[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogłamprzeczytać pamiętnik do końca, ale nie miałam ochoty.Z jakiegoś niezrozumiałego powodu musiałamprzemyśleć każdy wpis.To mnie zbliżało do Luki.Miałam wrażenie, że kiedy przeczytam wszystko izamknę ten pamiętnik, to on może zniknąć.Wstałam z łóżka i schowałam zeszyt do szuflady, pod bielizną, gdzie nikt nie mógł go znalezć, apotem wyjrzałam przez okno.Na drzewach pokazały się młode listki.Zbliżała się wiosna.Odwróciłam się i mój wzrok padł na pasiastą bluzkę leżącą na krześle.Założyłam ją na zwykły T-shirti przyjrzałam się sobie w lustrze.Bluzka była urocza i pachniała mamą.Byłam w dobrym nastroju i postanowiłam zabrać Bob-byego na spacer do miasta.Na dole przejrzałam swój notes w poszukiwaniu numeru Evana, a po wykręceniu numeru czekałampodekscytowana wizją spontanicznego spotkania.- Hej - znajomy dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki mnie zaskoczył.Do tego stopnia, żezaniemówiłam na chwilę.- Halo? - w głosie Sary znów było słychać typową dla niej bezczelność.- Jest tam ktoś?- Em.- odchrząknęłam.- Tu Jane.- Och, cześć - humorzasty ton natychmiast zmienił się w znacznie słodszy.- Jak się masz, Jane?- Dobrze - zawahałam się.Nie miałam jej nic do powiedzenia.- Jest Evan?- Poczekaj chwilę, skarbie.Zaraz go znajdę.Skarbie?Usłyszałam ciężkie kroki i jego oddech.Zapanowałam nad moim, który jak zwykle przyspieszył.- Cześć, Jane, właśnie miałem do ciebie dzwonić - odezwał się Evan.- Uciekłaś wczoraj, zanimzdążyliśmy jakoś się umówić.- Och - udałam zaskoczenie, zadowolona.- Wcale nie uciekłam.Roześmiał się tym niskim serdecznym śmiechem, który sprawił, że poczułam w brzuchu motyle.- To dobrze.Masz na coś ochotę?- Idę z psem na spacer.Pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać.- Chcesz, żebym przyszedł na wzgórze?- To jest góra, nie wzgórze.I nie.pomyślałam, że przejdę się z nim do miasta.Lubi czasem spotkaćsię z innymi psami.- Naprawdę? - roześmiał się.- Myślisz, że zechce się zatrzymać w mojej ulubionej kafejce?- Uwielbia Eileen - uśmiechnęłam się.- Rozpuszcza go, dając mu resztki hamburgerów.To co,spotkamy się tam za pół godziny?- Nie mogę się doczekać - odpowiedział.Zrobiło się wreszcie tak ciepło, że mogłam rozpiąć kurtkę, mając pod spodem tylko moją nową-starąpasiastą bluzkę.Bobby biegł przodem ścieżką do Bale.Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem,przypominając sobie, jak upajająca jest wiosna, gdy pojawi się tak nagle.Tylko kilka stopni więcej iwszystko się zmienia.Uniosłam twarz do słońca i poczułam, że serce też wypełnia szczęście.Cieszyłam się na spotkanie z Evanem.Miał rację, uciekłam.Zareagowałam nieodpowiednio dosytuacji.Bez względu na powód to, że Sara Emerson próbuje wynagrodzić mi swoje zachowanie, jestdobre, prawda?Bobby truchtał przodem, a ja przyspieszyłam, żeby go dogonić, nim dotrze do drogi.- Bobs! - potrząsnęłam smyczą, by zwrócić jego uwagę.Nie dał się na to nabrać, ale stanął grzecznie iczekał, ażgo dogonię.Przypięłam mu smycz i pogłaskałam.