[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie można powiedzieć, że znalazł wyrazny trop.Zamknął oczy, potarł czoło i rozważył przyznanie się do porażki.Poddałby sięzapewne, gdyby nie bodziec z niespodziewanej strony.- Wie pan, doktorze Schwoerin - powiedział bodziec.- Nie spotykamy tu wielu żywych.Paweł na drodze do Damaszku nie mógł być bardziej zaskoczony, usłyszawszy nagle zprzerażeniem czyjś głos.Bibliotekarka, która przez cały wieczór cicha i niewidzialnaprzynosiła mu posłusznie kartony, stanęła właśnie przy stole, oparłszy o biodro karton, którywłaśnie skończył przeglądać.Wystrojona w długą sukienkę z nadrukiem, z ozdobionąwielkimi, prostymi okularami twarzą o delikatnych rysach.Włosy miała związane z tyłu wciasny kok.Lieber Gott!, pomyślał Tom.Archetyp! A głośno powiedział:- Słucham?Bibliotekarka zarumieniła się.- Zwykle badacze składają zamówienia telefonicznie.Ktoś z personelu skanuje je nakomputer, obciąża kosztami odpowiedni grant i to wszystko.Bywa tu przerażająco samotnie,zwłaszcza w nocy, kiedy czekamy tylko na zamówienia z zagranicy.Próbuję czytać wszystko,co skanuję, no i mam jeszcze własne badania.To trochę pomaga. To właśnie było to ogniwo.Samotna bibliotekarka potrzebowała ludzkiego rozmówcy,a samotny kliolog potrzebował oderwać się od swoich bezowocnych poszukiwań.Gdyby nie to, między ich dwójką mogły nie paść tamtej nocy żadne słowa.- Musiałem wyjść na chwilę z mieszkania - powiedział Tom.- Och - powiedziała młoda kobieta.- Cieszę się, że pan przyszedł.Zledzę pańskiebadania.Historycy nie miewają zwykle fanek.- Dlaczego u licha miałaby pani to robić? - zapytał zaskoczony Tom.- Specjalizowałam się w historii analitycznej u doktora LaBreta na Massachusetts, aletopologia różniczkowa była dla mnie zbyt trudna, przeszłam więc do historii narratywnej.Tom poczuł się, jak mógłby poczuć się biolog molekularny spotykając  filozofanaturalnego.Historia narratywna nie była nauką: była literaturą.- Pamiętam własne problemy z powierzchniami katastrof Thoma - zaryzykował.-Proszę, niech pani usiądzie.Drażni mnie pani tak stojąc.Stała dalej, trzymając karton na przechylonym biodrze.- Nie chcę odrywać pana od pracy.Chciałam tylko spytać.- zawahała się.- Och, topewnie oczywiste.- Co takiego?- Prowadzi pan badania nad wioską o nazwie Eifelheim.- Zgadza się.To miejsce stanowi niewytłumaczoną pustą przestrzeń w siatceChristallera - był to umyślny test ze strony Toma.Chciał przekonać się, co z tego zrozumie.Uniosła brwi.- Porzucono ją i nigdy nie zasiedlono ponownie?Tom przytaknął.- A jednak - rozmyślała głośno - to miejsce musiało wykazywać atrakcyjność, inaczejnigdy nie zostałoby zasiedlone.Może jakieś inne miejsce w pobliżu.Nie? To dopierodziwne.Może kopalnie uległy wyczerpaniu? Woda wyschła?Tom uśmiechnął się, zachwycony jej spostrzegawczością i zainteresowaniem.Z trudemudało mu się przekonać Sharon, że w ogóle istniał jakiś problem, a wymyśliła tylkopowszechną przyczynę, jak Czarna Zmierć.Ta młoda kobieta wiedziała przynajmniej dosyć,aby zasugerować przyczyny lokalne.Kiedy wyjaśnił swój problem, bibliotekarka zmarszczyła brwi.- Dlaczego nie poszuka pan informacji sprzed zniknięcia wioski? Cokolwiekspowodowało jej porzucenie, musiało wydarzyć się wcześniej. Pacnął dłonią w karton.- Dlatego właśnie tu jestem! Niech pani nie uczy ojca dzieci robić!Skuliła głowę przed tą nawałnicą.- Ale nie wspominał pan nigdy o Oberhochwald, więc.- Oberhochwald? - pokręcił poirytowany głową.- Co ma do tego Oberhochwald?- Tak nazywało się pierwotnie Eifelheim.- Co?! - wstał gwałtownie, przewracając ciężkie krzesło do tyłu.Uderzyło z hukiem opodłogę, a bibliotekarka upuściła karton.Teczki smyrgnęły po podłodze.Zasłoniła ustadłonią, po czym schyliła się, żeby je pozbierać.Tom rzucił się wokół stołu.- Proszę je zostawić - powiedział.- To moja wina.Pozbieram je.Proszę mi tylkopowiedzieć, skąd pani wie o Oberhochwald.Pomagając jej wstać, zdziwił się, jaka była niska.Kiedy siedział, wydawała mu sięwyższa.Wyrwała ramię z jego uścisku.- Pozbieramy je razem - powiedziała.Postawiła karton na podłodze i opadła naczworaki.Tom uklęknął obok, podał jej teczkę.- Czy jest pani pewna co do tego Oberhochwald?Włożyła do kartonu trzy teczki i spojrzała na niego, a on zauważył, że ma wielkiebrązowe oczy.- Chce pan przez to powiedzieć, że nie wiedział o tym? Dowiedziałam się przypadkiem,ale myślałam, że pan.To było chyba jakiś miesiąc temu.Pewien brat z uczelni teologicznejpoprosił, żebym znalazła dla niego rzadki manuskrypt i zeskanowała go do bazy danych.Nazwa Eifelheim przyciągnęła moją uwagę, ponieważ skanowałam już wcześniej parę rzeczydla pana.To była glosa na marginesie nazwy Oberhochwald.Tom zastygł z kilkoma teczkami w dłoni.- Jaki był kontekst?- Nie wiem.Rozumiem łacinę, ale to było po niemiecku.Gdybym tylko wiedziała,wysłałabym panu e-maila.Ale myślałam.Tom położył jej dłoń na ramieniu.- Nie zrobiła pani nic złego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl