk.Alena, dysząc ciężko, nie przestawała się szarpać.Biła go po piersiach, płakała, krzyczała, żeby ją natychmiast puścił.Niewiele brakowało, a wpadłaby w histerię.Iain potrząsnął nią z całej siły.- Na wszystkie moce piekieł! - zawołał.- Kobieto! Co mnieobchodzą układy z Anglią i Francją?!Drżał jak w febrze.Alena otarła łzy i spojrzała mu prosto w oczy,ciemne - niemalże granatowe - i błyszczące w świetle ognia.Uspokajała się powoli.Długą chwilę stali wpatrzeni w siebie, milcząc.- Nic cię to nie obchodzi? - szepnęła.- Nie myślisz o takichsojuszach?- A ty?Puścił ją nagle i odwrócił się w stronę paleniska.Wsparł ręce podboki.Znać było, że toczy wewnętrzną walkę.- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? - odezwał się wreszciecichym i roztrzęsionym głosem.Alena nigdy nie widziała go w takimstanie.- Nie pojmujesz, że możesz wybrać męża spośródnajpotężniejszych rodów Anglii lub Francji?Trochę trwało, zanim w pełni dotarło do niej to, co powiedział.Przymknęła oczy ze wstydu.Podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.- Nie.Jeden mąż jest mi przeznaczony i nie chcę innego.To aniFrancuz, ani Anglik.Spojrzał na nią i chwycił ją za rękę. - Nasze małżeństwo da mu wszystko, o czym zawsze marzył -dodała.- Rozległe dobra, bogactwo i szlachetnie urodzoną niewiastęza żonę.Chociaż tyle mogła mu ofiarować.Niewielkie pocieszenie wporównaniu z tym, co zaraz miał usłyszeć.Iain lekko opuścił głowę i na jego twarzy zagościł bolesnypółuśmiech.Przyklęknął i podniósł z ziemi rzucone wcześniejpergaminy.- Nie chcę szlachetnie urodzonej damy.- Nie chcesz?- Nie - wyszeptał.- Pokochałem córkę masztalerza.Ją teżzamierzam poślubić.Tylko ją i nikogo więcej.Nadeszła pora, aby położyć ostateczny kres wszelkimniedopowiedzeniom i tajemnicom.- To niestety jeszcze nie koniec - powiedziała.Wyjęła mu z dłonipergaminy.Rozwinęła je.Szkocki położyła na wierzchu i podała muje z powrotem.- Przeczytaj.Iain przejrzał dokument spisany ręką Johna Granta i szerokootworzył oczy.Alena obserwowała go w milczeniu.Wydawało się, żetrwało to całą wieczność.Serce podeszło jej do gardła.Iain podniósł głowę i popatrzył na nią z kamienną twarzą. ROZDZIAA SIEDEMNASTYNigdy w życiu nie był bardziej zdumiony niż po przeczytaniutego dokumentu.- Córka Granta? - Był całkowicie zaskoczony.- Nie wiedziałam o tym aż do dzisiaj - odparta Alena.Podniosła zpodłogi pled i zarzuciła go sobie na ramiona.Iainowi wystarczył jeden rzut oka na jej pobladłą twarz, abywiedzieć, że mówiła prawdę.Zwinął dokumenty w jeden rulon i rzuciłgo na stół.- Zatem Reynold i ty jesteście.jesteście.Chryste Panie, słowa nie chciały mu przejść przez gardło!- Kuzynami - dokończyła za niego Alena.Odwróciła głowę.Niemógł mieć o to do niej żalu.Gdybybył trochę mądrzejszy, nie ujawniałby tak wyraznie swoichprawdziwych uczuć.Prawdę mówiąc, sam nie wiedział, co o tymwszystkim myśleć.- Tylko poprzez osobę Johna - powiedziała.- Nie łączą nasprawdziwe więzy krwi.Tysiące pytań kłębiło mu się w głowie, a wśród nich ta jedna,najważniejsza - co teraz?- Chodz! - Alena wyciągnęła doń rękę.Zrobiła to z lekkimwahaniem, jakby nie była pewna, czy ją przyjmie.Przyjął.A jak miałpostąpić inaczej? - Usiądz na łóżku - powiedziała.- Opowiem ciwszystko, czego sama się dowiedziałam.Iain słuchał w milczeniu, wierząc w jej każde słowo.- Co dalej? - spytał wreszcie.- Chciałabym wykorzystać swoją nową pozycję, by jakoś pomócczłonkom klanu.Reynold wyrządził im wiele zła - odparła.Jej zielone oczy połyskiwały niczym kocie ślepia w blaskubijącym od ognia.Iain na moment zląkł się tego, co w nich zobaczył.- Rozumiesz mnie? - zapytała szeptem.- Tak - odparł, ale nie rozumiał.Co mu chciała przez topowiedzieć? - Nie.Nie jestem pewien.Myśli tańczyły mu w głowie, jakby nagle uległy chorobieświętego Wita.Chwycił Alenę za rękę i mocno ścisnął w obudłoniach.Dopiero wówczas wyczuł, że dziewczyna drżała jak osika.Boże, co za głupiec ze mnie! - skarcił się w myślach.Wcale niechciała go opuścić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ?>