- Jestem szczęśliwa, Bobby - wyszeptałam w jego jedwabiste ucho.Pies przechylił głowę na bok, a ja pogłaskałam go po głowie.- Dobra - zwróciłam się do niego.- Chcesz jeden ze specjalnych poziomych szejków Elleen?Bobby zaszczekał z entuzjazmem, a ja wstałam i pociągnęłam smycz.- To biegniemy - wydłużyłam krok.- Aż na sam dół.Kiedy dotarliśmy do głównej ulicy Bale,brakowałomi tchu i byłam zgrzana, więc zwolniłam.Musiałam sięzebrać w sobie, zanim zobaczy mnie Evanem.Zatrzymałam się i oparłam dłonie na kolanach, powoliodzyskując oddech, a potem wyprostowałam się, zdjęłam kurtkę i przeczesałam palcami włosy, byjakoś nad nimi zapanować.- Dobra - wydęłam policzki.- Chyba jestem gotowa.Poprowadziłam psa chodnikiem, a kiedydotarliśmydo Fabia, wspięłam się na palce, by zajrzeć do środka.Był tam.Siedział jak zwykle na wysokim stołku przy barze.A obok, machając nogami i podrzucająctymi głupimi włosami, siedziała Sara.Stanęłam znów prosto i poczułam, jak przyspiesza mi oddech.Przyprowadził ją? Dlaczego?Bobby jęknął, nie rozumiejąc, czemu wciąż stoimy na zewnątrz.Spojrzałam na niego i pomyślałam,że jego obecność pomoże rozwiązać tę sytuację.- Zamknij się! - usłyszałam pewny siebie głos Sary.- Naprawdę - głos Evana, bardziej towarzyski niż zwykle.- To okrutne zwierzęta.Wcale nie sąsłodkie.Wbrew sobie znów uniosłam głowę, by na nich spojrzeć.Evan położył rękę na jej ramieniu i pocierałnią podczas rozmowy.Miał ożywioną minę, a drugą ręką stukał w kontuar.- Ależ tak! Misie koala są słodkie! - zaprotestowała.Czy ona w ogóle miała na sobie spódnicę?Widziałamtylko cale kilometry czarnych nóg.- Gryzą - odpowiedział i kłapnął zębami, jakby miał jej rozerwać policzek.Nagle zrobiło mi się strasznie zimno.Zadrżałam, dotykając ręką głowy Bobby'ego.I zebrało mi się namdłości.- Zachowuj się - usłyszałam jeszcze głos Evana.- Jane będzie tu za moment.Nie słyszałam odpowiedzi Sary.Oparłam głowę o szybę, ale docierał do mnie tylko szum w uszach.Stałam tak przez dłuższą chwilę.Nagle poczułam się strasznie zmęczona.I poniżona.Sara wszystko popsuła.A może to Evan.A potem spojrzałam na Bobby'ego, któremu też na pewnobyło zimno.Odpowiedział mi spojrzeniem.- Chodz, stary - powiedziałam cicho.- Wracamy do domu.Nie podnosząc głowy, włożyłam z powrotem kurtkę, otuliłam się nią szczelnie, a pies ruszył powoliobok mnie, wyraznie okazując zrozumienie sytuacji.Wlekliśmy się do domu, a nad nami zaczęły się zbierać chmury.Słońce zaszło.Oj tak, całe światłozniknęło.Kiedy wreszcie dotarliśmy do podjazdu, spuściłam Bobby'ego ze smyczy i obserwowałam, jakbiegnie do domu.Widziałam, jak Dot staje w tylnych drzwiach, najwyrazniej wróciła już odkoleżanki.Schyliła się, by go przytulić,a kiedy mnie zauważyła, pomachała z uśmiechem, a ja odpowiedziałam uniesieniem ręki.Nie miałam siły rozmawiać teraz z kimkolwiek.Wiedziałam, gdzie chciałam się znalezć.Aawka zrobiona przez tatę była zasłana kawałkami gałązek i liśćmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Mogłamprzeczytać pamiętnik do końca, ale nie miałam ochoty.Z jakiegoś niezrozumiałego powodu musiałamprzemyśleć każdy wpis.To mnie zbliżało do Luki.Miałam wrażenie, że kiedy przeczytam wszystko izamknę ten pamiętnik, to on może zniknąć.Wstałam z łóżka i schowałam zeszyt do szuflady, pod bielizną, gdzie nikt nie mógł go znalezć, apotem wyjrzałam przez okno.Na drzewach pokazały się młode listki.Zbliżała się wiosna.Odwróciłam się i mój wzrok padł na pasiastą bluzkę leżącą na krześle.Założyłam ją na zwykły T-shirti przyjrzałam się sobie w lustrze.Bluzka była urocza i pachniała mamą.Byłam w dobrym nastroju i postanowiłam zabrać Bob-byego na spacer do miasta.Na dole przejrzałam swój notes w poszukiwaniu numeru Evana, a po wykręceniu numeru czekałampodekscytowana wizją spontanicznego spotkania.- Hej - znajomy dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki mnie zaskoczył.Do tego stopnia, żezaniemówiłam na chwilę.- Halo? - w głosie Sary znów było słychać typową dla niej bezczelność.- Jest tam ktoś?- Em.- odchrząknęłam.- Tu Jane.- Och, cześć - humorzasty ton natychmiast zmienił się w znacznie słodszy.- Jak się masz, Jane?- Dobrze - zawahałam się.Nie miałam jej nic do powiedzenia.- Jest Evan?- Poczekaj chwilę, skarbie.Zaraz go znajdę.Skarbie?Usłyszałam ciężkie kroki i jego oddech.Zapanowałam nad moim, który jak zwykle przyspieszył.- Cześć, Jane, właśnie miałem do ciebie dzwonić - odezwał się Evan.- Uciekłaś wczoraj, zanimzdążyliśmy jakoś się umówić.- Och - udałam zaskoczenie, zadowolona.- Wcale nie uciekłam.Roześmiał się tym niskim serdecznym śmiechem, który sprawił, że poczułam w brzuchu motyle.- To dobrze.Masz na coś ochotę?- Idę z psem na spacer.Pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać.- Chcesz, żebym przyszedł na wzgórze?- To jest góra, nie wzgórze.I nie.pomyślałam, że przejdę się z nim do miasta.Lubi czasem spotkaćsię z innymi psami.- Naprawdę? - roześmiał się.- Myślisz, że zechce się zatrzymać w mojej ulubionej kafejce?- Uwielbia Eileen - uśmiechnęłam się.- Rozpuszcza go, dając mu resztki hamburgerów.To co,spotkamy się tam za pół godziny?- Nie mogę się doczekać - odpowiedział.Zrobiło się wreszcie tak ciepło, że mogłam rozpiąć kurtkę, mając pod spodem tylko moją nową-starąpasiastą bluzkę.Bobby biegł przodem ścieżką do Bale.Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem,przypominając sobie, jak upajająca jest wiosna, gdy pojawi się tak nagle.Tylko kilka stopni więcej iwszystko się zmienia.Uniosłam twarz do słońca i poczułam, że serce też wypełnia szczęście.Cieszyłam się na spotkanie z Evanem.Miał rację, uciekłam.Zareagowałam nieodpowiednio dosytuacji.Bez względu na powód to, że Sara Emerson próbuje wynagrodzić mi swoje zachowanie, jestdobre, prawda?Bobby truchtał przodem, a ja przyspieszyłam, żeby go dogonić, nim dotrze do drogi.- Bobs! - potrząsnęłam smyczą, by zwrócić jego uwagę.Nie dał się na to nabrać, ale stanął grzecznie iczekał, ażgo dogonię.Przypięłam mu smycz i pogłaskałam.- Jestem szczęśliwa, Bobby - wyszeptałam w jego jedwabiste ucho.Pies przechylił głowę na bok, a ja pogłaskałam go po głowie.- Dobra - zwróciłam się do niego.- Chcesz jeden ze specjalnych poziomych szejków Elleen?Bobby zaszczekał z entuzjazmem, a ja wstałam i pociągnęłam smycz.- To biegniemy - wydłużyłam krok.- Aż na sam dół.Kiedy dotarliśmy do głównej ulicy Bale,brakowałomi tchu i byłam zgrzana, więc zwolniłam.Musiałam sięzebrać w sobie, zanim zobaczy mnie Evanem.Zatrzymałam się i oparłam dłonie na kolanach, powoliodzyskując oddech, a potem wyprostowałam się, zdjęłam kurtkę i przeczesałam palcami włosy, byjakoś nad nimi zapanować.- Dobra - wydęłam policzki.- Chyba jestem gotowa.Poprowadziłam psa chodnikiem, a kiedydotarliśmydo Fabia, wspięłam się na palce, by zajrzeć do środka.Był tam.Siedział jak zwykle na wysokim stołku przy barze.A obok, machając nogami i podrzucająctymi głupimi włosami, siedziała Sara.Stanęłam znów prosto i poczułam, jak przyspiesza mi oddech.Przyprowadził ją? Dlaczego?Bobby jęknął, nie rozumiejąc, czemu wciąż stoimy na zewnątrz.Spojrzałam na niego i pomyślałam,że jego obecność pomoże rozwiązać tę sytuację.- Zamknij się! - usłyszałam pewny siebie głos Sary.- Naprawdę - głos Evana, bardziej towarzyski niż zwykle.- To okrutne zwierzęta.Wcale nie sąsłodkie.Wbrew sobie znów uniosłam głowę, by na nich spojrzeć.Evan położył rękę na jej ramieniu i pocierałnią podczas rozmowy.Miał ożywioną minę, a drugą ręką stukał w kontuar.- Ależ tak! Misie koala są słodkie! - zaprotestowała.Czy ona w ogóle miała na sobie spódnicę?Widziałamtylko cale kilometry czarnych nóg.- Gryzą - odpowiedział i kłapnął zębami, jakby miał jej rozerwać policzek.Nagle zrobiło mi się strasznie zimno.Zadrżałam, dotykając ręką głowy Bobby'ego.I zebrało mi się namdłości.- Zachowuj się - usłyszałam jeszcze głos Evana.- Jane będzie tu za moment.Nie słyszałam odpowiedzi Sary.Oparłam głowę o szybę, ale docierał do mnie tylko szum w uszach.Stałam tak przez dłuższą chwilę.Nagle poczułam się strasznie zmęczona.I poniżona.Sara wszystko popsuła.A może to Evan.A potem spojrzałam na Bobby'ego, któremu też na pewnobyło zimno.Odpowiedział mi spojrzeniem.- Chodz, stary - powiedziałam cicho.- Wracamy do domu.Nie podnosząc głowy, włożyłam z powrotem kurtkę, otuliłam się nią szczelnie, a pies ruszył powoliobok mnie, wyraznie okazując zrozumienie sytuacji.Wlekliśmy się do domu, a nad nami zaczęły się zbierać chmury.Słońce zaszło.Oj tak, całe światłozniknęło.Kiedy wreszcie dotarliśmy do podjazdu, spuściłam Bobby'ego ze smyczy i obserwowałam, jakbiegnie do domu.Widziałam, jak Dot staje w tylnych drzwiach, najwyrazniej wróciła już odkoleżanki.Schyliła się, by go przytulić,a kiedy mnie zauważyła, pomachała z uśmiechem, a ja odpowiedziałam uniesieniem ręki.Nie miałam siły rozmawiać teraz z kimkolwiek.Wiedziałam, gdzie chciałam się znalezć.Aawka zrobiona przez tatę była zasłana kawałkami gałązek i liśćmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]